Tramwaj

(…) wszyscy wariaci na tramwaj!, krzyczy Alicja, wszyscy normalni wysiadać!, krzyczy Alicja, wszystkie wariaty do tramwaju!, wszystkie normale do domu!, krzyczy Alicja, bardzo dobry, coraz lepszy tramwaj, powiedział Feliks przestępując drzwi tramwaju, w pierwszej chwili, kiedy nadjeżdżał wydawał się dość kiepskim tramwajem, zupełnie jak ten przystanek i przystający na nim ludzie wydają się dość kiepskimi i nieudanymi w porównaniu z tym jak udani mogli by być, mówi Feliks, w pierwszym dalekowzrocznym momencie z oddali wydał się ten tramwaj istną tragedią, mówi Feliks, elektrycznym bajzlem na kółkach, mówi Feliks, szynolubnym starociem i brakującym ogniwem w teorii elektryfikacji, mówi Feliks, ale kiedy tylko zbliżył się odczułem, że istotnie coś jednak staje się w nim coraz lepsze, mówi Feliks, z każdym metrem pokonanym w moim kierunku tramwaj ten nabierał coraz bardziej wyraźnych barw całkiem przyzwoitego tramwaju, mówi Feliks, jaki ładny tramwajowy kolor, mówi Alicja, dobrze komponuje się z harmonijkowo-drzwiowym, mówi Alicja, i pięknie przechodzi w płaskodachowy, mówi Alicja, co za doskonały profil oszynowania, mówi Alicja, aż wibrują te wewnętrzne naprężenia, mówi Alicja, okregi jezdne w tym tramwaju, mówi Alicja, mają bardzo ładnie zaakcentowany moment siły, mówi Alicja, gustowny resorowo-kołowy odcień, mówi Alicja, do abordażu! cały tramwaj dla wariatów, powiedziała Alicja wchodząc na pokład tramwaju, normalniaki szorować na przystań, mówi Alicja, proszę proszę, jakie sprytne stopnie ze sprężynką, mówi Alicja, w przyjemnym kolorze dwuschodkowym, mówi Alicja, do tego ta jedyna słuszna perspektywa, mówi Alicja, dzieło sztuki!, mówi Alicja, Gesamt Kunstwerk!, mówi Alicja, hipermajstersztyk tramwaistycznej awangardy, mówi Alicja, to siedzeniowe impasto, ekstrawagancja!, mówi Alicja, ten szklanoszybowy laserunek, światło leje się samo do oczu, mówi Alicja, te akcenty, mówi Alicja, guma palona, mówi Alicja, zdartosiedzeniowy, mówi Alicja, och, ostre jak ostrokrzew półproste rurowouchwytowe, mówi Alicja, bogactwo palety wywołujące u mnie estetyczną ekstazę, mówi Alicja, do tego ten delikatny relief posadzki, mówi alicja, wszędzie te guzikowe intarsje, mówi Alicja, kupuję ten tramwaj, mówi Alicja, patrzcie na te ramki!, mówi Alicja, te literki, mówi Alicja, przemawiają do mnie z głębi literkowych dusz, a ten inicjał wyzwala masę wspomnień, mówi Alicja, wzruszające miejskokomunikacyjne memento, mówi Alicja, nic dziwnego, że od pierwszego dzwonka stał się godny samego lidera zwiadu szpicy przed-avantgardy, mówi Alicja, od pierwszego pasażera stał się obiektem kultu dla wizjonerów z czubka iglicy frontu forpoczty najdalej w przyszłość wybiegłych przodowników sztuki, mówi Alicja, tramwaizm mnie porwał, mówi Alicja, te barwy wybiegające w przyszłość z prędkością światła, mówi Alicja, wszyscy my jesteśmy bez wyjątku przedawnieni wobec świerzości tego wybitnego tramwaju, mówi Alicja, wybaczcie, rozmach konektorów prądowych napełnia mnie zawsze takim nagłym podnieceniem, mówi Alicja, doskonały, mówi Potocki, zupełnie jak prawdziwy, powiedział Potocki opuszczając przystanek, świetna imitacja tramwaju w najlepszym tego słowa znaczeniu, mówi Potocki, a te stopnie przetrzymają nawet objętość Pawłowa, mówi Potocki, co za pancerny stiuk, mówi Potocki, z większej odległości mógłbym całkowicie ulec złudzeniu, że w moją stronę zbliża się autentyczny tramwaj linii numer jeden, mówi Potocki, z odległości kilku kroków jeszcze mógł swobodnie uchodzić za najprawdziwszy oryginał, mówi Potocki, pożałowania godna rozdzielczość zmysłów ludzkich wciąż upokarza nas takimi omyłkami, mówi Potocki, ale znowu ta imitacja jest najwyższej próby, mówi Potocki, można powiedzieć, że niemal wierna kopia tramwaju linii numer jeden, mówi Potocki, jestem przekonany, że każdy z oczekujących na przystanku mieszkańców do ostatniej chwili, a pospolita większość mieszkańców przez całe życie swoje ulegała złudzeniu prawdziwości tej maszyny, mówi Potocki, podczas gdy z bliska wyraźnie widać precyzyjne, to prawda, ale jakże oczywiste naśladownictwo, mówi Potocki, odwzorowanie z niemal kserograficzną doskonałością a jednak coś w wyniku skopiowania z oryginału utracono, a brak ten wyraźnie razi oczy, mówi Potocki, tym mocniej, im bliżej jest autentyczności, mówi Potocki, im doskonalej naśladuje ta wybitna kopia autentyczny tramwaj linii numer jeden tym bardziej ujawnia się niedoskonałość jego autora, mówi Potocki, przód ma zupełnie spartaczony, mówi Potocki, nawet jeśli jest niemal jak prawdziwy to tym bardziej nie mieści się w głowie, że nie można było poświęcić tych paru dosłownie chwil aby go wykończyć do pełnej doskonałości, mówi Potocki, z tyłu znowu przesadnie dokładny, dokładniejszy od samego oryginału, jakby się imitatorom wydawało, że należy poprawić rzeczywistość, mówi Potocki, ten tramwaj, owszem wybitne dzieło, jak na imitację, ale przecież widać tu i ówdzie nie dające się zaakceptować niedociągnięcia, mówi Potocki, drzwi wejściowo-wyjściowe wydają się harmonizować z resztą kadłuba a jednak, prosze posłuchać, ten zgrzyt jest nieodpowiednim zgrzytem dla tramwaju linii numer jeden, mówi Potocki, coś tak podstawowego jak zgrzyt skrzydeł otworu wejściowego uszedł całkowicie uwadze rzemieślnika, mówi Potocki, takie błędy mogą wybaczać oczekujący na przystanku mieszkańcy, mówi Potocki, ale ja nie jestem tu od wybaczania błędów, mówi Potocki, krytyka nie może znać najmniejszej litości, kiedy idzie o autentyczność, mówi Potocki, tak, owszem, zauważyłem, użyte materiały niemal całkowicie odpowiadają materiałom użytym do wybudowania tramwaju linii numer jeden, ale nie mogę z pełną odpowiedzialnością nazwać tego skądinąd pieczołowitego odwzorowania tramwajem linii numer jeden, mówi Potocki, gdyż naraziłbym się tylko na śmieszność wobec innych krytyków tramwajów, mówi Potocki, a zwłaszcza na śmieszność wobec samego siebie, i jak jeszcze krytykę cudzej krytyki jestem w stanie znieść to samokrytyka nie zostawi na mnie suchej nitki, mówi Potocki, nie zamierzam chodzić całe życie umoczony takim przeoczeniem, mówi Potocki, można się w ten sposób krytycznie przeziębić, mówi Potocki, zmysły trzeba ostrzyć o szorstki umysł inaczej popadniemy wszyscy w iluzoryczny błogostan, podczas gdy będzie się nam podsuwać najtańsze i najtandetniejsze podróby tramwajów, gotowe rozlecieć się w każdej chwili, mówi Potocki, przecież na mnie spoczywa największa odpowiedzialność za przyszłość komunikacji tramwajowej, mówi Potocki, nie bez powodu sam oryginał już ma prawo podrażnić wybitnie krytyczne nozdrza krytyka smrodkiem fałszu, a co dopiero taka wierutna imitacja, choćby i wyrosła z najlepszych ambicji, mówi Potocki, choćby naśladowała doskonale, doskonalej niż oryginał naśladował się sam, choćby wręcz prześladowała, nadal musi to być niezadowalająca dla rzetelnej krytyki tramwajarskiej, mówi Potocki, co by to był za świat, gdyby nagle wszystko uznano za prawdziwe wymazując z ludzkiej świadomości pojęcie naśladownictwa, mówi Potocki, natychmiast wszystko zamieniło by się w najpodlejszą tandetę bezwarunkowej prawdziwości, mówi Potocki, tramwaje z pewnością od razu zaczęto by produkować z najtańszego kartonu, a oszukiwanym nagminnie podróżnym zamykano by usta terroryzując sankcjami karnymi, mówi Potocki, jak by wyglądał świat bez stygmatyzacji kiczu i miernoty! Istne dyletanckie piekło masowej produkcji po najniższych kosztach, mówi Potocki, pasażerowie musieli by piechotą pokonywać przystanki ciągnąc na plecach atrapę tramwaju i jeszcze płacić za to grube sumy, prawdopodobnie już nie dobrowolnie, ale w jakimś ogólnym podatku od jazdy tramwajem, mówi Potocki, tego okropieństwa nie da się nawet opisać słowami, mówi Potocki, wszędzie z każdego zakamarka czycha przecież na nas ten zalewający wszystko mikroekonomiczny reżim tandety, mówi Potocki, gdyby nie kamienne, przyzerowoabsolutnie chłodne i niewzruszone oko krytyki bezlitośnie wytykające gruntowną tandetność całego ludzkiego świata, świat ten stoczył by się w dadaistyczną śmierć porażając mózgi ludzkie najgorszym przymusowym banałem, mówi Potocki, ten tramwaj nie zmyli mnie swoim doborem materiałów, mówi Potocki, tandetą zalatuje już na kilometry, choćby to była tylko tandeta czysto potencjalna, mówi Potocki, nie wolno jednak tracić czujności, mówi Potocki, postrzegać należy tandetę w razie potrzeby także pozazmysłowo i metafizycznie, mówi Potocki, naciskając guzik otwarcia drzwi spowodowałem uruchomienie mechanizmu drzwiowego, jaki w pierwszej chwili zachowywał się całkiem autentycznie mechanizując poprzecznie drzwi tramwaju numer jeden, a jednak drzwiowa harmonijka wydobyła z siebie zgrzyt w najbardziej niewłaściwym momencie, przez to zgrzyt ten cały już stał się niewłaściwy, pomijając już fakt jak kaleczy on uszy niewłaściwym tonem zgrzytu, mówi Potocki, dobra, najlepsza imitacja zawsze tylko będzie imitacją, otwierającą drogę przyczajonej już za nią tandecie, a tej nie możemy w najlepszej nawet imitacji folgować, mówi Potocki, natychmiast zamknąć te cholerne drzwi!, nie wytrzymuje Pawłow, linia numer jeden łączy wszystkie miejsca zdarzeń, powiedział Pawłow przekraczając próg tramwaju, i przez to przystanek linii numer jeden jest miejscem tak druzgocącego odłączenia, mówi Pawłow, na wszystkich przystankach wymusza się od ludzi tkwienie w tym samym miejscu, mówi Pawłow, zamykać te okropne drzwi na ten okropny przystanek!, mówi Pawłow, wszystkie przystanki, a w związku z tym i wszyscy przystankowicze są w ten sam sposób doszczętnie zmaltretowani panującym w naturze odgórnym nakazem imitacji samego siebie, mówi Pawłow, ta wszechobecna ogłuszająca naturalizacja najwyraźniej dostrzegalna jest właśnie na przystankach linii numer jeden i to właśnie z pokładu tramwaju linii numer jeden przez uchylone jeszcze drzwi, mówi Pawłow, wszystkich bez wyjątku przystankowiczów kilotonowe ciśnienie samej atmosfery przystanku wtłacza w tę mechaniczną imitację samych siebie, mówi Pawow, bolesny to obraz, mówi Pawłow, potwornie chłoszcze po oczach ta przystankowa mizeria nieustannej reżimowej autorepetycji, mówi Pawłow, podczas gdy wydostało się już na pokład tramwaju linii numer jeden i przybrało rolę oczekującego na odjazd podróżnika, mówi Pawłow, który niebawem udoskonali się w nieprzerwaną ewolucję formy podróżnika podróżującego, mówi Pawłow, trzeba jeszcze wciąż doświadczać tych otaczających nas zewsząd przystankowiczów, zamknijcie wreszcie te drzwi!, abym nie musiał już oglądać tej dramatycznej bezpośredniości drzwi otwartych na kardynalny przykład nędzy i rozpaczy wszystko neutralizującej natury miejsc ustalonych zwanych przystankami, mówi Pawłow, zamykać, zamykać te drzwi!, na lądzie wciąż i wciąż każe nam się imitować samych siebie, podczas gdy z pokładu tramwaju linii numer jeden wreszcie będziemy mogli podróżować nie tylko przez krajobraz miejsc ale i przez własną antycypację przyszłości, mówi Pawłow, która zastępuje cały krajobraz miejsc duchowym krajobrazem przyszłości natychmiast po zamknięciu drzwi tramwaju, mówi Pawłow, zamykać te cholerne drzwi!, mówi Pawłow, to co stanowiło przed zamknięciem drzwi tramwaju krajobraz miejsc staje się po zamknięciu drzwi tramwaju wewnętrznym krajobrazem, a pasażer oczekujący wobec drzwi otwartych będąc samym półnaśladującym siebie półprzystankowiczem, po zamknięciu drzwi staje się jednak z każdą chwilą nowym podróżnikiem wobec z każdą chwilą nowej perspektywy na swój zamiejscowy krajobraz, mówi Pawłow, widok z tramwaju linii numer jeden to widok w niemożliwą do przewidzenia przyszłość, mówi Pawłow, a niemożliwa do przewidzenia przyszłość może być oglądaną tylko z pokładu tramwaju linii numer jeden przez niemożliwego do przewidzenia pasażera, mówi Pawłow, zamknięcie drzwi uwalnia nas od nizin przymusu imitowania samych siebie w roli przystankowiczów, mówi Pawłow, i pozwala nam wreszcie odetchnąć powiewem całego wachlarza niepewności, (…)

Piotr Mateusz Salomon – Bankiet (vol.2)
QR kod: Piotr Mateusz Salomon – Bankiet (vol.2)