Alina Szapocznikow pisze z Malakoff.

Twórczość mieści się miedzy marzeniem a codziennością

Nie zabieraj mi pogiętego futerału,
ust rozciągniętych w organicznej materii.
Absurdalnego skoku w rzeczywistość
ciała kruchego.

Ani portretu wielokrotnego łukiem
przypiętego do popiersia
już z iluminacją
jadowitego raka.

Chcę jeszcze na nie popatrzeć.
Bez lęku.

Na wystawie Młodej Rzeźby
pokazałam bieliznę pełną poliestrowej waty.
Paradoks intymny.
Ça coule en rouge.
Kobiecość wypływała
krwistą rzeką.

Teraz strzępy opatrunków
to specjały
poddane zabiegom tworzywa.
Moje instalacje to ostry pamiętnik
rozpadającej się skóry.

Już ciemno.
Zapalam moją siódmą
bimorficzną lampę.
Poleruję różowy portugalski marmur
szczoteczką. Rolls-royce lśni.

Jestem dr Frankensteinem
w ciasnej spódnicy.


Wielki Niemowa

pamięci Jerzego Szaniawskiego

Mój dom. Mój Zegrzynek z wyspą kaczek
i zagnieżdżonym w szparze sucharem.
Ostatni przywieziony z targu stwardniał
niczym szyje egzotycznych palm w dawnej cieplarni.

Na wyleniałym fotelu
z wytartą złotą gałką
leży Przekrój.
Porcelanowa filiżanka
z wyszczerbioną liryczną kreską
jest pełna do połowy.
Reszta to czarne samotne fusy.
Fajka pyka nierówno.

Jestem Jerzym Milczącym.
Połknął mnie Zalew.


Z ostatniego listu Iris Murdoch do Johna Bayleya

(kiedy jeszcze nie strawił mnie Alzheimer)

Noszę w sobie jeszcze kilka słów twardych niczym sznur od szarej łodzi z Lourdes.
Zbita z desek kołysze się miarowo popychana wiatrem.
Siedząc nad morzem poprzypinałam kamieniami kawałki notesu.
Tworzyły obręcz tak ciasno spinającą czaszkę że chmury raziły.

Woda mnie teraz przeraża. Gubię się nawet w płaszczu.
Mam pamięć jak sito.
Pełno pod domem kawałków ludzkich twarzy.

Czasami nawiedzają mnie Platon z Eliotem i oczywiście Sartre.
Mówią jeden przez drugiego.
Mieszają w umyśle. Jeszcze trochę go mam wolnym.

Potrzebujemy wiary w boskość a w głowie pływają freudowskie trupy .
Mówisz że współcześni ludzie rozumieją tylko obrazki.
Ja za chwilę nawet tego nie rozpoznam.
I kiedy się oddalę nie dodawaj mi win
ani nie przeliczaj strat.
A mózg oddaj.
Niech rozwiną zwoje i przetrą szlaki.

Nie umiem nie myśleć słowami.
Nie umiem widzieć świata niczym innym jak tylko słowami.

Czuję że odpływam w ciemność.


Praga. Spacery październikowe.

W surowym Bazarze Łysy Pingwin
z Alladynem w kieszeni
wypowiada życzenie –
Zwiąż Mnie w Oparach Absurdu.
Mucha Nie Siada w Hydrozagadce
na kawie zanzibar
a Saturator w Składzie Butelek
rozpycha się sztucznym gazem.

Koneser pyszni się
pod księżycem neogotykiem.

W DeCoterii goście na giętych krzesłach
smakują dyniowy mus z papryką i cebulą.
Jesień uderza w okna.
Filcowe nietoperze
plączą firanki ze sztucznej wiskozy.
Sepia z fotografii Micha dyskretnie
osiada na wyżłobionych drzwiach
jak Czarny Motyl z Ząbkowskiej 2.


Wystawa w Paryżu. 1939.

Widziałam Josephin Baker
w jakimś nocnym klubie.
Jej czarny taniec z papugą
na plecach.
Miejscowy jazz przypomina
jazzgot.
Miró pokazał mi katedrę w Chartres.
Jest miły ale
Francuzi są jak surowe mięso
bez przypraw.

Wciąż czekam na moje obrazy,
które śpią w Urzędzie Celnym.

Pokażę im jak wygląda Meksyk
bez bielizny.


Z notesu Natalii Młodszej. Strony o Matyldzie.

Twoja córka ma taki sam pieprzyk pod lewą stopą.
Przy każdej kąpieli usiłuje go zmyć gumowym wielorybem.
Puszcza bańki i przekuwa widelcem.
Potem naciąga wiśniowe podkolanówki.
Trąca palcem pachnący wanilią globus.
Śmieje się do Kizette siedzącej w śliskiej od olejnych farb koszuli.
Karmi naleśnikami ślimaki.
W słoiku chowa starty obcas świerszcza.

Lubi przestrzeń powiązaną chmurami i paskami pszenicy.
Samoloty latawce i lśniące czernią parowozy.
I jeszcze statki skaczące po akwenie wyobraźni.
Układa satynowe motyle w zielniku.
Przykleja guziki konfiturą.
Czasami mówi o tobie kołysząc papierowym słoniem.
Wiem że pisze listy.
Wiem że codziennie się jej śnisz.

Anna Nowaczyńska – Sześć wierszy
QR kod: Anna Nowaczyńska – Sześć wierszy