Kłopot z kluczem
na szyi wisi klucz
do jakiegoś domu
dom wisi na włosku
który posiwiał w jedną noc
poza domem
Wszystko pięknie
ale co zrobić
kiedy nie chce się skończyć
żadna zima a sople
wyrastają z rękawiczek jak palce
co począć gdy
klawiatura nie jest już tak czuła
na dotyk nie rozpoznaje intencji
zjada litery całymi zdaniami
gdzie się podziać
odkąd twój głos
zginął w strzelaninie
szczap
przysięgam
zerwałem się ale
dreszcz przebiegł
mi drogę
Czynności
pranie zostało powieszone
nogami do góry
to co skapuje
pastwi się nad mniszkiem lekarskim
który nie chce nikogo wyleczyć
w głowie mu tylko dmuchawce
jeszcze tego samego dnia znika
ostatni świat jaki był
jeśli przyjdą też po ciebie
rozlej się na stół
i nie daj się zetrzeć
Znikające okruchy
jestem wróblem zwyczajnym
jednym z tysięcy wróbli
których jest już jednak coraz mniej
co nie ma żadnego znaczenia
dla mnie
bo nadal jestem jednym z wielu
niepozornych wróbli i zwyczajnie znaczę
tyle co nic
dla wiatru który jest zbyt porywisty
z zupełnie innych powodów
niż myślę a myślę o tym
bardzo rzadko
i bardzo mało
bo jestem za mały na cokolwiek
zjadam okruchy
to wszystko co umiem
jako wróbel
Zaciemnienie
zwykła ulica wmieszana w tłum
znam wiele takich miejsc
w których nie ma miejsca
na sianie maku
już noc
ćmy biją w dzwony lamp
trzeba iść na pewną śmierć
by przeżyć
przecieram ze zdziwienia
szybę z napisem
nie dotykać
niebo
może spać spokojnie
w naszych nogach
Krótki kurs przytulania
w tym czasie żadna pora roku nie miała znaczenia
ignorowane od miesięcy kartki kalendarza
zaczęły furkotać w spirali
jak wyblakłe flagi postrzępionych państw
w tych czasach wyczerpanie dawało znać o sobie
tylko w chwilach gdy nikt nie patrzył
a ten kto nie mógł zasnąć
udawał że żyje najgłośniej
tymczasem w piekle
spadł grad wielkości rajskich jabłek
na szczęście dzieci szeptały sobie niestworzone historie
bawiąc się w chowanego z własną wyobraźnią