Proszek. Krótko o Alpach

O tym, co może uczynić ze skórą
człowiek w depresji, lepiej nie dowiedzieć się
na własnej, która napięta, wilgotna ukrywa skarby
i w dezabilu nie mieści jeszcze pierwszej zmarszczki
(jak goła ziemia bez prawa do powszechnego ciążenia, do liści).

Na niebie wczesna wiosna, (więc nie pora, by wiatr gołocił gałęzie,
kładł plony na ziemi i zabierał im cienie do brunatnych wgłębień),
a w okolice starych drzew trafiają ludzie, tworzą doły
na swoje podobieństwo.

Żyłki nie tyle schną, co pękają.
Obracają się poza granice wytrzymałości
w nieco mniej bolesne zdrobnienie, w proszek.

Pierwociny to słowo, które powinno teraz paść.
Ale roztrzaskało się z ludźmi o góry.

Krzyczeli, by je przenieść, skoro można. Krótko, bezskutecznie.


Cyrk objazdowy krótko pęka w szwach

Design ostrej jazdy to koronkowa robota:
wymalowane ronda, lśniące trakcje,
linie demarkacyjne oślepień,
pobocza w kolorze śniegu
i mało słońca.

Kiedy przed skrzyżowaniem szerokim jak biodra
gwałtownie rozpina się pasek dużych pociągów,
to cyrk na kółkach, piersi na dziewczynkach
lekkich obyczajów, w których coś jest
i czegoś nie ma.

Nie trzeba długo czekać na sygnał,
na przeciągnięcie struny na złą stronę,
w sfingowany dźwięk, na przerwanie cienkiej nitki,
po której trudno balansować nawet z igłą w palcach.

Zatem balony nie pękają tylko dlatego,
że unoszą za dużo powietrza, ale zaprojektuj wystrzał,
rysy i bruzdy na strzępach śliskiej gumy, proporcje czegoś,
co jest w tym najkrótszym momencie, kiedy przestaje być sobą.


Jak ręką odjął

Śnią mi się wiersze o tobie,
których nie zdążyłem napisać.

Kontury słów w niewymyślonym języku,
cienie rzucone jak kości niewidzialną ręką
i wiatr usypiający we włosach, w trzewiach.

Jak to dobrze, że kiedy się budzę,
żadnego z nich nie pamiętam.


Jak tylko nauczysz się latać

W twoich ustach operating manual brzmi lekko,
aż pojawia mi się przed oczami lekcja latania sójek.

Jeszcze nie dzieli nas morze, więc usiłuję
wyobrażać sobie, że fałdy pościeli to fale,
za którymi świat ma coś do zaoferowania,
a ty oblizujesz się na to łapczywie jak kot syjamski.

Masz tylko jedno życie, nawet jeśli jesteś kotem,
to możesz być jedynie nim albo sójką, która ucieknie
do ciepłych krajów jak tylko nauczy się latać.
Więc musisz zdecydować, które z nas będzie kim.

I nawet gdy zostanę w czterech łapach i będę umierać
z głodu za tobą, w twoich ustach zabrzmi to lekko.


Niezręczność

Znam wymowę początku
i to, co słychać, nie brzmi jak on.

Umiem ułożyć usta w kształt małego a,
tak jak przyjmować na świat mimochodem
narodzone żaby, ale potrzebuję mieć motyw.

Stawu, nie rynny,
mimo że woda stale przewija się
w gęstych, nieprzejrzystych pętlach.

Od niedawna jestem jak ona,
byłem już wszędzie, nie będę nigdzie więcej,
(wszystko to schemat, w którym się nie ginie).

Niezręczność sytuacji tkwi w stopach
ludzi prowadzących donikąd,
jednak nie do końca.

Mówią w języku nienarodzonych żab
i nie dają nadziei, ale nie biorę tego do siebie.

Adrian Tujek – Pięć wierszy
QR kod: Adrian Tujek – Pięć wierszy