Niewinny

Tomasz Komenda po osiemnastu latach wychodzi z więzienia.
Dopiero teraz oswaja się z prawem i sprawiedliwością, po.

Dalej, będzie zdecydowanie trudniej: założyć konto w banku,
wziąć do ręki smartfon, odnaleźć znajomych na facebooku.

Niewinnemu Tomaszowi Komendzie najtrudniej jednak będzie
wysiąść na Placu Lecha Kaczyńskiego i napluć mu w twarz.

Mógłby to zrobić, ale tylko kruszy batoniki wawelskie.


pierwszy zakaz handlu

w niedzielę
zatem pójdźmy
po mięso
nie będzie to sklep
nie będzie to stacja
choćby benzynowa
będziemy stać
pod kościołem
będziemy przeklinać
później zaczniemy
rozbierać się
tylko do majtek
policja zanim zrozumie
o co chodzi
wezwie posiłki
będziemy jeść
ironię z tego miejsca
umorusamy się podaniem
danych w ten dzień marcowy
ja nadal będę zimny
ty niewinna ekspedientko
portugalskiej sieci w końcu
szczęśliwa prawie zielona powiesz
kurwa zajebiście
oboje będziemy
obchodzili pierwszy zakaz
handlu w niedzielę
w promocji wypuszczą nas
w poniedziałek
wtorkiem się nie martw
wchodzi polski tydzień


***

Nie śmierć w wierszu pisz.
Pisz na przykład: drzemka pod drzewem
które ścięto zbyt wcześnie i wyszlifowano
na wzór.

Pomiędzy słowemniebem jest przepaść,
więc nie niebo pisz. Pisz stratosfera
w której nie gwiazdy a ciała niebieskie
nachodzą na siebie.

A jeśli napisać chcesz miłość to wybacz,
nie znajdę słowa lepszego niż sen.
Gdy się obudzisz zapomnisz, że śniłeś
i nie zdążyłeś wszystkiego opisać.


***

Marzec. Idziemy przez park do kawiarni. Już nie śnieg,
nie zimno, wiatr kostki odsłonił. Chwiejemy się
pod parasolem i szeptem za siebie zerkamy.

Pod drzewem, które właśnie mijamy, wiewiórka toczy
kamień. Nie jest lżej chociaż poprzedniego roku tam,
pod ławką leżał odrzucony pies. Sprawdziłem

na chwilę wysunąwszy dłoń spod jej dłoni, czy ogon
jego pozostał na trawie ledwo wychodzącej z ziemi.
I wierzyć sobie nie chciałem: pachniało zbliżającym się

ciałem, co rany leczy. Ach, marzec, wychodzimy z parku,
wchodzimy do kawiarni. Już nie śnieg, nie zimno, lokal
kości odsłonił. Chwiejemy się nad stołem i szeptem

prosimy o kawę.

Na O.

No i bajlando, mówisz po skończonym. A ja
nie wiem, czy warto widzieć w tym niebo
albo czy-
piekło.


***

Zadałem sobie tyle trudu, żeby przyjść po omacku
do Ciebie w mroźny, lutowy wieczór po rzeczy, które
ostatnio zostawiłem. Po raz ostatni otworzyłaś drzwi
po umówionej kombinacji pukania, tak cicho oddając
wszystko, co miałem do usłyszenia i zabrania.
Tyle trudu zadałaś sobie, żebym po omacku nie patrzył
prosto w twarz, ale na czoło. Podobno to pomaga wyjść
już w mroźną, lutową noc. Spokojnie przytakiwałem,
przegrywałem kolejne argumenty, a sąsiedzi przygrywali
do Twojego taktu.
Niewiele ze mnie zostało po domknięciu drzwi mieszkania
numer czternaście. Fotokomórka, czuła na ruch odmówiła światła.
Tak w ciemni błądząc po omacku, uderzając o skrzynkę na listy,
przewróciłem się i leżałem na twojej klatce myśląc z kim albo z czym
teraz korespondujesz? Chusteczka, nóż, czy telefon do przyjaciółki?
Zadałem sobie tyle trudu, żeby napisać coś jeszcze w ten
mroźny, lutowy poranek i wrzucić do Twojej skrytki.
Tyle zadaliśmy sobie, żeby wreszcie wyjaśnić
wszystkie wątpliwości po omacku skrywane w sobie.
W tym mroźnym, lutowym liście byliśmy najbliżej.
Za znaczek miałem paragon za pizzę. Pośliniłem, licząc,
że nie obejdziesz się smakiem, zadasz sobie ostatki trudu

i zwrócisz.


Rzuty karne

Za pierwszym zamachem oddał strzał,
a język jego wyfrunął z ust i padł
na ziemię.

Za drugim zamachem stała ona,
lśniąca porannym odbiciem
samolotu.

Za tym zamachem w dzień El Classico
ktoś rozlał piwo urodzinowe i przepadł
bez śladu na spodniach.

Ktokolwiek to widział,
nie wiedział co czyni.

Patryk Zimny – Sześć wierszy
QR kod: Patryk Zimny – Sześć wierszy