Remediusz

1.

Przez sen i przez jawę przechodzi kostucha.
Wielu ją widziało, lecz nikt tego nie rozdmuchuje.
Wybacz, czytelniku, że rozdmucham kostuchę.

Najczęściej słyszy się o niej od dzieci,
przybywa około północy, dusi
– a wtedy sen i jawa się duszą.

W rozchorowane wieczory sunie drogą,
przechodzi przez rozchorowaną jesień, zimę, wiosnę.
Uchyla drzwi domu, wchodzi do pokoju chorego.

Módlmy się, by jej nigdy nie spotkać,
módlmy się do słońca i do uśmiechu w lustrze.
Niech jasne lustro stanie na straży.

2.

Przez sen i przez jawę przechodzi kostucha.
Spotkałam ją na ulicy, w jasny dzień.
Nikt mi nie wierzy, ale ja wiem.

W nocy śniło mi się szczekanie psów i stada rannych,
rozszarpanych kur, na wpół żywe
biegły w moją stronę. Uciekałam, lecz skakały na mnie –

3.

Dzisiejszej nocy

Rzym.

Ulice,
rozdzwonione kościoły.

Tak jest za każdym razem:

idziesz,
Chuchanno,
dzwonią na wieżach.

A senne teleskopy
wybuchają –

                         o,

                         to telefon!

                         z telefonu

                         – kwiaty

(dobre wiadomości):

Wychodzę ze szpitala,
nareszcie!
Moja choroba jest groźna, ale
zatrzymało się.
Przyjedź.

4.

Kwiaty.

Wypełniałeś mi nimi
niemal całą szpitalną salę.

Tam,
w ich łodygach
– widziałam:

miliony,
miliardy wyciągniętych rąk,

jak
pęd,

czysty pęd do życia.

5.

Niedziela.
Wracamy ulicami.
Dzwony biją w kościołach.

2014


Dom

1.

Dzień kiedy wraca choroba
i znowu tracisz siły, więc biorę
cię na ręce i niosę
do samochodu – mdlejesz,
mdleją wszystkie skrzyżowania (które i tak
są bez sensu, bez sensu).

2.

O świcie
śnieg za oknem szpitala,
na polach, miastach, autostradach.
A ja zostanę jeszcze
na twoich przezroczystych piersiach,
zasypiając w biciu
twojego
serca.

3.

W tym roku zima skończyła się w maju.
Spóźnione, stęsknione światło obdarza.
Mam w środku okład z morza, błękitu
i ciebie, twoich włosów. Smugi samolotów
znikają nad nami
jak rany – szybko, jedna po drugiej.

Przetrwaliśmy.

2016 / 2017


Dar

A więc przyjechałaś,
zjawiłaś się.

Po drugiej stronie jezdni
widzę.

Lśni ulica,
skrzyżowanie.
Słońce wychodzi z asfaltu.

Jakby gdzieś, w innym
również było miasto,

jasne skrzyżowanie, którego blask
spadł
              – to bomba –
                                           i się rozlał
w świecie i w nas.

Dar
objawił się.

Dar
pokazał mapy.

Pod podszewką dnia,
sklepów,
pędzących aut

– wola,
postanowienie.

Co za architekt,
kochany inżynier

nam zesłał ten plan?

Stoimy na nim.
Tworzymy.

2014


Pole cogiterryczne

świadomość planety
trzymająca w dłoniach
człowieka

mówiąca: pierwsza
druga wojna światowa
potop wirus armagedon

mówiąca: pęd
życia miłość wiosna
kobiety

pole Ziemi
przerzedza
odradza nas

myślimy – technologia
grom cywilizacji
to niebezpieczne

a ona i tak
jedną smugą światła

przepali

oczyści

2016


Ready made: przed wejściem do oddziału ratunkowego

U W A G A   N A   S P A D A J Ą C Y   Ś N I E G   ! ! !

Grudzień 2009


Z notatnika Georga Trakla

płacz w mroku
wieczór i poranek
poranek i wieczór
w mroku płacz

podwodny kanał
co prowadzi w koniec
gdy otwierają się oczy
i gdy oczy się zamykają

nagle w przestrzeni
pokój śmierci
w nim płynąć
tonąć w nim

kruki kruki
kołyszą pod niebem
kołyszą mnie
nad miastem czarne drzwi

komu potrzebny
ten beznadziejny lament?
szaleńcom potrzebny
lamentu słuchają

przychodzą w nocy
dotykają milczą
smutek gryzie mocniej
czas ciemnieje szybciej

wołam do ciebie z ziemi
tato nic nabiera lat
nic jest cięższe
niż życie – znów

straciłem wszystko
a zima a zima
w zaułku cmentarza
widziałem białe dziecko

2019


Miłość w czasach zarazy

"...i przeraziło go spóźnione podejrzenie,
że to nie śmierć, a właśnie życie nie ma granic."
Gabriel Garcia Marquez

Przyszło nam kochać w burzliwych czasach:
wojny, pandemia, kryzys gospodarczy,
jakby miłość nasza była głodną rośliną,
wzrastającą do światła przez okoliczności.

Ten pęd jest potrzebny; kiedyś w końcu
rozsiądziemy się tam, na powierzchni.
Przyszło nam kochać w czasach śmierci
pijanej. Czy dlatego rośniemy tak mocno?

Kwiecień. Nad łąką niewidzialne tłumy.
Słońce jest ostatnim znakiem STOP.
W milczeniu, ale już bez żalu, odesłane

zrzucają z siebie przerwane pragnienia
i pączkują. Czujesz? Żar. Dojrzewanie
spływa nam do środka. Rośniemy szybciej.

2020

Nie odwracaj oczu, olbrzymie

Kwiecień. Pandemii drugi miesiąc.
Jakby kaszlnął w pustce,
przeprosił. 6:30 czekamy
w autach jak w snach,

korek przedłuża się
pod zepsutymi światłami: STOP
i STOP – jeszcze chwila,
a wszyscy wysiądą może

prosto w otwarte pola,
półotwarte nieba. Spójrz,
wśród drzew, w koronach
smuga nieznanego światła,

coraz bardziej żywa, coraz
bardziej ruchoma. Wulkany
w Indonezji, pożary
w Australii. Pole magnetyczne

jak Starlink przesuwa się
z północy ku Syberii. Nie
odwracaj oczu teraz,
olbrzymie, nie odwracaj proszę

swoich kochających (czy
ufają jeszcze?) zielonych oczu.

2020

Spokój zielonych oczu

"Fascynująca jest drzew obojętna czułość
Z jaką małych wisielców przyjmują"
Marcin Świetlicki, Prawda o drzewach
Słońce piszczy w czarnej wodzie,
co przepływa przez las, korę, słoje,
fraktale. Czy w drzewach spowalnia czas?
Myślenie? Jeżeli tam jest,
jest snem głębszym niż sen ludzki,
a płytszym niż sen kamienia. Po prostu,
być i tę jedną myśl: żyć, rozgałęziać się
ku gwiazdom – kontemplować przez dziesięciolecia.
Emanacja z wyższych bytów? Pojęcia nie mam.
Ale trwać, trwać tak po wojnach, chorobach,
dusznej niewoli, obozach zagłady
– to oddech. Odpoczynek
                                          może
tam, w połączeniu z ziemią,
deszczem, powietrzem
– rozumieją dlaczego,
rozumieją niebo.

2019

Przejście lustrzane

Jeśli umrzeć, to najlepiej teraz,
w czasie pandemii, z falą.
Może nikt nawet nie zauważy?
Jeśli żyć – to też najlepiej teraz.
Dlaczego? Po pierwsze: jak nigdy
zdajesz sobie sprawę, że żyjesz.
Po drugie: można zmienić wszystko,
wbiegając w nową rzeczywistość
jak się wbiega w lustro. Historia
powtarza się na różne sposoby. Świat
zaczyna się układać powoli.
W dojrzałe formy. W dojrzałe idee.
Kiedy tam, na krańcu lustrzanej krainy
(która niby przestała być lustrzana)
nowe lustro lśnić zaczyna jak gwiazda
poranna i gwiazda wieczorna.

Dawno już, nie pamięta kiedy,
wybiegł z lustra w kosmiczne oczy chłopca,
dziwiącego się na widok konstelacji
wokół superksiężycowej pełni, i pomyślał,
a raczej przypomniał sobie,

o czymś bardzo ważnym (czy już
w tym życiu?) do powiedzenia.

2020

 

 

Dominik Żyburtowicz – Dziesięć wierszy
QR kod: Dominik Żyburtowicz – Dziesięć wierszy