Odblaski

Priorytety rujnują życie towarzyskie, praca płynie
kawą i niespienionym mlekiem, które sięga dna prędzej niż ja
nadążam doić gro litrów z Biedronki, nie z krowy,
bo trudniej ją zdrobnić, unieść.

Hojnie prężę się w słońcu, w uchylonym oknie biura,
w strefie buforowej dla aksamitnych promieni, pikseli
służbowego laptopa. Palą mój naskórek, pocą czułe punkty,
śmierdzą koszule bez wzorków, napisów, idei.

Relacje biznesowe zastępują strefę komfortu.
Nawet friendzone, bo chcąc stać się szczęśliwy, nie mogę być
z tobą, z odblaskową energią, elektrycznością, która kopie
dół. Pismo procesowe zajmuje miejsce chwytliwego wyznania, sedna.


Złote buty

Dorosło niewielu równie ładnych chłopców co tamten,
zachwalasz. Być może, nie odpowiadam ci
jak on.

I sunę na koniec miasta, który znajduje się dalej niż kiedyś.
Po drodze rozbierają budynek, więc nic z niego nie zostanie,
ale nie reaguję.

A gdy zaczną ściągać ciuchy z fikuśnego chłopca,
co zrobić? Bo od tego zależy, co dalej.
Cała ta ziemia, pusta i cenna, mogłaby należeć do mnie,

niczym złote buty, w które boję się włożyć stopy
i zatańczyć równie ładnie
jak on.


One night stand

Sprułem się niczym szew maskotki, z którą sypiasz,
a wata na pewno by się wysypała, gdyby była
wszędobylska, ciekła.

Kolory biały i czerwony przypominają rumieniec
na śniadej cerze bez szramy. Oblewa mnie
jak winem po całej twarzy.

W szczelinie świta rozstaj,
na którym traci się punkt ciężkości i lekko upada
na twarde manowce, bo błękit jest zbyt infantylny.

Kiedy sypiesz śniegiem, okładasz mnie ciosami,
świat kręci się tak jak w głowie, a niebo to wewnętrzna strona
albo konflikt. Jeśli mam jakąś alternatywę,
to chcę więcej wina, czerwieni, krwi

wlewającej się w głębię nocy tylko po, by rankiem
zaschnąć na osiadły, chropowaty strup.
Bez pluszowo miękkiego przeciwieństwa,
które musieliśmy wyprodukować, by je kupić i choć trochę mieć.


Autostrata

Anne, czyli mom, skanduje turecka dziewczynka
dokładnie wtedy, kiedy suniemy niemiecką autostradą.
SMS jedzie autokorektą, która zmiękcza d jak serce i sugeruje stratę.

Prawdopodobnie dziecko zgłodniało
i woła o strawę albo chce zwrócić
na siebie uwagę.

Dość szybko na skąpy plac zabaw wjeżdża
piknikowy kosz w rękach szczelnie zakrytej matki:
jeszcze gorące parówki, MOM.

Posuwamy się w podobnym tempie,
uważnie mijamy tira z dorodnymi świniami,
a potem karambol zmielony w metaliczną miazgę,

mięso oddzielone mechanicznie, wciąż ciepłe.
Wchodzi dokładnie między zęby, uszczelnia szpary
i choć nie widać go, wszechstronnie drażni, uwiera.


Odwrócenie procesu parowania

W smogu wisi obłok
maści wrony, topielec.
(Skraplanie.)

Wyciągam głowę z piasku, co wkrótce zmoknie.
Nasiąknie. Zerwie się wiatr silny
jak wątłe związki.
(Rozkład.)

Tłum nerwowo ucieka do klatek, domów.
W rozsypce przypomina stado
szaleńczo płochliwych strusi.
A ja utrzymuję leniwe tempo.

Szukam kogoś, kto słusznie rozumie,
że to w dalszym ciągu to samo
powietrze do przeistoczenia
w oddech, w życie.

Ale znajduję tylko strugi piasku, glamzę.
Błoto i wyrzucony w nie tlen.
(Proces nieodwracalny.)


Pejzaż nocny

Komórka wibruje, czyli ktoś dzwoni
po taksówkę, bo obawia się burzy.

Bulwary świecą piorunami,
auta, których miasto nie położyło spać – asymetrycznie.
Każdy wygrał milion powodów, by trafić w ten pejzaż i wydaje
się, że wszyscy razem to ukrywają. Czy tobie również uciekł nocny?

Ulice nie są teraz wąskie jak rurki, niemęsko ciasne,
a wręcz szerokie niczym dzwony.

Czy to w tym kościele,
gdzie żyją enigmatyczne organy,
komórki światłego wnętrza, które wsiada do taksówki,
bo nie wygrało z pokusą? Czy gdzie indziej zaczyna się noc?

Iluminacje dodają blasku, ciało
Chrystusa ląduje w ustach, na zdartych kolanach.

Nastaje ciemność i tylko fluorescencyjna dusza rzuca światło,
a nie cień, jakby była tym jasnym punktem w podziemiach
świątyni, w naszym domu, tunelu, do którego odległość
mimo sprintu, czołgania się, pozostaje bez zmian.


Zwiastuny

Mam usta pełne i ciężkie
jak stado jaskółek.

Proszą,
pokaż się, powiedz coś,
bo dopiero gdy cię rozdziobią,
będzie wiosna.

Adrian Tujek – Siedem wierszy
QR kod: Adrian Tujek – Siedem wierszy