Jesienne poranki

atakują strefę komfortu. Ich działanie
rozpoczyna się na schodach, podczas przepychanek

z sąsiadami. Najbardziej boimy się wypadając na ulicę.
Jesteśmy przepełnieni mgłą. Unosi się zewsząd,

skutecznie drażniąc poczucie równowagi. Najczęściej
chcemy, aby ktoś podeptał buty, nogawki. Z uśmiechem

przeprosił, ale w październiku nie ma
uśmiechów. Są tylko cholerne:

zatkane nosy, smród spalin i ziewanie.
Półprzymknięte oczy, płaczące dzieci i ich matki

rozmyślające, jak skutecznie porzucić je
pod salą w przedszkolu. Zawsze zajmuję miejsce

z tyłu autobusu. Myślę wtedy, że to dobry czas
by napisać wiersz o śmierci i dziewczynie.


Tu i teraz

wiem jak uspokoić przepływ powietrza. Nauczyłem się
wdychać spaliny; tak by nie popaść w obłęd – wystarczy,

że oddech przyspiesza nocą – przy niej. Leży jedynie
oddzielona snem i ciszą miasta. Potrzebuję miejsca

gdzie, posegreguję odpady, zdjęcia, niespełnione
deklaracje. Pogodziłem się, że przeszłość zawsze będzie

widoczna w lustrze i we frazach ( niektóre niepotrzebnie
zapisałem). Od jakiegoś czasu poruszam się szybciej,

jakbym rozumiał te ulice i bloki. Podobno ludzie tutaj są
martwi, a przecież to ja zbyt wiele razy zmartwychwstałem.


Dzisiaj oddycham smogiem

w swoim wycinku tego miasta. Uczę się
definiować samotność w głosach wokalistów,
których podziwiam nie znając ich prawdziwych
imion. Trudno zapomnieć, wyobrazić sobie,

że tamtego życia nie było. To pierwsza jesień,
kiedy chowam się przed spojrzeniem tłumu. Inaczej
niż zwykle spoglądam na zdjęcia z minionych lat,
z poprzednich wcieleń. Widzę na nich bohatera

ale i kłamcę, który nie raz opisywał sukcesy,
zmyślone historie. Wszyscy lubią karmić się
poczuciem istnienia w myślach obcych osób.
Ja staram się zapomnieć twarze. Niektóre

dodały mi zmarszczek.


A jednak

Every day is exactly the same
There is no love here and there is no pain
Trent Reznor

przechodzimy zmiany. Dawniej miłość była
rodzajem religii – widziana w otwartych
oknach, na zaparowanej szybie lub stopach,
które z premedytacją deptałem. Z wiekiem
nauczyłem się traktować ją, jak niedopisane

przykazanie. Każdy dzień jest dokładnie taki sam
– tylko bardziej znikam. Coraz mniej we mnie
koloru. Kobiety zrzucają twarze niczym węże
skórę a ja nie mam sił, żeby wyrywać kolejne
strony. Obecnie łatwiej z przeźroczystości

popaść w niewidzialność. Wprowadza spokój.


(Nie)poprawność polityczna

W tym kraju trzeba być
narodowcem albo pedałem. Kiedy dodaję
mleko do kawy krzyczą – rasisto!
Dawniej dostawało się po ryju od skina,

menela z parteru. Pałą od milicjanta. Obecnie
plują spikerki z kanałów „X” i „Y”.
„Z” nie oglądam. Mówią:

trzeba się angażować

a ja już miałem żony i płacę alimenty.
Uśmiechając się do koleżanek słyszę, że jestem
seksistą, kupując córce samochodzik
– zwolennikiem równości płci. Dzisiaj

wyszedłem na spacer. Potknąłem się
o zbyt wysoki próg wrażliwości.

Mariusz Jagiełło – Pięć wierszy
QR kod: Mariusz Jagiełło – Pięć wierszy