Na skrzyżowaniu rozsądku w noc ciemniejszą niż zazwyczaj
niezidentyfikowane cienie na plecach na murach
i krok przed moim kolejnym krokiem
znikają za zakrętem
W bramach kamienic oczy płonące denaturatem
w rynsztoku potok przetworzonego życia
Przy latarni proboszcz incognito w liturgii grzechu
Niemy „skowyt” całego pokolenia beat generation na wystawie nieistniejącej już księgarni
W samym centrum zardzewiała „STACJA” tak wielbiona przez masę artystycznych niedopałków
Król obfitości z medalem od ministra satyryków
dla podniesienia własnej wartości i osobistej kultury
Kamień węgielny w miejscu zbiorowej egzekucji
cmentarz pulsujący życiem po godzinach
grabarz w ludzkiej skórze i łapiduch bez sumienia
Róże w butonierce i tulipan w czyimś podbrzuszu
Matka karmiąca umierające dziecko na metrze kwadratowym
komorniczego bruku
Niemowlę w oknie życia bez nazwiska
Kilku nastolatków stawiających pierwsze kroki do tego co nazywać będą
dorosłością –
Zróbmy wszystko by wyglądało to tak jakbyśmy chcieli dobrze
Miasteczko bez złotego środka z DNA na bruku
Poeta mi bliski który wyszedł
ślad pozostawił i niezaspokojoną ciekawość –
On nie był pierwszy ani też ostatni
Kolejny dzień przed reflektorami życia
bez zabezpieczeń literackich
Na powierzchni i pod powierzchnią
pełno było mnie i zgoła nieprzeciętnych interakcji
Obok getta na…
Ścianie poetów olanych moczem przez tutejszych krytyków
nie wykluczając mnie…
Jeszcze żyjącego na bakier z życiem
i z samym sobą