***

Czegóż ci jeszcze potrzeba jakie ptaki i zwierzęta masz ujrzeć
Zdaje mi się słowo moje z wosku i kolorowych szmatek
Wiem że się nie zmęczyłeś nie poraniłeś nigdy

Gdybym nie zaspał nie zasnął ponownie jak pierwszy lepszy student
Trzy jaszczurki mnie okrążyły i biły ogonami
A ty stałeś i śmiałeś się powiedzmy ja cierpię a ty nie cierpisz
Nie mój drogi przyjacielu ja cierpię a ty się boisz

2007


***

Nasze morze mieści się w żołędziu
A uczennice wrzucają pieniądze do wody
Budowlańcy drzemią pod białym namiotem
Wiatr rozwiewa piasek
Wertykalnie chodzą cienie
Zwariowany stróż przybrzeżnego kina
Przymierza drewniany kindżał
Zima w pełni
Nikogo z nas nie widać
Jesteśmy niegroźni a zatem szkaradni

2012


***

Kriszna nie płacze.
Niedźwiedzie w sadzie prześladują córkę Anglika.
Burza wisi na włosku, dziewczynka schroniła się za kamieniem.
Za płotem wegetują petunie.
Im mniejsza planeta, tym długowieczniejszy piorun.

O świcie puka do drzwi z kompanami Anglik,
Dziewczynka śpi na trawie, deszcz ustał.
Zamiast niedźwiedzi widzimy zbieraczy bawełny.

2000-2003


***

Zrobiony z sera mam głowę starca
Po gwizdku życie zaczyna się od środka
Stoję nad wąwozem z jeleniem świerszczem czy bratem
W sensie życiowym nazywamy się Alosza

Zrywa się wicher jak najprostsza osłona graniczna
Wyrastają grzyby z papieru stoję na straży
Z bułką maślaną jak z bombą odłamkową
Żeby nie trwożyć bliskich

Docinków nie lubię
Trzepotanie nieistotnych zdarzeń rodzi a) młodego władcę
b) uprawę roli wiecznego lata
Miłość zaczyna się od łyżki kompotu

Trudno mi zapłakać Alosza a żyć niezmiernie łatwo
Z przeciwka idzie panna umyć się po podróży
Po stycznej do domu płyną panoramiczne cyrki
Fauna kłam nawigacja czysta prawda

2004


***

Minęło piętnaście lat
Nad brzegiem Morza Czerwonego
Goły królewicz buduje domek z lin dla ośmiornicy
Ośmiornica umiera wykrzykując prośby i listy
Żywność dostarczają na mułach
Złote naczynia w sadach kiełkują szyjkami do góry
Godny prawdy litości nie godzien

2006


***

Na mokry bęben spadam
Jak dużo złota w moich kieszeniach kożuszka
Wychodzi starzec martwy i ładny
Na prawej ręce staruszka zasiada jastrząb ze złamanym
dziobem

Jestem przesiąkniętym żołnierzem
Czterech sanitariuszy mnie niesie

2005


***

Przypadkiem skaleczywszy się nożem do chleba
Nastolatek tamuje krew zimną wodą
Towarzysze zarzucają swe garnitury na niebo
A dziewczyny przebierają się w dresy
Zaczyna się taniec i miasto rozsypało się w drobny mak i pył
Zaczyna się bal i przez kilka nowych lat
Niewiarygodne przygody nie wiadomo skąd przybyłych bohaterów
Doprowadzą do odrodzenia uprawy roli i rzemiosła
W gruncie rzeczy byłe życie
Ale w tyciutkich wymiarach i skali

2008


***

Gwiazda-porucznik oświeca drogę gwieździe-skarbnikowi
Bezmyślne niszczenie mienia
Ma sens gdy tragedia bez gniewu

Oto góra Abeldił oto górа Nieduży Człowiek
Centrala telefoniczna bez dozoru
Wespół krzyczą i jedzą pomidory
Dolina wiedzie do wody

Uczniowie ze starszych klas zrzuciwszy buty
Chodzą parami po płytkiej wodzie
Mewy dowodzą flotą najgorsze za nami

2015


***

Pod niesłychanie mocnym traktorem gwiazdolotem lodowa ziemia,
Kłoszą się pola, a wiatr strąca nakrycie głowy.
W miedzianym kablu zaplątany jeleń
Przestraszył na śmierć przedszkolaków.
Pewien żołnierz w czarnym fartuchu uwalnia jelenia.

Trwa wesele po upływie krótkiego czasu,
Dzieci prowadzą dla żołnierza królową,
Taż patrzy jak żona,
I chleb, i cebula na przeziębienie przypadają żołnierzowi.

2000-2003


***

Wywieszać pranie,
Odżywiać się śniegiem,
Na nasze podwórze czas nie zachodził,
Dzieciarnia nas nie bała się.

Przypomnijmy — dzieciarnia z magnesem
Przechodzi naszą ulicą w pośpiechu

1992


***

Za domem, za pierwszym z brzegu agrestem
Bieliła się makieta Europy przydymionego celuloidu,
Jak pomnik rozbioru Polski.

Grała muzyka spod ziemi
W razie rozstania, moi drodzy,
I topola przypominała ogrodnika,
I jabłko przypominało zieleniarza.

W trawie zamieszkują gronostaje,
Na glinianych terasach błyszczały złote monety.
Żywopłot stał na śmierć,
Jak przed wojną.

I sami ledwo dyszeliśmy,
Jedliśmy śliwki, jak ziemniaki,
Mowa niezależna wiodła do śpiewania psalmów,
Górna warstwa gleby ostawała się przezroczysta, Bóg mi świadkiem.

Na naszych muskułach lśniła rosa,
Ziemia była Mezopotamią,
Byliśmy jednym człowiekiem — oczywiście, sławnym pilotem wojskowym —
Bez wieku, bez przeczucia.

1997


***

Brama na oścież, czerniejąc,
Wyposażenie kadłubów,
Goły step na mapie,
Sołonczaki,
Ani jednego milimetra na mapie,
Ale brama dźwięczy, proszę,
Pielmieni, pościel,
Owszem to siostry,
Zniekształcone twarze, nasze siostry,
Orenburg nie przyjmuje,
Późno, z powrotem, to nie Orenburg,
Tam nasze siostry,
To nie siostry.

1987-1989


***

Wieczorami kobiety pływały w jeziorze.

Mężczyźni zabarłożyli w altanie.

Gwiazd nigdy nie było.

Pachnęło pokrzywą.

Pachnęło siarczanem, pokrzywą.

Słupy telegraficzne wyginały sadybę.

Muskając otoczakowych nasypów.

Otoczaki fosforyzowały, poruszając się.

Kroki wydawały się głosami.

1990

przełożył Tomasz Pierzchała

Leonid Szwab – Wasz Nikołaj
QR kod: Leonid Szwab – Wasz Nikołaj