Izolacja
zimno po czubki kwitnącej czereśni
po gładkie palce które wbijamy
w siebie w to o co poszło
a teraz leży przytomnie i woła
nie mijam ciebie na wyciągnięcie
wers wersowi nie różny
nie mijasz mnie na odległość
dwa słowa zgubione warczymy
nisko bezpiecznie i miękko
nie będzie nam nigdy nigdy
Dzień
Nie mam więcej
do powiedzenia krótki link
baw się dobrze i wracaj
w swoje plenery baj baj
na ziemię i między uda
których imię nosiłeś do rana
a potem wołałeś mnie przez przypadek
Jest nam dobrze ale najczęściej
gorzej już być nie może
Wtedy wstaję
Past
nie chcę urazić twojej dumy lekkiej jak pergamin
porozkładanej między modną zastawą nie ma
dostępu powietrze nie chowa się tu dań
w czystych papilotach na straży
od wczoraj siedzę na środku stołu
z okiem w kieszeni staram się nie płakać
nie ma się o co oprzeć to prawda
żyrafy te panie śpią na jedno oko gibbony
zajmują nam dwie trzecie rozmowy
i tylko wyolbrzymiamy środek
podczas gdy skóra rozkwita boli płynie
kiedy dotyka się czasu przeszłego
żywych byłych byłych
Urodziny
nigdy nikt mnie tak nie potraktował
mówisz a ja czuję fail start albo inne
deja vu przysłaniam oczy wychodzę
poza kluczem do drzwi frontowych
nie mam innych przyjaciół nie wierzę
w książki wiersze płyty kulę się wycieram
oczy mnie zdradziły zmysły mnie zdradziły
przytulam głowę do abberacji znikam
obserwując dłoń która nigdy więcej
nie odezwie się do ciebie nie wprosi
w ciepłe miłe popołudnie w długi żal
myślimy
na temat kwietnia co już się nie powtórzy