Jak napisałem mowę pogrzebową

korzysta pan ze słów, ja płacę.
chcę, by wiedzieli, że dobrze się czułam na
tym świecie. proszę podkreślić, że nie miałam
dzieci. warto wspomnieć o mojej pracy i braku
jakichkolwiek sukcesów na tym polu.
proszę nie zapomnieć dodać tej informacji:
miałam udane życie.

pyta mnie – DISNEYA – czy rozumiem.
wiem, co jej odpowiedzieć.
na wszystkim mi zależało, jakby to
powiedzieć. no trochę mi zależało.
proszę, jednak nie przesadzać z podkreślaniem obojętności.
nikt nie uwierzy.
wie pan, wolałam
patrzeć na góry. w nich nie ma niczego
niezwykłego. nie przejmowałam
się ich losem.


Grupa wsparcia

na imię mam GUSTAW i nie jestem alkoholikiem,
telefon komórkowy i seks nie są moimi konikami, nie mam z nimi problemów.
chodzi o coś innego. nie wiem, czy to dobra grupa,
słyszałem, że o siedemnastej zbierają się tutaj osoby mające problem
z wyrzutami sumienia, tak? mam nadzieję, że dobrze trafiłem.
bo to wy, to znaczy my, prawda?

minęło 10 lat, a ja nadal się wstydzę. przez ostatnie
3 lata nie zrobiłem nic, pozwoliłem się nieść
życiu, jakbym był NERONEM albo kimś równie
żałosnym. wcześniej chodziłem do takiej jednej przybłędy.
tak ją nazwałem. bardzo złośliwie.
mówiła, że skończyła jakąś szkołę psychoterapii psychodynamicznej
i że dużo czyta, ale nie FREUDA, bo on już do niczego
się nie nadaje. rozmawialiśmy, właściwie ona słuchała,
ale nie wypowiedziała żadnego sensownego komentarza,
nigdy. zdzierała ze mnie, 200 za 45 minut.
i nic. żadnego efektu. myślę, że ta cała psychoanaliza,
ta stara, albo nawet ta nowa, pies ją, to placebo. żadna tam
pastylka gwałtu. mówię wam, zwykłe placebo!

dobra, do rzeczy, bo niektórzy z was też chcą
zabrać głos, a ja w sumie nie mam niczego ważnego
do powiedzenia. właściwie to już powiedziałem
coś niezwykle istotnego – uważajcie na psychoanalityków,
wybierajcie terapeutów ze szkoły poznawczo–behawioralnej.
dobra, do rzeczy, bo niektórzy z was dłużej nie zniosą
takiego gaduły.

12 lat temu, byłem gościem dziewczyny, która
studiowała botanikę. mieszkała sama, to znaczy wtedy
była sama, normalnie w 3 pokoju pomieszkiwał
u niej jakiś chłop, zawsze wolała dzielić łazienkę z mężczyzną.
to znaczy to było 10 lat temu, bo na początku powiedziałem,
że to było 10 lat temu. 10 lat temu wyszła na zakupy,
ale wróciła, spokojnie.
po prostu potrzebowała butów i torebki – za 3 tygodnie jej
siostra przyrodnia wychodziła za mąż.

korzystając z okazji postanowiłem użyć jej kuchni. chciałem nam
– właściwie bardziej jej, bo założyłem, że będzie głodna
po takim maratonie – coś upiec. pizza miała
być doskonała, opowiadałem o niej 3 dni z rzędu.
jesteś największym znawcą mąki w tym domu – szepnęła
mi do ucha już pierwszej nocy. czując, że grunt nie pali mi się pod nogami
chwaliłem się, że znam 7 sposobów wygniatania ciasta.
była podekscytowana i sprawdzała każdą informację siedząc na sedesie.
nie będąc ścisłym, za to opowiadając potoczyście i
z wielkim przejęciem, uniknąłem zdemaskowania.

gdy wróciła z zakupów, z pustymi rękami, wściekła
i zrezygnowana, na stole czekała na nią
zimna, przerażająco droga pizza truflowa. dostarczona
przez durnia, który nie potrafił znaleźć właściwego adresu.
choć może to ja podałem mu błędny numer mieszkania?
w każdym razie nadal nie wiem po co wtedy kłamałem. i dlaczego
przekręciłem 12 na 21.

that’s all folks. najlepsi terapeuci ze szkoły poznawczo–behawioralnej
już nade mną pracują.


Umówiliśmy się, że wynajmie detektywa

by mnie śledzić. sam jej to zasugerowałem. musisz
wiedzieć z kim cię zdradzam – powiedziałem, ja DISNEY.
wynajmę – odpowiedziała KOBIETA NAZYWAJĄCA MNIE DUCHEM.
wynajmę najlepszego. będzie nosić szpilki. jeansy. prochowiec.
na oczy założy okulary znanej marki. będzie mieć chustkę na głowie.
jeszcze bardziej znanej marki. wszystko po to, byś się nie zorientował.
uważaj, bo jej usta będą krwiste. uważaj na szminkę DISNEYU.
sama uważaj, bo cię zdradzę! – odpowiedziałem – w głowie
miałem już plan. jak będzie mnie śledzić to najpierw ją onieśmielę.
podejdę, spytam o ogień, może nawet wyrwę jej torebkę. na pewno puszczę jej oko.
i odejdę wesołym krokiem. 2 kilometry dalej. w barze.
zaproponuję jej drinka.
dalej będzie mało romantycznie. jak w filmach z BONDEM.
BOND nie lubi być śledzony (…..) przez facetów.


W okolicy pojawiły się mamutki

pojawienie się tak ogromnych kobiet w miastach
dawnej ligi hanzeatyckiej dla wielu nie jest kwestią przypadku.

no tak to! – kobiety przybierały nadzwyczajne rozmiary na tych ziemiach
od pokoleń.

przy wzroście, co najmniej 195 centymetrów, średniej wadze
80, najczęściej jednak 85 kilogramów, odznaczają się ponurą
ociężałością. niemal wszystkie wyglądają jak nieślubne córki
KLAUSA KINSKIEGO – jak to którego? no kim? no aktorem, przecież
nie twórcą brydża. a w czym? dobry boże, skaranie z takimi ludźmi!
no, na przykład z:
KINDER, MÜTTER UND EIN GENERAL, MISTER ZEHN PROZENT – MIEZEN UND MONETEN,
JACK THE RIPPER – tego rodzaju kino.

oczywiście, że filmografia KINSKIEGO nie ma znaczenia, po prostu
mamutki mają równie kanciaste szczęki jak on, ich wielkie
czaszki są prostokątne, wydatne usta przypominają usta INDIAN
mieszkających na granicy EKWADORU i PERU.
nosy mamutek podnoszą się, jakby ewolucyjnie szykowały się
do codziennego niuchania. w każdym razie usta jeszcze
malują czerwonymi szminkami – a jakże – lubią się nosić
i stroić jak
pin–up girls – zakładają obcisłe jeansy, szpilki, kraciaste koszule.
dekolty odsłaniające ich nadęte, w rozmiarze 1,5
kilogramowego melona są nieznośnie, nieprzyjemnie
niecodzienne.
noszą chustki we włosach, ale palą te papierochy.
palą jak armaty! nieświeży oddech maskują gumami do żucia,
zazwyczaj nieskutecznie.

mają muskuły i tylko dla zmyły
chodzą do galerii podziwiać obrazy,
przedstawiające kłębowisko kwiatów i liści.
a wielkie to obrazy – że ho ho ho!

tatuują sobie na całym ciele owady, kaktusy,
butelki tequili i sekwoje.

stojąc u ich stóp można być pewnym, że nie będzie łatwo.
życie wielu z nas zamieni się w cyrk. skończymy wynosząc
śmieci.

choć z drugiej strony jest coś przemiłego w dużej głowie,
rozległym brzuchu, udach mogących pedałować godzinami.
wcisnąć się z wackiem między nie, udawać, że stało się w tej
kolejce, że można dobrze zarządzać tak ogromnym, trochę
zbytecznym ciałem jest naprawdę obiecującą perspektywą.

przecież jak one wstają i ruszają w drogę ziemia drży
w wyczuwalny sposób – no jak nie, jak tak – fascynujące
w. tak bardzo.

poza tym harują jak woły – budują domy drewniane,
zarządzają funduszami, sprzedają motocykle, mają góry
forsy na kontach i zdolność kredytową pozwalającą otworzyć
innowacyjny biznes w kilka miesięcy.
i co najważniejsze nie piją. przynajmniej nie codziennie.


Bogacze, ach ci bogacze

najwidoczniej nie są dość bogaci
– mówię do AUGUSTA, który właśnie wrócił
od znajomych –
w przeciwnym razie mahoniowe schody
pozostawiliby bez przykrycia.

mają mahoniowe schody
– warte więcej niż przychody
premiera uzyskane w dwuznacznych
– a kij mu w – które
zarobił na czarno
– a przykrywają je jak zwykłego
konia wyścigowego!

AUGUST spogląda na mnie z niedowierzaniem,
ale koniak sączy zgodnie z regułami.

zacznijmy od tego – kontynuuję – że schody mahoniowe,
nowe, czy odziedziczone po pradziadku,
należy pomalować na biało. w przeciwnym wypadku
wezmą nas za ostatnich dziwaków – i bardzo słusznie.

choćby należało je odświeżać, odmalowywać
co tydzień, nie można ich okrywać dywanami!
wystrzegać się należy ordynarnych wykładzin.
w ogóle pomysł ich ochraniania jest wulgarny.

AUGUST spogląda na zegarek, jakby chciał
zasugerować, że czas działa na moją niekorzyść.
trzy lata temu, gdy widzieliśmy się ostatni raz,
nie wypowiadałem się równie niedorzecznie.

prawdziwi bogacze – konkluduję – prędzej raz w roku zbudują
nowe schody niż okryją się hańbą. przezorność,
skąpstwo, szacunek nie mają nic wspólnego
z bogactwem.
chcesz być bogaty – to bądź dostojnym arogantem!
i na boga maluj schody, a jak ci ich żal to po nich
nie łaź! tak, dokładnie – nie łaź!


Czy stanie się coś?

nie, nigdy, za mało miałeś? nikt ciebie, banalny ty.
po co tu? by mnożyć zysk, samemu nosząc sandały, podobno ku uciesze chłoptasia wiszącego.
święta NADIO, ELŻBIETO, GRETO,
oddajcie mi prawo do samobójstwa.
zwolnijcie mnie na litość boską, pali się, palą się.
już nie, przerwa, jestem osowiały,
a mech, niech przykucnę.
nikt, kto pisze tak złe wiersze
nie pójdzie skoczyć.


Nazywam się Disney i nie czuję się najlepiej

męczy mnie poczucie winy
niepotrzebnie poszedłem na wagary 20 lat temu
padał deszcz, pociąg się spóźnił, a potem musiałem i tak
wszystko przeczytać 2 razy, męczy mnie dzień, w którym
mnie oszukano, męczy mnie dziura budżetowa,
która podobno pozbawiła mnie wakacji w odległej galaktyce, 2 tygodni
na wyspie, pary spodni, żyletki, obiadu w restauracji oraz 2
kuponów do kina. męczy mnie praca jaką wykonuję nad stadem
kwok. składają jajka, siedząc na grzędach, a potem
trzeba jeść jajecznicę z 500 jaj. męczy mnie lipiec, sierpień i maj.
męczy mnie odbieranie telefonów – zawsze pytają, czy byłem kiedyś kanarkiem.
nie! byłem krokodylem,
ale zmarłem po tygodniowej biegunce.
męczy mnie rząd, szczupli ministrowie, prezydent unikający wyborców
oraz 500 miłości, które mnie ominęły, jakbym był krokodylem
albo co najmniej królową ZOO!
pomijające mnie wyszły za mąż,
za idiotów dodajmy. i dobrze się stało, mądre dziewczyny potrafią temperować idiotów.
męczy mnie apteka obok, diler, który mnie nie zna, rozpuszczające się
kostki lodu, drink, który nigdy nie napełnia się sam i odkurzacz, który
połknął mi ostatni banknot. nie będę się poniżał i grzebał we własnych śmieciach,
męczy mnie moja biblioteczka, filmoteka,
20 kwiatków oraz 2 psy, które już nie żyją.


Męskość

w jej piersiach zobaczyłem 2 braci rządzących tym krajem i nie straciłem nadziei.
byłem pewien, że to skojarzenie kiedyś wygaśnie,
jak gaśnie węgiel drzewny w dowolnym grillu.

i wygasło.

wieże bliźniacze też do nich nie pasowały,
nie potrafiłem dostrzec związku między nimi i kotami,
więc ostatecznie uznałem,
że skojarzenie z PATEM i MATEM
nie zaszkodzi im bardziej niż to pierwsze – ohydne, przyznaję – skojarzenie,
które mnie dręczyło od samego początku.

z PATEM i MATEM to także niecodzienna sprawa,
ale sama chciała bym opisał jej biust.
tak, żałuję, żałuję, że dałem się namówić.

Ian Kemp – Wiersze (vol.2)
QR kod: Ian Kemp – Wiersze (vol.2)