Ach, to był szczery zachwyt (czasy liceum), kiedy odkryłam wiersz Andrzeja Bursy („Sobota”) i powtarzałam pod nosem: „ale …….mam w dupie małe miasteczka / …….mam w dupie małe miasteczka/ …….mam w dupie małe miasteczka”.
I nie chodziło o rodzaj nastoletniego buntu, ale o niejasne (wówczas) wrażenie, że dupa niejedno ma imię, że jej potencjał poetycki wręcz wychodzi z ram, a wielowymiarowość (nie tylko lingwistyczna) – może być kluczem dla wielu filozoficznych wątpliwości.
Owszem, ciało jest ważne, ale bądźmy szczerzy – mierząc się dupą, stajemy oko w oko także z czymś pozacielesnym!
W pierwszym (i drugim) tygodniu ogłoszonej epidemii słyszałam tak często: „...i mam to w dupie”, że musiałam się WRESZCIE z tym tematem zmierzyć. Miara mierzenia zaś jest w tym dźwięku! (dziękuję za uwagę. Miłka)