Ostatni czynny bar
What a long night!
zawsze jest długa liczona ilością wypolerowanych szklanek
w porywach do wysokości postawionych napiwków
ale to nie zawsze
nie ma miast które nigdy nie śpią
weszli osobno trzymając się za ręce i równie osobno
piją kawę chcę się założyć z facetem w rogu
czy zetknie się coś oprócz dłoni ale głupio tak
między ustaleniem ceny cygar a złożeniem zamówienia
cisza wtłacza nas w siebie i w wiśniowy kontuar
w sumie chciałbym żeby ktoś spojrzał na nas z ulicy
odkąd pamiętam jedyne drzwi jakie mam przed sobą
prowadzą do kuchni
Facet bez historii
Hey Joe, where you going with that gun in your hand?
I’m gonna shoot my baby, I caught her messin’ round with another man.
“Hey Joe”, Nick Cave & The Bad Seeds
ma dwa na dwa a przynajmniej miał przed dwudziestu laty
gdy przybył do miasta i czuć było od niego cały świat
ale nie wódkę
(po barach szepczą że zastrzelił swoją dziewczynę)
tamtego dnia ostatnie promienie słońca barwiły szosę na czerwono.
do teraz przyspiesza kroku kręci się po śmietnikach
skubie czerstwą bułkę skrawki mięsa chowa po kieszeniach
(ludzie się przyzwyczaili. ludzie już się go nie boją)
zachód słońca ma kolor zupy pomidorowej – mawia wieczorami
przez chwilę czuje coś może skręt żołądka
składa króliki z papieru i rozdaje dzieciom
ku przerażeniu matek. wsuwa dłoń do kieszeni
przez chrzęst rdzy czuje rewolwer
i wszystkie sześć naboi
Chwała bohaterom
załatwiliśmy czarnych teraz pora na białych
później żółtych czerwonych i całą resztę wariacji kodu genetycznego
mało kto potrafi wymówić kwas deoksyrybonukleinowy
nie wspominając o nadaniu mu konkretu
dlatego kiedy na wielkim ekranie
w upalnym blasku południowego słońca
dzielny aryjski i w ogóle nie opalony (za to pokryty kurzem) kowboj
celuje z rewolweru w głowę podłego murzyńskiego rebelianta
niecierpliwie czekamy na huk nie wiedząc że to wszystko
sprowadza się do kilku mutacji i chęci przetrwania gatunku
a gdy nasz bohater zostawi samotne truchełko i wróci do domu
zamiast pięknej kobiety i syna czeka go tylko
rak skóry i chemioterapia
bo tak akurat wyszło
Nie zobaczymy się w Nowym Yorku
kiedy odbiera telegram już wie że ona nie wróci
chwilowo jednak pan Atherton nie wzywa policji
idzie na koncert. uświadamia sobie że nie pamięta
własnego imienia. (ona nie używa imion)
w tym czasie Lucia kupuje sukienkę
po trzynastu latach biel nie jest już biała.
Stephansdom mija obojętnie. pierwszy raz od dawna nie myśli
o męczennikach.
pan Atherton wie że wypada zgłosić zaginięcie. wspomina
wybuchy dzikiego śmiechu i nocne krzyki. macha ręką.
Głupek wyznaje miłość Tytanii.
Lucia znowu jest małą dziewczynką przebraną za Salome.
szarpie łańcuchem. później tłucze słoik.
dżem truskawkowy ma smak krwi.
o świcie pan Atherton unosi batutę.
słychać strzały na Brigittenauer Brücke.
Dzień dobry, panie Robinson
wiem że nie może pan i nie chce mnie słuchać ale cała ta farsa
miała dla mnie idealnie szaroniebieski kolor
wie pan – trochę jak patrzenie w niebo o 5 a m
i tania woda kolońska
proszę zrozumieć tu nie chodziło o pana
o jakikolwiek afekt osobisty urazę
czy nawet o słodką Elaine
o nic nie chodziło
te białe orchidee rozpinanie sukni nawet ubabrane szminką kieliszki martini
ustawiliśmy wcześniej jeszcze przed zerwaniem kurtyny
i wie pan patrzę jej w oczy tylko żeby sprawdzić zgodność kodu genetycznego
(potencjalnych dzieci nikt nie uznałby za pańskie)
to wszystko
równie dobrze mógłbym po prostu podać jej rękę
myślę że to była kwestia ust
zawsze zbyt gwałtownych i mokrych
naprawdę panie Robinson
mógłby pan nauczyć ją całować