37.5

Lato najpierw było zabawne, a później męczące. Jedyne, co o tej porze roku jest w Polsce niezmienne, to emisja Sex and the City w Comedy Central i komary goszczące pod twoim sufitem. Pogoda ostatnio się poprawiła, ale między wami się zepsuło. Próbujesz rozmawiać z K. online, bo na offline nie znalazł czasu od dwóch tygodni, a w tym przypadku czas mija ci tak wolno, jak ćwierć wieku temu, gdy czekałaś na przyjście Świętego Mikołaja. Niestety zaangażowanie K. w waszą rozmowę jest odwrotnie proporcjonalne do jego zaangażowania we wszystko inne, zaś tempo, z jakim odpisuje na twoje wiadomości, pozwala ci w tym czasie pisać artykuł, szukać szczęścia na You Tube, robić manicure i wypróbowywać nowy lepszy smak ulubionych chipsów. Po napisaniu kilku słów tekstu, otwierasz biało-niebieskie okienko i smętnie pocierasz palcem po myszy. Widzisz ten sam świat, co kilka słów wcześniej – te same dzieci, koty, kolacje dla dwojga, podróże życia i upust politycznego niezadowolenia. Związek frazeologiczny „trzymanie ręki na pulsie” oznacza teraz desperackie trzymanie dłoni na komputerowej myszy i sądzisz, że ta czynność połączona z wpatrywaniem się w przewijający ekran, w magiczny sposób przywoła od niego wiadomość. Oczywiście nic takiego się nie zdarza poza komediami romantycznymi, więc teraz też nie. W którymś momencie zaczynasz zastanawiać się, czy tak dynamiczny przebieg korespondencji ma związek z tym, że gdy ostatnio spotkałaś K., jadłaś kebaba, którego zdążyłaś nieszczęśliwie zamówić pięć minut przed przypadkowym spotkaniem. Czosnkowy sos z orientalnego przysmaku spływał ci wcale niezmysłowo po brodzie i bynajmniej nie wyglądałaś wtedy jak tap madl.
W końcu orientujesz się, że w jakiś tajemniczy sposób minęły cztery godziny, ty mimo zjedzenia paczki chipsów jesteś bardziej głodna niż byłaś, nie napisałaś artykułu, a paznokcie pomalowałaś krzywo. Prawdę mówiąc – zmarnowałaś kilka godzin życia. Porównujesz długość swoich monologów ze zdawkowymi odpowiedziami K. i myślisz wtedy: jeśli tak miałby wyglądać nasz seks, to może nie warto?, choć wolałabyś myśleć: jemu chodzi tylko o jedno. Jednak na razie wychodzi na to, że nie chodzi mu o nic. Słuchasz przeboju Imany Don’t be so shy. Idealny numer na szkolną dyskotekę, podczas której chłopak, który ci się podoba, nie poprosi cię do tańca, bo woli twoją koleżankę. I nagle widzisz w telewizji reklamy z rozśpiewanymi jędrnymi nastolatkami, które noszą co najmniej rozmiar C, wczoraj skończyły nosić aparat ortodontyczny a o kondycję ich skóry zadbał photoshop. I nie widzisz reklam, w których fałszowałyby płaskie, pryszczate nastolatki. I widzisz też szczęśliwe dzieci, wycięte z katalogu Ikei i z talentem muzycznym, a ty nigdy nie byłaś dzieckiem z Od przedszkola do Opola, któremu rodzicie najpierw kupili Pegasusa, potem pojechali do Warszawy na nagranie programu a przed kamerami TVP powiedzieli, że jesteś geniuszem. Stwierdzasz, że telewizja kłamie, lecz po chwili zawstydza cię banalność tej refleksji, bo przecież jesteś po trzech fakultetach, choć jak nie miałaś pracy, tak nie masz.
Kierunek rozmowy z K. coraz bardziej rozmija się z oczekiwanym i zaczyna ci przypominać podróż z Torunia do Gdańska przez Zakopane. Już wiesz, że dziś nie dotrzesz tam, gdzie planowałaś, o ile kiedykolwiek dotrzesz. Jutro przyjaciółki powiedzą ci, że promieniejesz, nie wiedząc, że to jedynie efekt twojej bujnej wyobraźni. Myślisz, że jeśli on się z tobą umówi, umrzesz ze szczęścia. Niestety, to nie następuje.


Przejaśnienia

Już trzeci dzień nie przestawało padać. Wyglądał niecierpliwie przez okno. Pusty chodnik, o który apatycznie uderzały krople deszczu, złośliwie zachmurzone niebo i przewrotnie zielone, słabnące pod naporem wiatru drzewa – irytowały go i odbierały dniu sens.
Obiecała mu, że jeśli nie będzie padać, umówi się z nim na rower.
Sprawdził prognozę – poprawa pogody miała nastąpić dopiero za kilka dni. Przeklinał meteorologię, która teraz wydawała się jego największym wrogiem. Niczym szaman modlący się o deszcz, modlił się o słońce.
Dwa dni później obudziły go promienie radośnie wpadające przez szybę. Niebo było wesołe i jasne. Natychmiast napisał do niej: Cześć! Zapowiada się piękny dzień, idealny na rowerową wycieczkę…;-) Podjadę po Ciebie ok 11., co Ty na to?! Pozdrawiam!;-).
Po chwili dostał odpowiedź: Sorrki, dziś nie mogę. Może innym razem.
Zapłakał. A przecież było pięknie.


Samotny tłum

Autobus był pełen ludzi. Marta, patrząc z irytacją na przepychających się pasażerów, zajęła ostatnie wolne siedzenie. Postawiła na kolanach dwie siatki z zakupami, przyciskając ramieniem torebkę do siebie. Wracała do pustego mieszkania po kolejnym ciężkim dniu w pracy. Zastanawiała się, dlaczego jej małżeństwo się rozpadło. Myśl o utraconym szczęściu nie dawała jej spokoju, nawet (a może zwłaszcza) w takich chwilach, jak ta. Z rozmyślań wyrwał ją cienki, niemal dziecięcy, głos.
– Przepraszam, ma pani chusteczkę?
Odwróciła głowę w stronę drobnej, ściskającej w dłoni telefon, nastolatki, która nieudolnie próbowała ukryć łzy.
–Tak, oczywiście – powiedziała ze zrozumieniem i podała jej chusteczkę.
Marcie szczerze zrobiło się żal dziewczyny. Chciała okazać jej solidarność – zapytać, czy może pomóc; powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, wyznać, że sama również jest w trudnej sytuacji. Jednak nie powiedziała nic.
Autobus był pełen ludzi.

Anna Dwojnych – Trzy opowiadania
QR kod: Anna Dwojnych – Trzy opowiadania