„Rosyjski okręcie wojenny, idi na … !!!”

Płynąłeś, spokojnymi ruchami rąk rozdzielając
łagodne wody Dniepru. I nie bardzo wiedziałem,
czy składasz je i rozkładasz, bo modlisz się
do bogów, ukrytych pod złotymi kopułami Ławry,
czy może do tej, stojącej na brzegu dziewczyny,
z warkoczem i oczami jak słoneczne promienie.
Jeszcze wczoraj próbowała mówić do ciebie
po francusku – bo tak ładniej -że ciebie kocha.
I cóż mogło być bardziej banalne.

Teraz to właśnie ona zapomniała obce słowa,
choć wydają się tak potrzebne.
Nie chce mówić o rzece bez chłopców,
ani o niebie, skąd wyprowadzili się bogowie.

Trzyma w rękach zimny karabin i wie,
że tylko tak, kiedy już wrócisz, zbudujecie stół.
Usiądziecie i ona znów powie ci – bo tak najpiękniej –
ya tebe lyublyu.


Reguły

Pamiętasz pewnie ten czerwony budynek.
Wyskrobałeś na nim historię odlotów, które kiedyś
miały się spełnić. Wtedy były zaledwie rozległymi
plamami na małej mapie. Za dużo było tego

czekania pośród westchnień, jakby płucom
brakowało oddechu. Na czarnym krążku
Mick Jagger nie czuł satysfakcji, ale on
potrafił to wykrzyczeć. Po łąkach snuły się

gęste zapachy, rozpadające się
na cząstki, których nie umiałeś unieść.
Nad ceglanym kortem fruwały tenisowe piłki
– żółte ptaki zamknięte w regułach.

A przecież wracasz z tym bagażem. Dudnią
koła pociągu, słyszysz je we śnie. Wspinasz się
na wysokie schody, echo kroków mierzy świat.
Rozglądasz się z lękiem. I wchodzisz.


Potop

W Kairze jest miasto umarłych. Ciemnoskórzy
chłopcy kopią tam piłkę, Ahmed nalewa
zieloną herbatę. Płynie leniwie jak wody Nilu,
które zaniosły mnie do twego kraju. Daleko

w Nubii piaski, zasłane wodami jeziora, kryją bruzdy,
wyryte rydwanem faraona. Na reliefach w świątyni
klęczysz z kwiatem lotosu w dłoni. Dyski kamer
utrwalają ślady zachwytu. Ocalał

przed potopem, który pochłonął twoje groby. Dziś
na cudzym cmentarzu czas nie płynie wylewami
rzeki. Daleki nurt Nilu błyska światłami żarówek,
papirus zapomniał już o hieroglifach. W holu hotelu

spotykam twój wzrok. Nie wiem Ahmedzie,
czy myślisz o okrągłych monetach. Kilka z nich
toczy się w stronę chłopca z piłką. Nubia
kryje się przed upałem w kairskim grobowcu.


Palio

Włóczymy się ze słońcem ulicami Sieny.
Wiatr przebiega, przeszywa nas
zachwytem, wsysa na czerwony plac.
Zamknięci w oszalałym tłumie,
jak oko Dalego w wirze świata,

czujemy samotność. Trzymamy się za ręce,
pokorni przed siłą kamiennej wilczycy,
karmiącej porzucone dzieci. Przepływa przez nas
parujące ciepło świata. Tuż obok
z fontanny gołąb pije wodę,

śmiejąc się, rozprawiają kobiety. Odchodzimy
w głąb ciasnej uliczki, w ciemność
gdzie czysty głos rozprasza pieśń.
Na placu milknie rżenie koni,
sztandar zwycięzcy zakrywa resztki nieba.

Jarosław Barańczak – Cztery wiersze
QR kod: Jarosław Barańczak – Cztery wiersze