Nie chcę

Nie jestem bluszczem
pełznącym ku górze
po cudzych ciałach
Chciałbym być trzciną albo drzewem
i wyrastać z własnych korzeni

Nie jestem obiciem słońca
na szybie okiennej
Pragnę być płomieniem
i płonąć
choćby tylko w skromnej lampce

przełożył Jacek Molęda


Głosy

Głosy
tych
którzy
umarli
albo
zaginęli
i jakby
ich
nawet
między
żywymi
nie było
odzywają się
w naszych
snach
myślach
jak
muzyka
nocy
która się
nie kończy

przełożył Jacek Molęda


Psalmy na śmierć księdza Jerzego Popiełuszki

I.

na początku dwudziestego pierwszego wieku
patrzę w przepaść przyszłości

nie przestaje się wydzierać śmiertelny krzyk z gardeł dorosłych i dzieci
mordowanych bez powodu w tej godzinie w tej minucie

nie przyjdzie Godot nie przyjdzie Zbawiciel
człowiek na krzyżu unosi się w przestrzeni międzygwiezdnej

tysiące meteorytów będą przelatywały przez atmosferę jeszcze niebieskiej planety
tak jak wpadały kiedyś do jej rzadkiej atmosfery i może przyniosły na nią życie

większość jednak spłonie tak jak spłonęła Columbia
spopielił się obrazek żydowskiego chłopca z Terezina

ten który był więźniem sumienia
wraca z powrotem między obywateli

i oddaje władzę z uczuciem ulgi podobnej do tej
którą czuł mały hobbit Frodo kiedy się w końcu pozbył pierścienia mocy

oko Władcy pierścieni jednak śledzi wszystkie nasze uczynki
jak Wielki Brat tysiącami obiektywów kamer telewizji przemysłowej

w odzyskanej wolności nagle czujesz że nie jesteś wolny
że jesteś tylko trybikiem w machinie konsumpcji rynkowej

że jesteś tylko konsumentem który jest kontrolowany
wszystkowidzącym okiem i jest nieustannie dostępny przez telefon przez pager

i tak jak generalissimus Valdsztejn na szczycie swych dążeń
zatęsknisz za spokojem na łonie przyrody za regularnym stukotem młyńskiego koła

za zapachem świeżo skoszonej łąki i na oścież otwartym niebem nad tobą
usianym nocą tysiącem gwiazd które nas być może zrodziły

II.

przezroczyste a zarazem syte powietrze po deszczu pachnące
opadłymi kwiatami lip na drodze pod górę na wulkan Uhlirzsky Vrch

gdzie kiedyś węglarze wypalali węgiel drzewny w mielerzach
a dziś z jego szczytu dominuje nad krajobrazem kościół Panny Marii Śnieżnej

z wgłębieniami na mozaice obrazów Panny Marii i Józefa nad portalem
do których dla żartu strzelali z pistoletów starszawi oficerowie na przechadzce

po tym jak wcześniej wysłali swe małżonki na zakupy do zabrudzonego miasta
ich szczególnie uperfumowanym paniusiom pomagali nieść pakunki

z żywnością ubraniami firankami i innymi dobrami wojskowi pucybuci
i czasem się sołdaci upili i coś ukradli kogoś porwali zgwałcili zabili

a kiedy po ćwiczeniach czyścili swoje samochody czołgi i pojazdy opancerzone
wyciekł im olej napędowy do kanalizacji wtedy mamusia posyłała cię po wodę

do ruchomych cystern które przyjeżdżały na osiedle i przeklinałeś przy tym
potomków wybawicieli oczywiście w duchu ponieważ na głos nie było wolno

i może nawet trochę ich lubiłeś kiedy będąc chłopcem łaziłeś na placu ćwiczeń
po metalowych konstrukcjach i miałeś wrażenie jakbyś się znalazł w innym świecie

z plakatów patrzyły na ciebie namalowane twarze dzielnych żołnierzy
rakiety z blachy z gwiazdą na szczycie zmierzały w kosmos

żołnierze którzy mieli wolne handlowali za bramami lub obijali się przy płocie
czasami dali ci odznakę raz świeży chleb chociaż nie byłeś głodny

smakował zupełnie inaczej aniżeli ten który był w domu w spiżarni
i również wyglądał inaczej nie był zaokrąglony lecz w kształcie sześcianu

a raz szedłeś ze szkołą odwiedzić dzieci w rosyjskiej szkole zaraz obok koszar
chłopiec Tolia złapał cię za rękę ponieważ to była przyjaźń

pokazali nam muzeum wojskowe i kino a potem odwiedziłeś Tolię
u jego rodziców ponieważ Rosjanie otrzymywali mieszkania w blokach pomiędzy Czechami

żeby się zaprzyjaźnili lecz nikt ich nie odwiedzał nikt nie przyszedł z nimi pogadać
jak z sąsiadem chociaż chyba wszyscy znali wtedy język rosyjski

był to przedmiot obowiązkowy w szkole tak więc przynajmniej kupowali od nich po kryjomu
telewizory aparaty fotograficzne i kamery z dobrymi niemieckimi obiektywami

III.

w czasie gdy na Placu Wacława zaczęli dzwonić kluczami i Michael Kocab zorganizował koncert „Praszczaj ruskaja armija!” już nie byłeś małym chłopcem przeżywającym przygody

na rosyjskiej strzelnicy pod miastem gdzie nas przestraszył
pędzący na nas pojazd opancerzony i młodszy brat ze strachu się rozpłakał

stamtąd było blisko do jeziora w którym kąpali się żołnierze po ostrym strzelaniu
gdzie po raz pierwszy na rozgrzanym piaskowcowym zboczu widziałeś pełzającą żmiję

gdzie rosły te najlepsze ostrężyny i gdzie się latem opalałeś ze swoja miłą
gdzie są te letnie miłości i gdzie są te jesienne zbiory słodkich płodów

to było wtedy kiedy się ksiądz Jerzy Popiełuszko nie bał przeciwstawić władzy
to było wtedy kiedy do pracy sezonowej do bruntalskiej fabryki Seliko przyjechali młodzi Polacy

to było wtedy kiedy Jacek grał polskie piosenki na obitej gitarze
i potem się rozpłakał a ja mu powiedziałem:

koleś, „jeszcze Polska nie zginęła” – „a zginęła, zginęła”
odpowiedział i skrajem rękawa otarł łzy z twarzy

już go potem nigdy nie spotkałem i do Polski także nie mogłem jeździć
dopiero po rewolucji której tutaj mówią aksamitna

a przecież do Polski było blisko na rzut kamieniem
przecież zaraz za osoblażskim dworcem była granica i szlaban

wieczorem z polskiej strony słychać było ryk krowy z jakiegoś gospodarstwa
a kiedy zawiał zimny północny wiatr babcia mówiła : „to dmucha Polak…”

IV.

tak więc z przygranicznej mieściny wyniosłem wspomnienie
o polskim wietrze i dzwonieniu na Anioł Pański które niosło się z Polski aż do nas

ten dźwięk dzwonów będzie mi księże Jerzy już zawsze księdza przypominać
był czysty jak dusza którą oddał ksiądz jako męczennik Bogu

kiedy ksiądz walczył za prawo honor i wolność którą z Polski
przynieśliście do nas do Czech i do mojego rodzinnego skrawka śląskiej ziemi

wtedy wierzyliśmy że tylko Polacy zwyciężą czerwoną zarazę
która doskonale rozłożyła wartości moralne obywateli naszych krajów

i razem z księdzem i księdza braćmi w krwi możemy sobie dziś powiedzieć
że prawda i miłość zwyciężyła kłamstwo i nienawiść

przełożył Franciszek Nastulczyk

Libor Martinek – Trzy wiersze
QR kod: Libor Martinek – Trzy wiersze