Tom pierwszy

Rozdział pierwszy

w którym poznajemy bohaterów,
prawdopodobnie marynarzy,
którzy z bliżej nie znanych powodów miesiącami piją w Meksyku

Zwaliła nam się na pokład 30 metrowa fala . Te strugi wody odebrały mi resztki rozumu. Sól, huk uderzenie cieczy,  ale co wy do kurwy wiecie o morzu. Powybijało okna. A  zimna morska fala nie pozwalała nam rozmawiać. Krzyczę w mrok. Zajebać skurwysynów. Błagam pomocy. Chcę przeżyć te burzę. A nasz palacz cały czas coś bredzi o nadczłowieku. Wrzuca do paleniska  łopatę węgla i nuci piosenkę.

Samotność zagryzła mi psa
Którego nigdy nie miałem
Długo wykrwawiał się w uścisku
Jej zębów
Mimo że nigdy nie istniał
Dla samotności nie ma różnicy
Jest ? nie jest

Naprawdę nie wiem gdzie płynie ten tankowiec . Mamy na pokładzie za dużo NITRO. Kapitan Ahab zaniechał Moby Dicka. Knuje coś gorszego .Nikt nie wie gdzie on płynie.

W pewnym porcie miałem zachciankę, zrobiłem sobie orientalny tatuaż. Żenujący napis na napletku NO HOPE NO FEAR. I nagle ta jebana burza , skąd przyniosło tą falę ? Woda jest mokra i zimna, jest już za późno na panikę. W sumie nie wiem czy jestem na lądzie czy na morzu. Całymi miesiącami wpatruję się w przeciekający sufit a każda kropla robi ogłuszający Huk. Zbiera się na suficie i spada mi na poduszkę. A może to  moja łza. Raz na piętnaście minut. Wszystko można znieść. Wystarczy się trochę przesunąć. Mamy już za sobą japońskie tortury. Na palacza zawsze można liczyć, nie chcę tylko patrzeć, co prócz węgla wrzuca do paleniska. I znowu sobie podśpiewuje. Z przytupem.

Nadczłowieka wyhodowali starożytni
Kiedy jeszcze był tylko człowiekiem
(takim bez? nad? z przodu)
Trzymali go w norze razem z Orfeuszem, aby
Po prostu nauczył się śpiewać
Niestety nauczył się tylko oglądać za siebie
W najbardziej  nieodpowiednim momencie
To już mu do dzisiaj zostało
Ale trudno w związku z tym
Znienacka wyruchać go w dupę

A Ahab zawsze ma jakieś fajne portfele z wypielęgnowanej skóry , która ładnie pachnie. On zawsze lubił  delikatne kobiety.

Nasz tankowiec płynie dalej. Morze stale rozchwiane, dziób statku raz w dół , raz w górę Wszystkim udziela się ta huśtawka nastrojów. Noc zlewa horyzont z gwiazdami, wychodząc na pokład jesteś w ciemności. Dopiero po chwili małe, lecz symetrycznie ułożone światełka sygnalizacyjne innych wskazują na własną pozycję , coś między piekłem a niebem. Rano sine morze Sargasowe wygląda spokojniej. Ołowiane niebo ciężko wisi nad nami .Niby upał a chłód. Słowa zastygają i bezsilnie padają u stóp.

Ahoy kapitanie!. Ziemia .A może to raj utracony. Nie. To tylko ACOPA LIPTA, znany kurort gdzieś w Meksyku. Zmasakrowani piją w Meksyku. A może zmasakrowani piłą w Teksasie. Tex Mex. Kurczaki  chilli raz. Mezcal plus. Siniorita bella. Muchas gracias. I znowu tępo patrzy w drzwi, tak jakby przewidywał. że ktoś znajomy nadejdzie. DT. Dość tego. Drżyjcie kurczaki nadchodzi Syn  Waszej Apokalipsy W skrócie SWAT . On wyswata was z panierki starego życia. S.O.S. Poproszę o sos chilli.

 Patrząc na stosy panierowanych kurzych trucheł.  Wygłodniały Pan Zachodzący w Głowę. Pytam. Gdzie trafiają dusze Twisterów w SOSie Chilli. Nasz palacz jest święcie przekonany, że KFC to tajne zrzeszenie umożliwiające przenikanie do naszej Wysokiej Europejskiej Kultury (WEK) obcych nam, kosmicznych elementów.

-Te wszystkie jebane kurczencia trza zeżreć, uwielbiam chrupać te ich jebane panierowane skafandry.
-Ja też. Mówię z pełnymi ustami, rozcinając kawałki mięsa. Czy jest jeszcze jakiś  S.O.S.?.
- A co z istnieniem? Jest czy go nie ma?
- Ale istnieniem, czego- kurczaka w panierce?
- Nie, to jest proste o to nie chce mi się nawet pytać, chodzi o swata?
- A swat? Był tu taki kiedyś chciał mi naraić jedną małą czarną kurewkę?
- S-W-A-T chodzi o Syna Waszej Apokalipsy Teraz, czy on jest?
- Jest?jest?jest, choroba widzi do góry nogami, a on zawsze jest?
- Ty- ciebie chyba pojebało, tak? Jaka choroba?
- Choroba morska?oczy?wiście, musze do klopa, małe sranie przed
śniadanie(m)
- Tak? sranie to dobra rzecz, tylko moje gówno na pewno jest moje?

Zafajdany kibel. Jak to w zwyczaju krajów tropikalnych pod obsraną przez muchy żarówką firmy Osram na nitce wisi kawał śmierdzącego mięsa. A na nim Ona, Czarna Wdowa, która delikatnie szepcze mi do ucha czułe słówka. Martwe godziny wracają do morza, które je wskrzesza pod postacią chmur. Gdy płyną nisko, nazywasz je mgłą, gdyż utrudniają rozpoznanie drogi. Toteż nieświadomi rzeczy hodują w swym wnętrzu tygrysa. Lecz zanim ich rozszarpie i przegryzie gardło, czołgają się ku plaży wymarzonej w słońcu. Jedynie po to, by płonąć w jej blasku.[1]

Pierdolić. Wracam do palacza. Dos Dedos. Na dwa palce. Arriba Arriba. I jak zwykle te jebane drgania. SMS. Znaleźliśmy pusty grób. Stop. Nikogo w nim nie ma. Stop. Jest naprawdę pusty. Stop. Jones twierdzi, że to na pewno ten grób. Stop. Pozdrowienia. Esemesa o tej treści przysłali nam z Maracaibo. Tylko po kiego grzyba pisali ciągle „stop” jak w jakim zafajdanym telegramie. Mało, kto z nas interesuje się pełnymi grobami a pustym to już na pewno nikt. Chuj wie co to za Jones. Ale co zrobić. Trzeba by odpisać. Zaproponowałem cytat z Rilkego bo wydało mi się to najbardziej idiotyczne z możliwych idiotycznych odpowiedzi. Nikt się na to nie zgodził. Wszyscy jednogłośnie chcieli Miłosza. Miłosza? Patrzę i dopiero teraz do mnie dotarło że na pokładzie są sami Polacy.[2] Pierdolić. Olewam ich wszystkich. Banda kretynów. Nie znają się na poezji. To wszystko dla was się źle skończy: Ja was kurwa wszystkich pozabijam. Jebane skurwysyny, pierdoleni patrioci, zasrane polaczki, na chuj ich zabieraliśmy na nasz statek.  Trzeba było ich zostawić na tej wyspie, z której nie mogli wrócić do swojego cuchnącego gównem kraju, bo im się polski cud tekniki na dno wyjebał. Ale dobrze, zemsta jest słodka? Po dwóch dniach okazało się że esemes był zaszyfrowaną wiadomością dla palacza, tylko on wiedział co oznacza. Powiedział mi to po pijaku. Musi jeść. Jeść jak najwięcej, bo musi mieć jak największy brzuch. Tylko wtedy gdy przyjdzie ten-na-którego-nikt-nie-czeka-bo-nikt-nie-wie-że-on-w-ogóle-ma-zamiar-przyjść  rozpozna w nim swojego pomazańca i takie tam  pierdu pierdu. Nie chce mi się już słuchać tego melepety. On skomle, mlaska, charczy i mruczy. Ciągle to samo niezrozumiałe dla nas imię. Mamy szczęście, bo gdybyśmy go zrozumieli musielibyśmy wszyscy wskoczyć do morza. Przynajmniej ten kretyn tak gada. Ale chuj z nim. Idę do polaczków po Fajranty.  Wieźli tego dwieście ton i tylko ten ładunek udało im się uratować ze swojej tonącej zasranej łajby. Maracaibo. Co można  znaleźć w Pustym Grobie. No chyba się nie ma czego tam spodziewać. Na pewno został przed nami dawno splądrowany. W zimie Maracaibo to płytkie jezioro słonej wody, które latem przemienia się w pole śnieżnobiałej soli. Warstwa przybrzeżna ma grubość 4 do pięciu cali, ale ku środkowi jeziora grubość wzrasta. Taka przestrzeń płaska i rażąco biała pośród brunatnej i pustej równiny to widok nadzwyczajny.

Cała prawie ludność koczuje na brzegu zatoki i ludzie zajęci są wywożeniem soli za pomocą zaprzęgów wołowych. Sól owa krystalizuje w wielkich sześcianach i jest uderzająco czysta. Brzeg owego jeziora tworzy błoto, w którym znajdują się liczne, wielkie kryształy gipsu, niektóre długie na 3 cale. Na powierzchni zaś leżą rozrzucone kryształy siarczanu sodowego.

 Gauchosi nazywają pierwsze kryształy „padre del sal” , a te ostatnie „madre”, twierdzą. że te sole rodzicielskie występują zawsze u brzegów salin, gdy woda zaczyna wyparowywać. Błoto jest czarne i ma cuchnący zapach. Błoto w wielu miejscach było wyrzucone w postaci grudek przez liczne jakiegoś rodzaju robaki czy też zwierzęta podobne do pierścienic. Jakież to dziwne, by jakiekolwiek stworzenie mogło żyć w solance i pełzać pomiędzy kryształami siarczanu sodu i wapnia![3]

Nie polegając na hipermagicznych[4] właściwościach znalezionych kryształów, postanawiamy zasięgnąć języka wśród tubylców.

Na noc zatrzymaliśmy się w pulperii, czyli w szynku. Wieczorem przyszło wielu gauchosów, by pić wódkę i palić cygara; powierzchowność ich jest uderzająca. Są na ogół wysocy i przystojni, ale mają wygląd rozwiązły i dumny wyraz twarzy. Często noszą wąsy i czarne, długie włosy opadające puklami na plecy. Ich jaskrawe, barwne stroje, wielkie, dźwięczące ostrogi u stóp  i noże zatknięte za pasem niby sztylety (a często jako sztylety używane) nadają im wygląd zupełnie inny niż ten, jakiego by spodziewać się wolno po nazwie gaucho, czyli zwyczajny wieśniak. Grzeczność ich jest przesadna, nigdy nie napiją się wódki bez poczęstowania towarzyszy. Jednak, choć kłaniają się z przesadną gracją, są w tej samej chwili gotowi- jeśli sposobność się by nadarzyła- do poderżnięcia ci gardła.[5]

-Ave Maria.
-Sin pecado concebita, co znaczy poczęta bez grzechu.
-Zważ dobrze na me powitanie. Co powiem, ciało me stwierdzi na ziemi, a w niebie dusza.
-Spytaj owego co jest po co i gdzie nas zawodzi.
-Choć ze śmiercią sprawa., ma otucha rośnie, Grobu Pustego dochodzić nam Drogi.
-To jest rzecz Boga, gdyż jego zastępca, namiestnik Wobec Nieba Pomazany wskazówek cennych raczyć nam nie skąpi.
-Omdleń rozpaczy nie zwij cierpliwością, zbłądzeń manowców nie nazwij wróżeniem.
-Jako nam znaleźć przyrzeczoną Drogę skoro uchybień moc jest straszliwa.
-Każdy kąt, w który oko niebios wziera, mądremu portem i szczęsną przystanią, tam dokąd idziesz, nie tu skąd uchodzisz. W ptaszkach wyobraź sobie muzykantów, w kwiatach tłum dziewic a w twych krokach skoczną Miarę lub Taniec, bo zjadliwy smutek słabiej się ima i kąsa Człowieka, który zeń szydząc zgoła i Ucieka.

Pierwszej nocy spaliśmy w odludnym domku wiejskim i tam od razu przekonałem się, że posiadam dwa czy trzy przedmioty, które budzą bezgraniczny zachwyt, szczególnie kompas kieszonkowy. Budziło to najwyższy podziw, że ja obcy przybysz, potrafię wskazać drogę do miejscowości, w których nigdy nie byłem, bo w tych otwartych przestrzeniach Droga i Kierunek to synonimy. Pytano mnie czy to słońce czy ziemia się porusza, czy w kierunku północnym jest zimniej czy cieplej, gdzie leży Hiszpania  i o wiele tym podobnych rzeczy. Przeważna część mieszkańców miała niejasne przekonanie, że Anglia, Londyn i Ameryka Północna to tylko różne nazwy tej samej miejscowości, jednak bardziej wykształceni wśród nich byli całkiem pewni, że Londyn i Ameryka Północna to oddzielne, niedaleko od siebie położone kraje, Anglia zaś to wielkie miasto w Londynie.

Moje poranne mycie twarzy wywołało w wiosce Las Minas najróżniejsze domysły. Jakiś znaczniejszy rzemieślnik stawiał mi natarczywe pytania w sprawie tego tak osobliwego obrządku, a także wypytywał mnie o to, dlaczego nosimy brody gdy jesteśmy na okręcie. Przyglądał mi się bardzo podejrzliwie. Być może, słyszał o ablucjach przepisanych przez religię mahometańską, a ponieważ wiedział, że jestem heretykiem, zapewne wywnioskował, że wszyscy heretycy są Turkami.[6]

Nic natomiast nie wiedział o Omasie Bim Ladzie, ani o Saddamie Suhhainie. Dla niego nie było Trzeciej Wojny Światowej, ani podstępnej polityki KFC. On nadal preparował ludzkie głowy, zmniejszając ich rozmiary do wielkości breloczka kluczyków samochodowych. To był hit sezonu, TRENDY. Do każdego Mercedesa jedna mała trupia główka.[7]

Próbujemy wycisnąć coś z naszego przewodnika, ale jego wskazówki są dalekie od precyzji.

-Kto się obawia, czego wiedzieć nie chce, jakby instynktem w cudzym oku czyta.
-Uznaję słuszność dziwnego wskazania ,lecz dokładniejszych pragnąłbym objaśnień.
-Kto na sercach pospólstwa dom stawia w niepewnej mieszka i wywrotnej izbie. Tam Skarb Twój Gdzie Serce Twoje.

Ten nasz gaucho to jakiś pojebany templariusz, co on do kurwy bredzi.

Przedzieramy się przez dżunglę. Na odganianie komarów nie styka nam Fajrantów. Złośliwe kurwy. A gdzieś tam w gałęziach drzew ptaki ostrzegają się nawzajem . Nadchodzą obcy. Obcy są tuż. Pewien przedrzeźniacz  (mimus orpheus) zwraca na siebie uwagę śpiewem bez porównania lepszym od śpiewu innych ptaków tamtejszych.

Wieczorem siada na jakimś krzaku, często przy drodze, i bezustannie powtarza swoje piskliwe i raczej przyjemne wołania podobne do wyrazów. Hiszpanie twierdzą, że brzmią one jak słowa „bien te veo”(lubię cię) i tak też ptaka nazywają. Przedrzeźniacze są jedynymi ptakami, które można nazwać naprawdę pasożytami, a mianowicie takimi, że związują się jak gdyby z innym żywym zwierzęciem i dzięki jego ciepłu animalnemu wydają swe potomstwo na świat; młode żywią się jego pokarmem, a śmierć jego w okresie ich młodości pociągnęłaby za sobą i ich śmierć.[8]

Trzeba się strzec, trzeba się mieć, trzeba uważać, można pobłądzić. Żałuję, że nie przywiązałem jakiejś nici, do jakiegoś drzewa, można by wrócić, a tak nie ma dokąd. Trzeba przeć w przyszłość wychylonym nad przeklętą przepaścią czasu. Ten pojebany palacz znowu coś se tam nuci, a jego wrzaski przechwytują obserwujące nas w koronach drzew małpy.

Pewnego dnia Nadczłowiek obudził się ze
Świadomością, że znalazł przyczynę
Wszystkich swoich błędów
I, że ma w ręku cudowną formułę
Właśnie przyszywa nową sprawność
Do swojego mundurka
Nie będzie jednak chciał już nigdy tego robić.
Taki już z niego honorny kolo.

Nie, w takim towarzystwie trudno być normalnym. Lepiej się skupić na obserwacjach biologicznych. Nie mogłem się oprzeć podziwowi patrząc na otaczające nas rośliny. Ze wszystkich stron ciągnęły się lasy bananowców, których owoce, choć w najrozmaitszy sposób mogą służyć za pożywienie leżały stosami na ziemi gnijąc.

 Przed nami znajdowały się gęste chaszcze dzikiej trzciny cukrowej, a rzekę ocieniały ciemnozielone, pokręcone pnie avy- swego czasu tak sławnej z powodu silnie upajających właściwości. Próbowałem żuć kawałek tej rośliny i przekonałem się, że ma smak ostry i nieprzyjemny, który każdego by natychmiast skłonił do określenia jej jako trującej. Dzięki misjonarzom rośnie ona teraz w tych głębokich wąwozach, nie szkodząc nikomu. Byłem rzeczywiście pełen podziwu dla tego obrazu. Zrozumiałem słuszność zdania, że człowiek dziki, o zdolnościach rozumowania tylko częściowo rozwiniętych, jest dzieckiem krain podzwrotnikowych.[9]

Po kilku godzinach przebijania się przez gąszcz ze wszystkich schodzi powietrze, nawet palaczowi nie chce się już śpiewać idiotycznych piosenek. Jakaś ponura nieuchwytna cisza nad nami. Duszno, zapach rozkładających się roślin. W lesie nic nie słychać, żadnych odgłosów. Robactwo pracuje. Ptaki drapieżne pełnią swą powinność, z pewnością lecz ja nic nie słyszę. Tylko boję się ciszy. Przedziwnej niespotykanej niemal na tym świecie, gdzie nikt nie wie , jak dźwięczy jego głos. Nikt nie pragnie zostać przez chwilę sam na sam ze sobą. Jutro, znów na jutro odłóżmy autentyczne życie. Nie dręczy mnie fakt, że istnieję, lecz niezwykłość tego tutaj i teraz o tak niemej porze. Cisza w tym grobie, pod bandażem lasu. Czyżby nastał koniec świata.[10]

Rozbijemy tu obóz. Dobra, jest trochę czasu na uporządkowanie faktów. Ostatni list przewozowy z tankowca nadany był przez firmę Kurczyk Holding i opiewał na panierkę modyfikowaną genetycznie. Odbiorca A. Łganow S.A. I znowu mamy w tle KFC Kosmiczną Federację Cwaniaków, zaciętych wrogów niedobitków rozsianych po świecie emisariuszy pantemplaryzmu. Jakie są realne wskazówki na odnalezienie Pustego Grobu w Nowym Świecie. Czy templariusze kontaktowali się z Aztekami, może wśród konkwistadorów Corteza byli Wysłannicy. Hernan miał brata bliźniaka, który często się pod niego podszywał, dzięki temu niczym nie ryzykując sięgnął wielkich zaszczytów i splendoru.

Mógł się posunąć i do tajnej współpracy z Nieistniejącym Zakonem. Najnowsze dokumenty, odnalezione w Watykanie , mówią o cofnięciu nałożonej na zakon klątwy. Z jakiś dziwnych powodów dokument ten jednak nie trafił na czas do Filipa Pięknego. I wszystko poszło z dymem i w zapomnienie.  

A wracając do konkwisty, Cortez czytany wspak brzmi Zetroc. Coś na kształt popsutego mózgu elektronowego dwudziestej generacji. Trzeba być zdrowo jebniętym, by po wylądowaniu na Jukatanie spalić statki, żeby nie było odwrotu i w rdzewiejących zbrojach { w owych zamierzchłych czasach nie było jeszcze Hammerite na metal} przedzierać się przez tropikalną dżunglę, by w dwustu „ludzi” podbić czterdziestomilionowe państwo.

 Kurwa goście mi zaimponowali. Zardzewiały rydwany dnia, zardzewiał rycerz. Przybywam stamtąd, z krainy bezpłodnych korzeni. Mój koń jest suchym pąkiem, a droga zamkniętą zaporą. Co z wami, czemu szydzicie? Uciekajcie, bo ja idę stamtąd, przybyłem do was, odziany zbrodnią, niosę wam wichry szaleństwa.[11] Co prawda dla Indian nie byli ludźmi, lecz centaurami, a na sunka wakan i Wakan Tanka nie pomoże.

Jaki jest interes Kurczyk Holding, a może w rzeczywistości Kurczak Holding (jak twierdzi palacz), w rozprowadzaniu dla KFC panierki. Tylko pieniądze , czy znacznie mroczniejsze interesy. Odpowiednio zmodyfikowana panierka jest środkiem uzależniającym, a po długotrwałym używaniu odbierającym resztki rozsądku. Już jest się na usługach KFC. Dzięki miniaturowym nadajnikom do złudzenia przypominającym ziarna sezamu po ich zjedzeniu  wiedzą o nas wszystko. Trzeba się znać , żeby odróżnić plewy od ziarna.

W KFC można zaobserwować agentów, godzinami oglądających bułki z sezamem, aby nagle w triumfie zniszczyć świeżo odkryty nadajnik. Jeszcze bardziej wymagająca jest konsumpcja flagowego dania KFC, wymyślonego jeszcze w dziewiętnastym wieku przez założyciela Federacji tajemniczego Pułkownika Sandersa, szatańsko uśmiechającego się z podstępnych plakatów Organizacji.

Wszystko jest tak zmodyfikowane genetycznie i odpowiednio napromieniowane, że to nie ty masz kurczaka na widelcu Lecz Wprost Przeciwnie. Te małe podstępne skurwysyny zadamawiają się w tobie a ty nic na to nie możesz poradzić, tylko wprowadzasz kolejne Legiony w Głąb Siebie. L.W.P i L.G.S. Palacz twierdzi, że należałoby poszukać tych potencjalnych organizacji w internecie. Ludowe Wojsko Polskie i Liga Gospodyń Sielskich. Szukać sojuszy, bo będzie za późno.

-Się kurwa przyczepiłeś tych kurczaków.
-Zewnątrz czy wewnątrz-ale nie ustąpię, póki mój zamiar chwałą nie zabłyśnie.
-Przecież tu nie ma żadnych barów KFC, człowieku ocknij się jesteśmy w jebanej dżungli, gdzieś w Meksyku i szukamy Pustego Grobu.
-Jakich grobów?
-Nie, grobów ale Pustego Grobu.
-Ale jaki ma to związek z KFC.
-Kurczyk Holding.
-A Łganow łże jak pies.
-Ale jaki jest namiar.
-AZYMUT; Ziobro zero ,Leszek jeden, Twister dwa razy.
-Człowieku nie jesteś w KFC!!!
A on podśpiewuje:
Siedzi kurcząt jedenaście, jedno zdechnie, dziesięć zostanie.
Jakie to smutne, zauważcie oto statek zmienia przystań.[12]

Odwracam się i idę ochłonąć. Normalnie ja nie wiem co oni biorą, a może to zmiany genetyczne, wszystkich pojebało. Ale jak się całe życie przewozi coraz dziwniejsze substancje, którymi wypełnione są współczesne tankowce , to co się dziwić. Wystarczył jeden niuch TRI, z rozszczelnionych zbiorników a ocknęliśmy się dwa tygodnie na innych już morzach. Miesiące dryfu, apatycznie snujące się po pokładzie cienie, zwielokrotniony jak w kosmicznym echu szum pustego morza . Kto rozróżni jedną falę od drugiej, bezcelowe nadawanie imion każdej z nich , która kończąc swój iluzoryczny żywot zapada się w mrok niepamięci. Typowe zajęcia załogi na  „Latającym Bułgarze.”  Co za pechowa nazwa. A całe Cargo neurotransmiterów. Z ilu ludzi albo z ilu trupów musieli wycisnąć takie ilości dopaminy. A w ogóle po co im tyle dopaminy , może chcą uszczęśliwić cały świat. Dodając ją do S.O.S.u  chilli wprowadzają konsumentów w uzależniający błogostan. Odwracam się i  idę ochłonąć w mroku dżungli.

 Motyle w odróżnieniu od kwiatów fruwają i wydają dźwięki. Kilkakrotnie, kiedy dwa motyle, zapewne samiec i samica, ścigały się nieregularnym lotem i przelatywały o kilka jardów ode mnie, słyszałem wyraźnie terkotliwy odgłos podobny do tego, jaki wydaje koło zębate obracające się i uderzające o zastawkę sprężynową.[13]  W tej porze widuje się świetliki, jak przelatują z krzaku na krzak. Ciemną nocą widzi się światło z odległości około 200 kroków. Jest rzeczą uderzającą, że u rozmaitych robaczków świętojańskich, świecących chrząszczy Elateridae i różnych morskich zwierząt, które obserwowałem, światło miało wyraźnie zieloną barwę .

 Wykryłem, że owad  ten wydawał najwspanialsze błyski, kiedy był podrażniony; w przerwach drażnienia pierścienie odwłoku były ciemne. Błysk był prawie jednoczesny w obu pierścieniach, jednak w przednim ukazywał się o ledwo dostrzegalne mgnienie wcześniej. I o zgrozo z malutką jakby neonową reklamą KFC. Gdy ucięło się głowę owadowi, pierścienie jaśniały bez przerwy, choć nie tak jaskrawo jak przedtem, miejscowe zaś podrażnienie igłą zawsze zwiększało siłę światła. W jednym wypadku pierścienie zachowały zdolność świecenia przez blisko 24 godziny po śmierci owada. Z faktów tych można by wnioskować, że zwierzę ma tylko możność krycia czy gaszenia światła na krótką chwilę, a poza tym zjawisko jest mimowolne.[14] Mimowolnie ścigam wzrokiem miniaturowe neony, nagle w nieruchomym mroku ruch. Coś tam się dzieje, coś tam się poruszyło. Na skraj naszego obozowiska, w krąg światła płomieni ogniska wkracza kilka niewysokich postaci.  Indianerzy. Niedobitki licznych onegdaj plemion pętają się tu i ówdzie.

Tędy i owędy. Indianerzy liznęli nieco zachodniej kultury, tradycyjne pióropusze zastąpiło uczesanie a`la Beckham i basebolówki. Koszulki R`nB i KFC. Nawet rytualne tatuaże są przemieszane z nazwami cudzoziemskich klubów piłkarskich a nawet hokejowych. Może w szmate cisną gdzieś na skraju dżungli, ale co oni wiedzą o Pingwins  Rocket, o pingwinach i rakietach. Real Madryt. Globalna wiocha. Są groteskowi, bo ich życie to zadziwiająca mieszanka tradycji i telewizyjnych reklam.

Nadal większość dnia spędzają w hamakach, które w wiosce mają nawet psy. Pakują do dmuchawy mieszankę alkaloidów, i jeden sąsiad drugiemu z całą siłą  wdmuchuje narkotyk do ust. Po takim strzale bezwładnie pukają się po głowie i jak ptaki machają rękami. Po chwili cała wioska jest solidnie odurzona, jedni chodzą w koło naśladując drób, inni udają dzikie zwierzęta, po kwadransie podniecenia wszyscy wpadają w głęboki letarg, który odsypiają na hamakach, leniwie kołyszące ich narkotyczne sny. A psy z zaciekawieniem oglądają stale włączone telewizory, by na ich ekranach śledzić rozwój podprogowej reklamy artykułów spożywczych.

Już kilka lat wcześniej po burzliwych procesach zezwolono na swobodny rynek reklamy. Niech Się Dzieje Wolobożo. Taki był wyrok, który świadczy o poziomie współczesnego sądownictwa. W Ameryce Środkowej wolna amerykanka, do paczki chipsów, woreczek koki. Zawsze się to zwróci. Dobrze, że Indianery mają własne dostawy, ich dilerem jest jebana dżungla. Koke sprzedają, sponsorując partyzantkę Komunistycznego Frontu Causescu KomFroCau. Skąd do kurwy nędzy się tu wziął  Causescu? Rumuni wyjechali do Włoch, a ci chcą wyjechać do Rumunii. Za dużo telenoweli, za tania koka . Się im poprzewracało w głowach. Nie to co my Polaki, my nie rzucim ziemi skąd nasz grób, myślę z dumą, z wyższością patrząc w zmącone oczy Indianerów

-Hough Indianerzy.
-Hough Komboje.
-Ale my som z Polski rodem, nasz znak to orzeł biały.
-Wszystkie białe twarze łżą jak psy.
-Nie tak ostro czerwona szmato, myśmy już mieli takom fane.
-Się kurwa odpierdol od narodu czerwonoskórych, biały ciulu.
-To może po Fajrancie.

Palimy Fajranty, fajki pokoju, jest git, się dogadamy. Dla Indianerów to pradawny ceremoniał. Palenie to dla Indianerów ceremonia przeważnie religijna palą aby przebłagać niszczycielskie siły przyrody bądź uchronić się przed nieprzyjacielem, lub też w celu zjednania sobie nadnaturalnych sił, w które wierzyli, dla wszystkich ważnych poczynań.[15]  Każdy wziął po Fajrancie. Każdy wciągnął dym, po czym wydmuchnął go w górę, kierując dym ku niebu na znak modlitwy do dobrych duchów i przodków. Potem wydmuchiwują dym kolejno kierując go do ziemi i czterem stronom świata- do czterech wiatrów.

- Wypaliliśmy fajkę pokoju według dawnego indianerskiego zwyczaju, teraz jesteście naszymi braćmi. Tipi i wigwamy stoją dla was otworem , możecie mieszkać z nami i posuwać nasze squaw. Wszystko co posiadamy, należy tak do was jak i do nas.
-Rzekłeś, Hough.
-Ja Winetou!
-A ja Manitou.

Kurwa mać, się naoglądali kretyńskich filmów, może wywiad rumuński podrzucił im ten szajs. Spróbuj dogadać się z naćpanym  Indianerem podającym się za Winetou. Indianery siebie nazywają „ludźmi”, a wszystkich innych „nieludźmi”.

-Ujek, kopsnij szluga- zagadnął Indianer.
-Naści Fajranta dobry człowieku- mówię ugodowo.
-Bóg zapłać.
-Bóg cały widzi, cały myśli, cały słyszy[16]-Słyszu, słyszu.
-Weź kurwa nie ściemniaj.
-Człowiek krzesze światło w nocy, kiedy wzrok mu gaśnie. Żywy, dotyka umarłych we śnie, budząc się, przypomina śpiącego[17]-Wiencyj konkretów a stanie się git.
-Lepiej kiedy ludzkie życzenia są tylko częściowo spełniane; choroba, głód, zmęczenie umilają i czynią dobrym zdrowie, sytość, odpoczynek. Manitou nie oznajmia, ani nie ukrywa, tylko daje znak.[18]-Kurwa wujek jak ci przypierdolę to będziesz miał znak.
-Jeżeli nie oczekujesz nieoczekiwanego, nieoczekiwanego nie znajdziesz, gdyż trudno je wytropić i objąć. Nawet gdybyś przewędrował wszystkie ścieżki, nie odkryjesz granic duszy, tak głęboki jest Pusty Grób.
-Wszystko ci się pojebało, nie pusty grób tylko płytki grób, był taki film.
-Blada twarz wszystko popierdolił.
-Synu czytam z twojej twarzy, że fortuna ci się darzy, bacz darz bór.
-Fi fi fum bi ba bum[19]- Hough.
-Czy nasi czerwoni bracia zaszczycą nas u wieczerzy.
-Watować[20] by się zdało, znaczy wtrynić.
-Stoliczku, nakryj się!- mięso chleb i wino! Zjadaj z tęgą miną! Możesz dostać zawsze, czego ci się zachce! Kur biały i czerwony w KFC pieczony[21]

Indianerzy gdzieś z mroku dżungli przynoszą eleganckie torebki z KFC. Właściwie nie ma się czemu dziwić ale palacz jest wyraźnie poruszony. Wstępują na niego Siódme Poty. S.P. Służba Polsce. Palacz się w swoim parszywym życiu sporo najebał dla tego zapchlonego kraju. OjOjOJ CZY ZNA szli ten kraj. Co krwi napsuł pokoleniom całym. Potem won. Bonanza. Komboje i Indianery. Sami swoi. 

- Kopsnij sumer.
-?
-No chleb, boms[22]-Do Grobu Pustego knajać[23] musicie na południe.
-Dajcie nam przewodników-tropicieli  zapłacim w culagach[24] dobrzy ludzie.
-Czerniaki[25] deptać wam będą po piętach.
-Na czajke[26]  damy wam Szpe-yo i Cyn-gla.
-Urki[27] z nich konkretne?
-Z kitem nie nawijam Hough.
-Się nie szmuruj[28] wodzu.
-Nam pasi no passaran.
-Rzekłeś.
-Twoja powiedziała.
-Sztolc jestem[29]-Atando[30]-Szpe-yo! Cyn-gyel!

I to mają być słynni indianerscy tropiciele śladów. Dwóch bambrów z dżungli. Nie sądź po pozorach albowiem ciebie osądzą. Psy szczekają na nieznajomych.[31]


Rozdział drugi

w którym poznajemy uroki życia marynarza i sporo się wyjaśnia,
ale nie dla wszystkich

Ci dwaj indianerzy, Szpe-yo i Cyn-gyel, co się do nas przyłączyli i wrócili z nami na statek to fajne chłopaki. Urodzili się jak mówią w Kentucky. Całe życie walczyli z gauczowym jarzmem w Sudamerice. Ich squaw porwane przez gauczów zostały przemielone przez ich faszystowska propagandę i teraz rodzą dzieci tym sukinsynom. Szpe-yo kiedyś spotkał swoją kobietę w Mexico-City, obwieszona perłami i kilkoma gauczowymi bękartami uśmiechała się do Szpe-yo szukając w jego wzroku wyrozumiałości. Szpe-yo: jedyne na co się zdobył to było splunięcie jej w twarz. No i zaczęła się jatka. Ochroniarze, policjanty a na końcu z rykiem pojawił się gauczo- jego squaw gwałciciel. Szpe-yo niewiele myśląc zdjął z pleców łuk, naciągnął cięciwę i bach.

O wielki Manitou, ale było krwi. Potem wiadomo, cela śmierci, długie oczekiwanie na wyrok. Było chujowo jak to mówią indianerzy, ale w końcu odbili go partyzanci z KomFroCau. Od tamtej pory siedział w dżungli, ale już mu się nudziło. Dlatego przyłączył się do nas i chce poznawać nowe kraje, cały świat stoi teraz przed nim otworem. A Cyn-gyel nic nie powie, bo jest po prostu głucho niemy. Za to robi rzeźby z masła, przez które wyraża cały swój zachwyt do boskiego stworzenia. Jak mówi Szpe-yo Cyn-gyel chyba nigdy nie lubił swojej żony, bo po kilku latach małżeństwa odkrył w sobie nowe ciekawe możliwości. Poczuł mianowicie silne skłonności homoerotyczne i postanowił podzielić się swoim odkryciem ze swoim wodzem. Ten w ramach postępowania zgodnie z polityczną poprawnością kazał odciąć mu język, przebić bębenki w uszach i oczywiście last but not least urwać kutasa. Tak, że najazd gauczów nie był już dla Cyn-gla żadną rozrywką i łatwo pogodził się z utratą rodziny. Od tamtej pory snuje się za Szpe-yoem, któremu służy radą i pomocą w trudnych chwilach. Nie wiemy, w jaki sposób, ale woleliśmy nie pytać.

Szpe-yo dalej chce gadać więc lecimy:

- Azaliż, czy nie jest tak, że kto w koło chodzi, sam sobie szkodzi.
- Rzekłeś. Lecz Panu Najwyższemu próżny trud ze wszech miar się podobuje. A ten, który zbłądził z drogi i szuka jakby nie szukając miły jest jego sługom.
- Twoje słowa. Pan Najwyższy swemu Panu krzywdy nie zrobi, chociażby wiatr wiał we wszystkie cztery strony w dwójnasób. Ale jak mówi Tanka temu, który zgubił swą drogę utną prawą nogę. Nie idzie się do przodu i do tyłu. Nie da się leżeć i stać, chociażby słodycz Pustego Grobu wszelką rozpacz nam odjęła.
- Rzekłeś. Lecz Pustych Grobów w to nie mieszaj. Mało z tego wszystkiego było rabanu, jakżeśmy je tam w tej podłej głębi naszli. Azaliż nie pamiętacie jakie mrowienie nas tam wszystkich przeszło. Jak każden z nas bolaki na całem ciele otrzymał.
- Mój brat mówi: Pustych Grobów w to nie mieszaj… Bez Pustego Grobu nic o nas bez nas rzec się w prawdzie nie da, a człowiek, co zawsze stoi tyłem i wielkiego wołu przed sobą nie dostrzeże. Niech Wielki sam oceni, co dla niego dobre a nam zostaje czekać jego łaski.
- Rzekłeś. Bardzo dawnymi czasy, jeśli jakiś człowiek zmarł, to jego ciało pozostawiano przez pięć dni. Jego dusza wielkości muchy odlatywała z głośnym „frr”. Gdy tak ulatywała, ludzie mówiły: Już idzie zobaczyć Watankę , naszą duszę, naszego stwórcę”. Potem po pięciu dniach, dusza znów wracała. Gdy wracała, oczekiwali jej przygotowawszy jadło i napoje. Gdy przybyła, człowiek mówił tylko„już wróciłem”, i radował się ze swoimi ojcami i braćmi. Powiadał ”teraz to już nigdy nie umrę”.

Gdy tak było, wówczas zmarł pewien człowiek. Po jego śmierci ojcowie, bracia i żona czekali, gdyż powinien już był przybyć piątego dnia, ale on jednak nie przybył. Przybył następnego dnia, dopiero po całych sześciu dniach. Jego ojciec, bracia i żona czekali nań bardzo zagniewani. Ledwie przybył, żona zawołała w złości : dlaczego jesteś taki leniwy? Inni ludzie docierają tu bez zmęczenia. Czy to ty kazałeś mi czekać nadaremnie? Mówiła, w wielkim, bardzo wielkim gniewie. Złoszcząc się tak rzuciła w przybywającą duszę ogryzionym kurczakiem. Ponieważ tak się stało, dusza znów zawróciła wraz z głośnym „frr”. Odtąd, gdy człowiek umrze, już nie wraca.[32]

Plask. Pod moje nogi spadła obrzydliwie cuchnąca ludzka głowa. Miała wydłubane oczy i obcięty nos. Koszmar. Choć, o mało co, nie porzygałem się na miejscu wiedziałem, kto za tym stoi. Szpe-yo i Polacy. Tylko oni potrafią grać w aztecką piłkę na pokładzie przy siódemce. Szpe-yo w tym swoim śmierdzącym nieświeżym drobiem pióropuszu i oni. Banda życiowych nieudaczników zamieniona przez niezrażającą się niczym korporację w prawdziwych marynatów.

Aztecka piłka jest okrutna, ten, kto przegra posłuży do produkcji piłki potrzebnej w następnych rozgrywkach. W czasie gry wybuchają gorące spory. Polacy jak to Polacy potrafią poruszać tylko kwestie fundamentalne. Szpe-yo woli się w to nie mieszać, jego temat aborcji już nie interesuje. Sam za młodu dokonał kilkunastu aborcji przy pomocy szprychy rowerowej. Dorabiał w ten sposób do skromnej renty indianerskiej, którą dostawał od stanu Kentucky. Nie widział w tym nic złego. Do jego wioski nie dotarli nigdy chrześcijańscy misjonarze. Szczęśliwie obywali się bez telewizora.

A według nauk Manitou spędzanie płodu nie było żadnym grzechem. Szpe-yo jak wiemy  z jego opowieści spędzał również nie tylko płody, ale też czas w towarzystwie bojowników KomFroCau, a oni jak to prawdziwi lewicowcy głosili władzę kobiety nad jej własnym brzuchem. Nie rozumie, więc o co się w sumie rozchodzi tym białym odmieńcom. Uśmiecha się tylko życzliwie, bo jak naucza Manitou nawet kompletny głupek zasługuje na życzliwość.

 A Cyn-gyel tylko kibicuje. Bez słuchu jako pierwszy stałby się materiałem na piłkę. Trzyma w ręku skibkę zamrożonego masła i jak to on: rzeźbi. Łeb szybuje wysokim lotem i odbija się od poręczy, niespodziewanie ląduje w wodzie. To był strzał Szpe-yo. Oj, niedobrze. Aby ratować skórę wskakuje do wody za piłką. Łeb jest jednak szybszy, zanim indianer do niego dopłynie, tonie. Szpe-yo ma do wyboru: wrócić na łajbę i dać swój z kolei łeb pod topór, albo próbować wpław dopłynąć do majaczącej na horyzoncie wyspy. Co wybierze: honor czy życie dowiedzą się państwo po przerwie. 

Wściekłość. Czy to jedyny stan, w którym mogę nie odczuwać bólu? Czy wszystko, co robię musi wciskać mnie w objęcia wściekłości? Nigdy nie mogę zostać sam, bo wtedy wraca ten straszny, zagłuszający nawet huk fal smutek. Czy nie potrafię już żyć poza tymi dwoma skrajnościami? Po co się w to pakowałem? Na tę cholerną łajbę, z której przez długie miesiące nie ma ucieczki. Na której muszę znosić to stałe towarzystwo tych samych bez przerwy nędznych indywiduów. Każdy ma swoje problemy. Jasne. Liczenie na to, że ktoś cię zrozumie to szukanie wiatru w polu. W polu zawsze jest jakiś wiatr. Czasem wydaje ci się, że widzisz w czyichś oczach współczucie, czasem ktoś cię wysłucha, ale w gruncie rzeczy wiesz, czujesz to całym swoim ciałem, że ma cię w dupie tak mocno, prawie tak mocno, jak i ty masz jego. Brak związku. Zadawać ból, aby coś poczuć. Czy dlatego męczę ich ponad miarę, bo wierzę, że wtedy czują moje istnienie? Nie mogą o mnie zapomnieć przynajmniej przez kilka godzin, i przez te kilka godzin mogę się cieszyć tym, że gdzieś tam poza sobą jeszcze jestem. Nienawidzą mnie? Dobrze. Niech przede mną uciekają, niech się mnie boją. Mam to gdzieś. I tak jestem kompletnie sam, jak trup w grobie. Są mi potrzebni tylko do tego, abym miał się nad kim znęcać. Żeby potem tego żałować. Aby coś czuć poza smutkiem.

(www.ahab.org/diary/2004/11/12.)

Podczas gdy Szpe-yo przeżywa swoje moralne dylematy Polacy postanawiają zrobić sobie małą przerwę w celu m.in. naostrzenia topora. Nic nie wiedzą o rozterkach indianera, są przekonani, a biorą swą pewność z Bonanzy i Winetou, że Szpe-yo dobrowolnie odda swoją głowę. Rozkładają obrzydliwe kanapki z salcesonem ozorkowym na gazecie pamiętającej czasy wczesnego Gomółki. Jedzą. Szpe-yo moknie. Woda jest zimna, co nie zachęca do podejmowania wysiłku umysłowego.

 Co, do kurwy nędzy, zrobiłby na moim miejscu sam Manitou? Honor honorem, życie życiem, ale Szpe-yo ma do wypełnienia nie do końca jasno przez niego samego rozumianą misję dziejową. Bez głowy na karku trudno jej będzie sprostać. Tak, tak. Zna Darwina i wie, że jeszcze przez jakiś czas po dekapitacji jego neonowy napis na plecach będzie świecić. Ale on miał go zanieść na Stary Kontynent. Jak to zrobić, jeśli do Rotterdamu mają jeszcze dwa tygodnie żeglugi? A napis świeci tylko trzy dni po zgonie. Wie, że takich jak on są tysiące, ale tylko jemu udało się, udając prymitywa, wkupić się w łaski tych kretynów i przekonać ich, żeby zabrali go ze sobą na statek. Jest jeszcze Cyn-gyel, ale on nie świeci. Nie każdy Indianer świeci, jak mówi stare przysłowie. Szpe-yo zastanawia się: co ma piernik do wiatraka i wtedy znienacka przychodzi mu do głowy myśl, że nie ma się czego bać.

Tak. Zawsze w najgorętszych momentach bohater doznaje takiego olśnienia jak Ziemowit pod Toruniem, czy Wiedźmin pod Łodzią. Nie ma co się bać. Strach ma wielkie oczy. Wdrapuje się na pokład. Polacy nie wiadomo czy to na jego widok, czy po salcesonie ozorkowym, oblizują się gremialnie. Dość obrzydliwa scena.

Wyglądają jak grupa prawdziwych seksualnych zboczeńców szykujących się do zerżnięcia na śmierć jakiejś miłej i nieskazitelnej damy. Ale im po prostu chodzi tylko o to, aby uciąć mu głowę. Szpe-yo przyklęka, kładzie szyję na pieńku specjalnie do tego celu obstalowanym, topór w górę i… Piff-paff: rozlegają się dwa strzały. Zamiast indianera na ziemię osuwa się obrzydliwe cielsko grubasa. Topór wbija się w drewniany pokład. A Polacy jak robactwo po włączeniu światła kryją się po kątach. Kapitan Ahab zrywa koszulę z pleców Szpe-yo. Nic nie mówi. Polacy ze swych dziur spoglądają ukradkiem. Indianer wstaje, Ahab obejmuje go i tajemnym sposobem liże go po uchu. Poznał swój swego.

Polacy są roztrzęsieni, wiedzą już, że nie dadzą rady. Że nic im nie pomoże: ani kolejne powstanie, ani Solidarność, ani nawet sam papież z biskupem Pieronkiem. Wrócą pod stare jarzmo hodowców drobiu i pozostanie im tylko płacz i zgrzytanie zębów.

Wśród marynatów wszystkich narodów narasta napięcie. Polacy mają swoje napięcia to wiadomo, ale też grupa turczyńskich władców mórz miny ma nietęgie. Angliki jak to one cieszą się jak głupi do sera, więc nie będziemy się nimi zajmować. Szpe-yo i Cyn-gyel pewni swojej siły przechadzają się po pokładzie z indianerskimi pejczami w rękach. Patrzą komu by tu przypierdolić. W każdym z nas rodzi się nienawiść. Chyba przestaliśmy się wszyscy nawzajem lubić, a to przez to dziwne liźnięcie w ucho.

To było jak zaklęcie. Złe zaklęcie, które przywołało prawdziwe zło. Codziennie rano znajdujemy pod pokładem nowe zwłoki. Ciągle nas ubywa. Mało nas interesuje kto kogo zajebał. Ważne, że to nie byłem ja. Każdy tak myśli. A kapitan Ahab nie wychodzi od tamtego złowieszczego momentu ze swojej kajuty. Wpuszcza do niej tylko palacza. Tylko jemu wierzy. Coś tam ze sobą knują. To dziwne bo wydawałoby się, że powinien teraz kręcić ze Szpe-yem. Palacz mówi, że to wszystko przez to, że nie jedliśmy już od miesiąca panierki. Tej panierki. I nuci: Siedzi kurcząt dziesięć, kochanie, jedno zdechnie ,zostanie dziewięć.

Oto statek zmienia przystanie, aby towar znowu przewieźć.[33] Jeszcze miesiąc temu wyśmiałbym go, ale teraz już niczego nie jestem pewien. Zwłaszcza jak zobaczyłem ten fatalny napis na plecach Szpe-yo.

Czasami ukradkiem czytam dziennik pokładowy, prowadzony przez Ahaba. Co on tam nie wypisuje. ”Oto główniejsze momenty zachowania się gołębia pozbawionego półkul mózgowych. Kiedy miną pierwsze dni po operacji, gołąb zaczyna niezmordowanie chodzić w koło. Okresy snu i czuwania występują regularnie chociaż gołąb robi wrażenie stale sennego. Pokarmu sam sobie nie szuka; trzeba mu go włożyć do dzioba w przeciwnym razie zginie z głodu. Obecność samki nie robi na nim wrażenia, chociaż zdaje się, że popęd płciowy nie zniknął zupełnie. Pomimo, że wrażliwość słuchowa i wzrokowa jest zachowana, gołąb nie poznaje już swych przyjaciół i nieprzyjaciół. Nie boi się jednych, nie przywiązuje do drugich.”[34] (www.ahab.org/diary/2004/11/12.)

Kto jest Ahab. Antoni Habowski, szpetna postać co pęta się po pokładzie ,  zawsze nigdy nie ogolony, wszystko go wkurwia, nawet na naszego poczciwego kapelana  spogląda spode łba. Co za wredny typ. Ale widać tylko tacy do czegoś dochodzą, a nawet mogą zajść na mostek kapitański albo i jeszcze dalej. Tylko jakoś nie mogę go sobie wyobrazić jak nawiguje tym trefnym tankowcem. Może kupił papiery na stadionie Dziesięciolecia.

 Ahab stale używa hipermagicznych kwadratów do sterowania statkiem.[35] Chyba go pojebało. Tyle mówiliśmy o różnych kwadratach magicznych, hipermagicznych, i zdawałoby się, że w tej dziedzinie nic już nas zadziwić ani  przerazić nie zdoła. A jednak spójrzcie tylko na zamieszczony tu kwadrat magiczny Ahaba.  Czy widzieliście coś podobnego? Można czytać go” głową do góry” i „do góry nogami”, a zawsze będzie jednakowo magiczny.[36]

A niech go  indianer rucha w dupę. Co się wyrabia na tym statku. Już nie ma tej samej pobożności co to była, jakeśmy wypływali ze Gdańska. A tyle było łez serdecznych podczas rozstania z księdzem Henrykiem. Nasza okrętowa kaplica pod wezwaniem Bożego Zawzięcia pustoszeje z każdą milą zbliżającą nas do równika. Nasz ksiądz-kapelan Piotr ze zgromadzenia Majtków Bosonogich podejrzewa, że Indianery zapuściły jakowąś herezję między naród Polski.

Wszystko wskazuje na to, że są to Niemolacy[37].(„nie modlący się”). Sekta założona w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku przez kozaka Gawriłę Zimina, nauczającego, że istnieją cztery epoki dziejów: wiosna od stworzenia świata do narodzin Mojżesza, lato (wiek Ojca) do narodzenia Chrystusa, jesień do roku 1666, daty soboru zatwierdzającego ostatecznie raskoł (wiek syna) i zima (wiek Ducha Świętego, trwająca odtąd do naszych czasów). Niemolacy nie mają więc ani świątyń, ani kapłanów, ani nabożeństw, ani nie odmawiają modlitw. Odrzucają też posty, święta i wiarę w sąd ostateczny.

Nasz brat Jan zauważył, że początkowo Indianery przychodzili na nabożeństwa, ale zwykle stali z rozdziawionymi gębami. To spokrewniona z Niemolakami sekta Razzinów. (Rozdziawiający się) lub Anisimowcy od imienia założyciela Anisima Wołkońskiego- sekta, którą wyróżnia zwyczaj stania z otwartymi ustami podczas nabożeństwa w Wielki Czwartek, w oczekiwaniu, że anioł włoży im do nich komunię.[38] Tak czy owak czary jakoweś rzucili owi niecni przybysze na poczciwą załogę.

Na sermater[39] my ich brali. Z Turkami się teraz kumają, za nic mając odwieczne nasze sojusze. Czarnego luda się nie bojom, zaprzańce jedne. Słońce im chyba mózgi wypaliło do cna, by bratać się z niewiernymi. Skurwysyny. Szkodniki jebane. To dlatego ta Polska wygląda jak wygląda. Kurwa wasza mać. Jeszcze Polska nie zginęła póki my żyjemy, to wszystko mówiłem ja Stefan Grzyb, główny mechanik na „Latającym Bułgarze”. Coś za często się nam psuje silnik.. „Luddyści”[40] jebani. To niech kurwa wiosłują , się im zdaje że coś więcej zarobiom a całymi miesiącami bedemy kajś dryfować.

A kto to widział tera galery, a niech by tam se fedrowali na dole, skoro takie mondre. Skurwiele dolewają miód do oleju A ja już nie umiem smakiem rozróżnić domieszki. To od tych jebanych Twisterów z KFC. Komitet Faktycznie Centralny albo Komitet Fikcyjnie Centralny. KFC występuje jako jedyne rzeczywiście aktywne jądro partii, natomiast wszystkie pozostałe organizacje- tylko jako jego narzędzie wykonawcze.[41] Ale jak odróżnić KFC od KFC. Co się porobiło. Robotnik robotnikowi, ugotował ten Los. Człowiek to brzmi dumnie, ale tylko po japońsku. Tak hartowała się stal. Razem młodzi towarzysze. Kujemy Fajne Czasy. To też mówiłem ja, Stefan Grzyb. „ Dalej bryło z posad świata! Nowymi cię pchniemy tory”[42]

I niepostrzeżenie zmieniliśmy kurs: zamiast na Rotterdam kierujemy się gdzieś w kierunku Afryki. Ogarnia nas przerażenie. Mało, kto z nas nie boi się czarnego luda. Za każdym razem gdy zawijaliśmy do jakiegoś afrykańskiego portu, spotykało nas jakieś nieszczęście. Ale rozkazuje tu Kurczyk Holding. Zadanie musi być wykonane. Tylko Szpe-yo jakby przygasł. Powoli przestaje wierzyć, że jego misja ma jakąś szansę realizacji. Gdy przestaje wywijać tym swoim pejczem, pocieszam go mówiąc, że Czarnuchy też potrzebują nowego objawienia. Nie wiem, co by to miało znaczyć, ale nic mądrzejszego nie wymyśliłem.

Nasze przysłowie jakoś to będzie doskonale cechuje rozumowanie czarnego luda.  Wargi grube, nos niekształtny, zęby często popsute, ruchy małpie, spojrzenie tępe. Charakter ich cechuje przede wszystkim lenistwo, bezmyślna wesołość, brak troszczenia się o jutro. Niejednokrotnie porównano ich do dzieci, są bowiem szczerzy nie dlatego, żeby prawdę lubili, ale prędzej, że zbywa im na zastanowieniu się nad tym, co mówią. Są weseli i lekkiego serca, lubią zabawy, taniec i muzykę, nie gardzą też mocnymi trunkami i piją rum z trzciny cukrowej, nie znając miary nigdy i w niczym.

Murzyn nie zastanawia się nad niczym, umysł jego nie pracuje, widzi rzeczy powierzchownie, nie pyta się dlaczego tak trzeba zrobić a nie inaczej ale robi jak mu wypadnie.[43] Czarny nie ma właściwie religii. Trudno go nawet nazwać poganinem, bo z pogaństwem łączymy zwykle kult posągów, wizerunków lub innych przedmiotów, które poganin czci, do których się modli lub w inny sposób je celebruje. Murzyn nie czci niczego. Jeśli można mówić o jakiejś jego religii,to chyba o religii strachu. Murzyn boi się wielu rzeczy- ciemności. Czipoko– jest to jakaś tajemnicza siła, która pochodzi od zmarłych. Należy więc z daleka obchodzić miejsca pogrzebania zmarłych i unikać ciemności. Czipoko może zaatakować ciało Murzyna, może mu zagrażać osobiście. Inna siła to dudumdara. Ta nie ma nic wspólnego ze zmarłymi i nie zagraża bezpośrednio człowiekowi, możliwości jej jednak są jeszcze większe. Gdy most się zawali, piorun uderzył, huragan zniszczy wioskę- winna jest temu dudumdara.[44] A palacz śpiewa:

Siedzi sobie kurczątek osiem, jedno zdechnie, siedem zostanie.
Wiele statków żegluje zakosem, wśród żeglarzy wybuchło zamieszanie.
Siedzi kurcząt siedem, kochanie, jedno zdechnie, zostanie sześć.
Wśród żeglarzy zamieszanie, morze zamierza statki zgnieść.[45]

Przed nami znowu sztorm. Dudumdara. Zwaliła się nam na pokład 30 metrowa fala. Sól, huk, ale co wy do kurwy nędzy wiecie o morzu.

Szarpie nami jak jakiś pijany grajek swoją dwustrunową gitarę. Przed burzą bywa chwila cicha i ponura, kiedy nad głową ludzi przyleciawszy chmura stanie i grożąc twarzą, dech wiatrów zatrzyma, milczy, obiega ziemię błyskawic oczyma.[46]Leżę w koji, wszystko się chwieje, drży i szamoce. Przez okrągłe iluminatory, wpada trupio blade światło, zaniepokojone nadchodząca burzą. „Bułgarem” szarpie jak korkiem, raz w górę, razw dół. Przeciążenia jak na rollercoasterze. Serce mi skacze do gardła, chce mi się rzygać, w brzuchu mam niezły shake. Rozpalone czoło przyciskam do zimnego szkła bulaja. Kurwa woda oszalała, chce na siłę wbrew prawom fizyki wskoczyć do nieba. Piana fal dotyka chmur, i z szumem spada w dół. Huk sięga niebios, wodne góry tworzą się i znikają. To jak obserwowanie w olbrzymim przyśpieszeniu ruchów geologicznych, które wypiętrzyły znane nam dziś góry. A i tak wszystko tonie w czasie. Się w końcu uspokoi, spokojnym lustrzanym spojrzeniem będzie z niemym zachwytem wpatrywać się w puste niebo.

Aż znowu się wkurwi jak dziś. Jebane wesołe miasteczko, Bułgar ciężko dźwiga swój żelazny nos, przebija się przez kolejną falę, i w trzeszczeniu wręg, pada w powstałą dolinę. Już wydaje się, że nie wyjdzie z tego upadku, a jednak kolejny raz broni się przed pójściem na dno. Na nikim nic nie robi już żadnego wrażenia. W kabinach łóżka całkowicie nasiąknęły wodą, zaś huk fal, skrzypienie drewnianych części statku i silne kołysanie odbierały nam resztki nadziei na odpoczynek. Listę okropności uzupełniały wznoszące się niekiedy ponad huk oceanu i wycie wichru głosy marynarzy, wylewających z siebie potoki najokropniejszych bluźnierstw i klątw. Bez żadnego wyraźnego powodu przeklinali wszystkie członki, układając dosadne i skomplikowane zdania.

-Motyla noga,  jebana mokra.
-Kurcze pieczone.
-Kurw Pomiot Waszych Marny KPW Mechaniki smolone?
-Naser Mater Bim Sala Bim.
-Skurwy Syn ESESman Ahab jebany kapitan.
-Dla kamienia rzuconego w górę nie jest niczym złym, że spadł ani dobrym, że go podrzucono[47]-Pier!
-Qui.
-Pierdolona łajba.
-W dupe jebany rejs zawszony fracht jeden.
-Człowiek wolny, żyjący wśród ludzi ciemnych stara się, o ile może, unikać ich dobrodziejstw.[48]-Nie pierdol, złamasie jeden ty.
-To co stanowi formę miłości albo nienawiści, jest radością albo smutkiem w połączeniu z ideą przyczyny zewnętrznej. Gdy więc usunięta zostaje idea, to usunięta zostaje zarazem forma miłości albo nienawiści i dlatego afekty te oraz te , które z nich powstają, ulegają zniszczeniu[49]-Ty parszywy chuju jeden to niech ustanie sztorm ty jeden ty.
-Obcuj z bogami. Obcuje z bogami ten, kto im okazuje duszę zawsze zadowoloną z losu przeznaczonego, czyniącą to, czego chce demon dany każdemu przez Zeusa- jego to cząstka- na kierownika i wodza. Jest nim zaś-każdego człowieka duch i rozum.[50]-Zapierdole skurwysyn jeden ty.
-Nie trzeba robić tragedii ani komedii. Jak byś po śmierci chciał, by ci życie było upłynęło, tak żyć tu na ziemi możesz. A gdyby ci na to nie pozwolono, to ustąp z życia. Tak jednak, jakbyś nie odczuwał żadnej przykrości. Dym tu- więc odchodzę.
-A wypierdalaj jeden ty.
-Orewła.

 W jebanej kajucie telepie lampą raz na prawo, raz na lewo. Raz ciemność, raz światłość,  w jednej sekundzie. Jestem w mroku, jestem światłość. Jednostajne mruczenie silnika. Jednostajne drżenie pokładu. Wszystko  drży niedostrzegalnym, podskórnym niepokojem. Stan emocjonalny stanowiący szczególną formę strachu, pojawiający się wtedy, gdy sygnały niebezpieczeństwa są niewyraźne; nie wiem co i skąd mi grozi, nie znam sposobów obrony.

Sygnały niebezpieczeństwa mogą pochodzić zarówno z zewnątrz, jak i z wewnątrz, np. wtedy, gdy powstają jakieś silne, niedokładnie uświadomione tendencje pobudzające do czynów sprzecznych z tym co człowiek uważa za właściwe. Lęk powstaje łatwo u osób, których orientacja w świecie jest ograniczona, może też powstawać po dokonaniu czynów, które są  lub były surowo karane. Wiele społecznie nie aprobowanych a także patologicznych form zachowania się jest rezultatem prób usunięcia lęku.

Długotrwały lęk oddziałuje szkodliwie na zdrowie człowieka, jego charakter i zdolność do pracy. Lękowi towarzyszą takie objawy cielesne, jak poty, bicie serca, drżenie, często też ból w okolicy serca lub żołądka.[51] Zaczynam się pocić, znaczy się Afryka już blisko. Coraz trudniej się myśli. To właściwie są sny na jawie. Czasami myślę, czy raczej śnię, że jestem murzynem. Marcinem Lutrem Kingiem. On też miał piękne sny. Pamiętam. I had a dream. Wszystkie kobiety, na całym świecie, stare i młode, brzydkie i piękne na czworakach. O mamo! Same zalety.

 Po pierwsze łatwo odróżnić faceta od baby. Po drugie: łatwiej myć podłogę. Po trzecie: to dla nich jest dobre, bo gdyby tak nie daj Boże jakaś strzelanina, to mają dużo większe szanse przeżycia. No dobra i do tego co? Ładniejsze sztuki z obrożkami na szyi; można by taką na smyczy oprowadzać i czasem tą smyczką w słodką pupcię przyłożyć. One to lubią… Kurwa, ta Afryka to ruja i paróbstwo. Człowiek sam już nie wie do czego jest zdolny. Tfu.

 Maxowi Rothmanowi udało się dokonać operacji wycięcia półkul mózgowych psa bez większego uszkodzenia wzgórza. Pies Rothmana żył jeszcze po operacji przeszło 3 lata, w którym to czasie dokonano nad jego zachowaniem się wielu ścisłych obserwacji. A więc Rothman stwierdził, że funkcje jednych narządów zmysłowych były bardzo osłabione innych zupełnie zniesione. Pies nic nie widział, chociaż zachowały się jeszcze odruchy źrenicowe i powiekowe(np. przy zbliżaniu błyszczącego przedmiotu do gałki ocznej). Niskich tonów pies także nie słyszał. Na ból reagował bardzo żywo- szczekał, wył albo próbował ukąsić, nie osiągając jednak celu. Przy oddawaniu moczu podnosił podobnie jak normalne psy tylną nogę. Z instynktów pozostało niewiele; nie poznawał ani przyjaciół, ani wrogów; popęd płciowy zaniknął, chociaż erekcje samorzutne utrzymały się.

Poza gniewem i wściekłością, które budziły w nim bodźce przykre, nie zdradzał żadnych innych wzruszeń. Z władz umysłowych pozostała tylko w stanie zalążkowym pamięć, wszystkie zaś nawyknienia, a w tej liczbie przybieganie na gwizdek, czego Rothman nauczył go przed operacją, zniknęły bezpowrotnie. Pies jednak był zdolny w pewnym stopniu do tresury. Berger zaszywał powieki nowourodzonym szczeniętom, uniemożliwiając w ten sposób wpływ podniet na korę mózgową. Zwierzęta tego rodzaju żyły przez czas dłuższy, a następnie Berger zabijał je, starając się określić, jakie powstały modyfikacje w strukturze płatu potylicznego pod wpływem  wymienionego zabiegu. Pfluger ucinał głowę różnym zwierzętom, węgorzom, żabom itp. Po czym badał, jak się będą zachowywały[52](www.ahab.org/diary/2004/11/12.)

Zawinęliśmy w końcu do Abidżanu. Przez nasze rzęsy przemknęła twarz miasta, zatajona pod osłoną masek. Wołamy więc; żyjemy wśród rozwalin miast jak ślimaki w muszlach. Niech bunt nas odsłoni.[53] O zachodzie słońca cieszę oko niezwykłym widokiem. Stoimy na redzie w czerwonej aureoli. Turkus, szmaragd i ametyst. Oto Abidżan.

 Delikatnie falujące powietrze odrealnia ten widok. Powoli wszystko stygnie . Rozpalona ziemia oddaje miraże chłodnej morskiej bryzie. I gdzie te wszystkie obrazy odpływają. Nieśpiesznie, z ociąganiem, jakby tęskniąc jeszcze za upalnym południem spiekoty. Ale to ulga nawet dla kamieni, one dając cień, same smagane są niewzruszonym słońcem, które tylko chwilami zasłonięte chmurą, przywianą tu z zimnych krajów, może korzystając z nieuwagi odetchnąć na chwilę, porzucając pozę.

 Małe domki za dnia białe , tą bielą najjaskrawszą z jaskrawych mogą teraz , przy zachodzie słońca pomalować się inaczej. Małymi grupkami przybierają jak kameleony barwę otaczających je roślin. Te najpiękniejsze skromnie przycupnęły przy drzewach granatu, które w dość tajemny sposób nadają nie tylko kolor wykwintny, ale i zapach uroczy. Orzeźwienie granatowe kontrastuje z senną pomarańczą , która słońcem ziemskim będąc, skazana na wieczne wygnanie wciąż marzy , przywołując sny niebiańskie. I rzuca cień zielony rozbłyśniony zaledwie wybuchami jasnymi. To iskry płomienne, które przez chwilę żarzą się w ciemnym powietrzu. A wszystko nadal tańczy sennie omdlewając powoli. Nawet fale przed chwilą zaledwie buntowniczo rozbijając się o brzeg piaszczysty, osłabły nagle, z zadumą omywając brzegi. I wszystko powoli o śnie marząc, marząc śni nadal. Sen Afryki. Sen czarny.

 Kapitan nie pozwolił nikomu zejść na ląd. Kurwa, chyba go pojebało, po takich strasznych dwóch miechach mamy zostać na tej zasranej łajbie? Zapachniało buntem, kilku polaczków zaczęło podnosić głos, ale szybko uciszyły ich pejcze indianerów. Ahaba nie było równo godzinę. Wrócił z kapitanatu i zaraz potem załadowali nam pod pokład dwie bardzo dziwne skrzynie. Nigdy nie widziałem takiego ładunku.

Wszystko wyglądało jakby zostało obtoczone w błocie, a raczej jakby z wielkiej wysokości spadło do błota. Skrzynie miały nieregularne kształty, które wymykały się naszym pojęciom wyniesionym ze szkoły. Sześcian to nie-sześcian. Kula nie-kula. Ni pies ni wydra, coś na kształt świdra. Tylko palacz nie mógł na to patrzeć. Cały się trząsł a kiedy do niego podszedłem wymamrotał tylko: on ich widział, on ich widział. I zanucił:

Siedzi sobie kurczątek sześć, jedno zdechnie, zostanie pięć.
Morze zamierza statki zgnieść, przywołaj Chińczyków i dalej pędź![54]

Przeszedł mnie dreszcz. Teraz kurwa to już wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń zanuciłem. Przez chwilę myślałem, aby wskoczyć do kanału portowego, aby urwać się z tego koszmaru. Ale nie zrobiłem tego. I to była najgorsza decyzja w moim życiu.

Jeszcze tego nie wiedzieliśmy, ale gauczowie mają szansę okazać się naszymi najwierniejszymi sprzymierzeńcami. Ogłupieni nieco opowieściami indianerów przyjęliśmy, że każdy gauczo to nasz śmiertelny wróg. Jednak gdybyśmy wiedzieli jak wygląda codzienne życie gaucza nasze decyzje byłyby inne. Indianerzy nazywają ich czerniakami dlatego, że gauczowie mają problem z próchnicą zębów. Niby przykra przypadłość, ale dzięki niej nie mogą stołować się w KFC. Udają, że Pusty Grób to dla nich bajka, a imię Wańka wsTańka niby nic im nie mówi. W rzeczywistości od przynajmniej trzech wieków opierają się inwazji kartelu hodowców drobiu, a także złośliwemu wynalazcy złej panierki. Ich dzieci od najmłodszych lat uczy się kilku podstawowych prawd. Po pierwsze lepiej rzeźbić w gównie niż w maśle. Po drugie lepiej jeść lebiodę niż kurzego trupa. Po trzecie tylko we środę można robić ciepłą kupę. Te zasady pozwoliły im przetrwać niejako w ukryciu. Niedostrzeżeni przez kosmicznych cwaniaków powoli rozprzestrzenili się po całym kontynencie, wydzierając indianerom najlepsze obszary.

 Skutek jest taki, że indianerzy- podłe panierowane piździelce w skrócie ppp, jak nazywają ich gauczowie nie mogli objąć uprawami komponentów do produkcji panierki całej Sudameriki. Tego wszystkiego nie wiedzieliśmy. W naszej naiwności uważaliśmy tych odwiecznych hodowców bydła za naturalnych sprzymierzeńców wszelkich korporacji przemysłu przetwórstwa mięsnego. Jakeśmy się mylili dowiedzieliśmy się dopiero potem, gdy dotarliśmy do Czarnego Lądu.

Leżę na betonie, cały mokry, boję się otworzyć oczy. Ból głowy rozrywa mi czaszkę. Nagle na mojej twarzy ląduje wiadro wody. Rozdziawiam gały i widzę nad sobą dwóch komicznie umundurowanych Czarnuchów. Kurwa jak ja ich nienawidzę. Śmierdzą tym swoim skisłym potem na kilometr. Nie mogę się ruszyć. Się śmieją ze mnie. Biorą mnie pod ramiona i stawiają na nogi. To jest właśnie ten pierwszy krok. Co ja tutaj robię? Odwracam się i widzę odpływającego Bułgara. Jest zbyt daleko, aby cokolwiek zmienić.

Patrzę na moich czarnuchów, cały czas się śmieją, ale widzę, że to nie żarty. Trzymają wymierzone we mnie te ich czarne murzyńskie karabiny. Mam szczęście, że wszyscy tutaj mówią w esperanto, idzie się więc z tym całym czarnym ludem jakoś dogadać. Nie zmienia to faktu, że nie potrafię odpowiedzieć im na żadne pytanie. Po co? Na co? Dlaczego? Ależ ci dzicy są ciekawi. Odpierdolcie się ode mnie. A bo ja wiem? To jednak był błąd, kolba karabinu ląduje na mojej głowie. Znowu sen. Ale nie dają mi zasnąć. Kolejne wiadro na moją twarz i jestem trzeźwiutki jak świnia. Siedzę nagi na jakimś stołku, który zrobiono chyba specjalnie tak, aby cały czas jakaś zasrana drzazga wzierała się w mój odbyt. Wielki gruby czarnuch w najkomiczniejszym ze wszystkich uniformie podsuwa mi pod nos gazetę. 

Kilkadziesiąt białych kobiet zgwałcili prorządowi bojówkarze z organizacji Młodzi Patrioci podczas trwających tydzień antyfrancuskich pogromów w Abidżanie.
W piątek w tym najbogatszym mieście zachodniej Afryki zapanował wreszcie spokój. Ale tysiące białych, którzy mieszkali dotąd w Abidżanie, uciekają do Europy.
Pogromy białych w Abidżanie wybuchły w zeszłą sobotę, gdy w odwecie za śmierć dziewięciu francuskich żołnierzy z sił pokojowych prezydent Francji Jacques Chirac rozkazał zniszczyć całe lotnictwo Wybrzeża Kości Słoniowej, czyli dwa samoloty i pięć śmigłowców. Na wieść o tym Młodzi Patrioci wezwani przez ich charyzmatycznego przywódcę Charlesa Blé Goudé rzucili się plądrować domy, sklepy i szkoły należące do Francuzów i białych.

(Abijan Times 10th nov. 2004)

Próbuję tłumaczyć im, że mimo wszelkich pozorów nie jestem białą francuską kobietą. Delikatnie daję im do zrozumienia, że nie mam aktualnie ochoty na seks. Czarnym jednak chyba nie o to chodzi. Owładnięci jakąś antyszpiegowską manią chcą ze mnie wydusić ile się da.  Ale ja kurwa po prostu nie wiem nic. Jedyne co pamiętam to to że na mój statek wciągano jakieś jebane ubłocone skrzynie, ale co ich to może obchodzić.

Grubas zbliża się do mnie z elektrycznym pastuchem w dłoni, uśmiecha się pokazując na mojego biednego fiutka. Co wolisz białasie: albo ci usmażymy tę nędzną parówkę albo wyśpiewasz nam wszystko co wiesz o Le sepulcre abandonne… Robię dobrą minę do złej gry. Uśmiecham się i właśnie jak chcieli wyśpiewuję im wszystkie brednie, jakie dotychczas na temat Pustego Grobu usłyszałem.

Czarnuchy są poruszone, gdy dochodzę do lizania po uchu, zaczynają wyć, a także się wić. Płaczą, oni też boją się tak samo jak my powrotu imperium zła. My Polacy, wy czarny lud mamy tego samego wroga. Ludzie, pomóżcie…Niestety jakieś resztki rozsądku kolebią się w tych szympansich głowach, postanawiają mnie zawieźć do aresztu. Grubas podchodzi do mnie od tyłu i na siłę wciska mi do ust jakąś wstrętną pigułę. Smakuje jak psie gówno. Ale po chwili ogarnia mnie słodycz. Już mnie nie ma.


[1] Jose  Emilio Pacheco Proza czaszki

[2] prof.dr. A Dryjski Mózg i dusza” Średnia pjemność czaszkowa Eskimosów wynosi- 1563 cm minimalna-1410 cm maksymalna –1775cm. Cyfry te są nieco wyższe oniż u paryżan. Nie od rzeczy będzie nadmienić tutaj, że pojemność wymieniona u Polaków jest znacznie niższa niż u półdzikich Eskimosów, wynosi bowiem przeciętnie 1440 cm (min 1220 cm, maksym.- 1650 cm)

[3] Karol Darwin Podróż na okręcie Beagle

[4] Figury magiczne dzielą się na płaskie i przestrzenne. Są bowiem kwadraty, trójkąty, prostokąty, wielokąty i koła magiczne. Kwadraty dzielą się ; zależnie od postępu, w jakim idą liczby na arytmetyczne i geometryczne; zależnie od podziałek boków- na nieparzyste{3,5,7, 9 i tak dalej ] nieparzysto- parzyste[6,10,14,18, i tak dalej] i parzysto –parzyste[4,8,12,16 i tak dalej] ; zależnie wreszcie od ustawienia liczb w kwadracie- na magiczne zwykłe, magiczne o właściwościach szczególnych, hipermagiczne.

[5] Karol Darwin ibidem

[6] Karol Darwin Podróż…

[7] M.A Posern-Zielińscy Indiańskie wierzenia i rytuały. Z odciętej od korpusu głowy ściągano najpierw skórę, starając się nie zniszczyć jej w żadnym miejscu, po czym gotowano ją w specjalnych wywarach, wędzono, napełniano gorącym żwirem i kamieniami, polerowano itp. Proces ten trwał dość długo, lecz przynosił pożądany efekt – tj. zmniejszenie, skórczenie się skóry, którą po uformowaniu naśladującym kształt ludzkiej twarzy zaszywano, uzyskując zaskakujący rezultat. Nie zawsze jednak można było zdobyć głowę wroga, dlatego też uciekano się często do preparowania głów leniwców, które po tych zabiegach do złudzenia przypominały głowy ludzkie.. Ze względu na stale rosnący popyt rozpoczęto produkcję fałszywych tsantsa, wykonując je z głów małp i kozich skór. W rezultacie w wielu amerykańskich i europejskich kolekcjach znajdują się podrabiane tsantsa zakupione niegdyś w przekonaniu, iż są one zmniejszonymi kilkakrotnie głowami żywych niegdyś ludzi. Dziś jedynie specjalista wysokiej klasy jest w stanie odróżnić tsantsa fałszywą, rzec można pamiątkarską, od prawdziwej.

[8] Karol Darwin Podróż…

[9] ibidem

[10] Jose Emilio Pacheco Proza czaszki

[11]Adonis

[12]Piosenka dziecięca w: Antologia literatury Malajskiej

[13] Karol Darwin Podróż na statku Beagle

[14] ibidem

[15] A. Szklarski Tomek na wojennej ścieżce

[16] Ksenofanes z Kolofonu W kręgu przedsokratyków

[17] Heraklit z Efezu ibidem

[18] ibidem

[19] George Peele Bajka staruchy

[20] gwarowo jeść

[21] George Peele ibidem

[22] gwarowo chleb

[23]  iść

[24] dolary

[25] cyganie

[26] dwie osoby na czatach

[27] fachowcy

[28] awanturuj

[29] dobrze

[30] baczność

[31] Heraklit z Efezu ibidem

[32] Bogowie i ludzie z Huarochiri

[33] Piosenka dziecięca w: Antologia literatury Malajskiej

[34][34] prof. Dr A. Dryjski Mózg I dusza

[35] Są to kwadraty niezmiernie oryginalne. Zajmował się ich teorią matematyk francuski Arnoux w końcu ubiegłego wieku. Rozważając kwadraty, których liczba pól w rzędzie jest liczbą pierwszą, doszedł Arnoux do zdumiewającego na pozór wniosku, że kwadrat, którego pola zapełnione są liczbami ciągu naturalnego, ma tę właściwość, iż wszystkie jego główne linie arytmetyczne, z wyjątkiem dwóch, są liniami magicznymi. Ale wyjątki owe są to linie poziome i pionowe, czyli rzędy pól i kolumny, które we wszystkich zwykłych i niezupełnie zwykłych kwadratach magicznych są właśnie – obok przekątnych– liniami magicznymi

[36]Kwadrat z magicznych najmagiczniejszy ibidem

[37] Jan Gondowicz Najkrótszy słownik sekt i herezji kościoła wschodniego

[38] ibidem

[39] oryginalne przekleństwo ze wschodu

[40]Luddyści – grupy robotników angielskich, przeważnie chałupników, którzy niszczyli maszyny fabryczne, upatrując w nich przyczynę niskich płac i groźbę pozbawienia pracy ; pierwszy raz wystąpili w hrabstwie Notthingham (1811-1812). Nazwa luddustów pochodzi od imienia Ned Ludd, pod którym występowało kilku przywódców ruchu

[41] Róża Luxemburg Wybór pism

[42] Adam Mickiewicz Oda do młodości

[43] W.Szyszłło Ameryka łacińska w relacjach Polaków

[44] M.Książkiewicz Z podróży po Mozambiku

[45] Piosenka dziecięca w: Antologia literatury Malajskiej

[46] A. Mickiewicz Pan Tadeusz

[47] Marek Aureliusz Rozmyślania

[48] Spinoza Etyka

[49] Spinoza Etyka

[50] Marek Aureliusz Rozmyślania

[51] PWN Lęk

[52] prof. Dr.A. Dryjski Mózg I dusza

 [53]Muszla  Adonis(Ali Ahmad Sa`Id) Syria

[54] Piosenka dziecięca w: Antologia literatury Malajskiej

Domher & Włodarczyk – Wielka księga marynatów
QR kod: Domher & Włodarczyk – Wielka księga marynatów