Innuici i ci inni

Misjonarze, którzy do nich podążali, nie dość dobrze
zabezpieczyli się przed zimnem i kolejno wymierali w drodze. Ich ciała
kryje wieczna zmarzlina, dusze uleciały pod postacią Aurora Borealis.
Żaden innuicki prorok nie zdołał ocalić głosicieli Dobrej Nowiny.
Żadnemu nie udało się nakazać ujemnej temperaturze,
żeby się cudownie podwyższyła. Zdaje się zresztą,
że żaden nie próbował. Zatem Innuici też.

Oni też, ale przed wszystkimi zapiekli heretycy,
Manichejczycy, krnąbrni Katarzy i wyznawcy Husa,
któremu stos niewątpliwie się należał;
za nimi Mahometanie bijący pokłony do czegoś,
na co w prawdziwym niebie miejsca nie ma.

Potem na łyso ogoleni mnisi, którym w oczy zagląda buddyjska pustka,
zaraz za nimi czciciele Słońca, Druidzi i pijący piwo
szydercy z durszlakami na głowach, następnie
– to oczywiste – Henryk VIII i jego psy gończe z Cromwellem na czele.
Ze współczesnych: błazny YouTube’a George Carlin,
Christopher Hitchens, Richard Dawkins
oraz pomniejsze lewackie ścierwo. Oni wszyscy.

Razem jakieś 7 miliardów.
Bez 2,2 miliarda tych, którzy wybrali właściwie i będą śpiewać Hosanna.
Więc tym od Hosanny nic nie grozi. Nadal pozostaje 4,8 miliarda
potencjalnych mieszkańców piekła. Do nich dodajmy
niewyobrażalną rzeszę nieszczęśników
urodzonych zbyt wcześnie lub zbyt daleko.
Innuitów i innych.

Ci inni: śmieszni hutnicy z epoki brązu, wynalazcy
kościanych szydeł i kamiennego radła. Całe pokolenia homo sapiens,
które nie zaczekały na pojawienie się długowłosego Żyda
ze śladami po gwoździach na dłoniach i stopach. Zupełnie nierozważnie
porodzili się wcześniej i wcześniej pomarli.
Będą mieć za swoje.

Albo ci, którzy zamiast szukać wody życia,
szwendają się po pustyniach, w dżunglach
kołyszą się między małpami, hodują krowy,
dziurawią nosy, na uszach wieszają ciężarki,
malują ciała kolorową gliną, albo
szyją buty ze skór reniferów. Ośmielają się wierzyć
w moc lwa, wieloryba, bałwanów lub zorzy polarnej.

Zorza, mówią Innuici, to taniec zmarłych. W jej obecności
nie wolno gwizdać, bo to irytuje tańczących. Wybici
z rytmu pradziadkowie mogą się rozgniewać i jednym
pociągnięciem świetlistego miecza obciąć psotnikowi głowę.
Zatem Innuici też.
(Właściwie to im się należy, głównie za wpajanie dzieciom
poczucia winy. Ze strachu przed zorzą
innuickie dzieciaki sikają w futrzane majtki)

Nie musicie schodzić z sanek, ściągać futrzanych czapek,
wyprzęgać psów, nie ma konieczności
byście odkładali wiosła, wysiadali ze swoich zwinnych łodzi.
Jakby nigdy nic oprawiajcie foki, odcinajcie rybom głowy,
zbierajcie paszę dla reniferów. Pod pokładami wiecznego lodu
już żarzą się dla was ogniska.
Spisane są czyny i rozmowy. Trójkątne oko
okrutnego uzurpatora już na was patrzy.


xxx

zeszyty włoskie
pełne zapisków o kolorach południowego nieba,
nazw ulic i hoteli, godzin odjazdów pociągów,

wśród pamiątek wciśniętych między kartki
rachunki z restauracji, wejściówki do muzeum,
i na wieżę ratusza, bilet
na tramwaj wodny vaporetto

w podróżnym zeszycie
opisy placów, pałaców, nazwy potraw i win,
relacja z wejścia na dach kopuły
data śmierci Giotta
historia klasztoru San Minięto

szkice ołówkiem,
dość wierne, mają zastąpić zdjęcia
panoramy i drobiazgi
finezje i fintyfluszki
relikwie i krucyfiksy
w muzealnej gablocie jedna z wielu
czaszek świętego Klemensa

różowa fasada katedry w Sienie,
weneckie lwy i florenckie okna,
pękaty most o zachodzie słońca
i rzeźba Celliniego

zeszyty włoskie pełne zdziwienia,
że miasta powstały i trwają,
podła rasa okazała się zdolna
do rzeczy innych
niż zabijanie i palenie na stosach


xxx

bizantyjskie węże i bazyliszki
ludzie ze skrzydłami
ludzie bez skrzydeł

ustawieni w szeregach
na złotym tle kopuły
stłoczeni jakby pozowali do zdjęcia
pilnują swoich średniowiecznych tajemnic
patrzą na nas ze ścian złotej studni,
która szczęśliwie przetrwała, chociaż
źródło wyschło


xxx

dąb ścięto gdzieś nad Bałtykiem
deski wycięli cieśle z Brugii, skleili je kostnym klejem,
który przetrwa wieki, czeladnicy mozolnie
nakładali kolejne warstwy mineralnych barwników
zmieszanych z lnianym olejem i białkiem z kurzych jajek

miesiące ucierania, proszkowania, smarowania
wszystko zgodne z warunkami kontraktu.
Suknia Madonny ma być błękitna,
niebieski barwnik sprowadzić z Azji Mniejszej nie bacząc na koszty,
co najmniej trzech świętych
aureole oczywiście złote
w tle znajome miasto z wieżami
podmalówki i tło może robić czeladnik,
za nakładanie kolorów i ostateczny wygląd odpowiada
właściciel pracowni

wreszcie ręka mistrza Rogiera, pędzelki z wiewiórczych ogonków,
z mozaiki kolorów, bezładnego kłębowiska wyłania się scena
boleśnie prawdziwa, jej realizm musi
rzucić wiernych na kolana
pofałdowane tkaniny i wyszywane płaszcze, postacie dostojne,

ich twarze zastygłe, choć na obrazie tylko jeden nieboszczyk,
jego lewa ręka uwiędła, stopy przebite,
ślad po sztylecie na wychudłej piersi
płaczące kobiety, smutne anioły.

artysta nie chciał widzom sprawiać estetycznej przyjemności,
hedonizm był mu organicznie obcy
uczcie się ludzie prawdy o człowieku
patrzcie, ile czeka was jeszcze nienawiści,
łez i przekłutych boków

Mirosław Drabczyk – Cztery wiersze
QR kod: Mirosław Drabczyk – Cztery wiersze