Informacje stąd

Czy dam znać? Jaki znak postawić
aby dać znać, podać do rozpatrzenia,
zakomunikować gotowość – znak życia?

Czy dam znać? Znać znaczy wiedzieć,
ale jakiej wiedzy ode mnie oczekujesz?
Nie podaję do wiadomości oczywistych zdań.

Dać znać? Poznane rozpowszechnić,
podzielić się, w jawę ten sekret wrzucić?
Podarować znane, kiedy najmniej nas to obchodzi?

Znać o czym mam dać? Przecież nie o sobie,
który maskuje się tu na wpół umiejętnie.
Dam znać, kiedy szok spotkania nie przejdzie

bez moich wyjaśnień, które okażą się zbędne.
Wtedy, być może, będzie znać i znaczyć.


Kartka

Ma człowiek przed sobą kartkę. Pomyślał, że może zapisać tę kartkę, tę kartę, swoim życiem, powiedzieć jak mu jest, jak mu było, czego jeszcze spodziewa się po upływającym czasie. Zrazu reflektuje się. Żadnego z jego przeżyć, momentów w których pokłada wiarę, znaki nie przyjmują chętnie. Sięga po szklankę, bierze z niej i widzi, że trudne przed nim zadanie. A zadanie to sam sobie wyznaczył. Powiedzieć coś o sobie, przypomnieć sobie tamte wakacje, dziewczynę i wzniosłość pewnej lipcowej nocy, tak jak się wydarzyły, tak jak stworzyły go jakim jest teraz. Odkłada szklankę, ale tylko po to, aby wlać w nią więcej wina. Ma kartkę, ma też okno, przez które widać miasto. On, miasto, kartka i jego życie, na które się poważył, zawisły na granicy spełnienia. Ponieważ jest człowiekiem, a tak zostało założone na początku, odstępuje od spełnienia oznaczającego śmierć. Oddaje kartkę, patrzy przez okno, wychyla szklankę. Ogarnia go zadowolenie, bo przecież nie powiedział jeszcze wszystkiego, bo przecież jutro da sobie nową szansę. Śmieje się głośno w pustej kuchni.


Atrofia

Przestało być pewne, że przyszłość będzie jeszcze,
abym mógł powiedzieć „tak było kiedyś”.

Doznaję przeczuć zaniku, które jasno wyświetlają
swoje amplifikacje i nasilenia. Jeszcze nie teraz.

Pielęgnuję kilka wspomnień, ale nie potrafię już zrozumieć
tamtej miłości. Dawne wakacje, wiele słońc, to wszystko.

Krąg ten ma twarze, ma prawa, ścisłe, bez mojego przyzwolenia,
dlatego rzeczywisty. Domysł i domniemanie zewnątrz, spoglądanie

w dal, o której wiem, że kryje nową ziemię – to wszystko.
Dni różnią się tylko wtedy, gdy już nie mogę.

Ze swojego nie mogę czynię czasem „mogę wszystko”
i starcza to na dzień lub dwa. Dzień potem następuje.

Gdy myślę przed snem o dniu następnym nie
ogrania mnie zamęt. Zamęt jest tylko następnego dnia.


do hagi

lekko przepity i wprawdzie zachwycony lipcem
ale z pogrzebanymi szansami na wakacje
nad morzem piszę do ciebie która zbierasz kwiaty
w holandii aby zarobić na kawalerkę w warszawie

zachód słońca nad brzegami hagi był przepiękny
gdy spacerowałaś plażą wzdłuż brzegu
a wokół ciebie ludzie wyglądający na zadowolonych
a nad tobą różowe słońce w okienku skype’a

nie wiem czy wyślę ten list czy chcę ten list wysyłać
piszę do ciebie ponieważ nic mi się nie przypomina
a chciałbym znów o tobie myśleć i ciebie dotykać
wolałbym abyś znów była w sąsiedztwie i na telefon


Polityka 2016

Nowy humanoid, cześć naszym ojcom! oraz słoneczne
wybuchy, potencjalnie niebezpieczne, kilka milimetrów
wyżej podnosi się ocean, najcięższe pierwiastki czy np.
glokalizując: wpływ dyskretnego makijażu Lidii na

moje wiersze dziś – to znacznie ważniejsze niż nowe posunięcia
ministra kultury, ahoj! czy nawet kryzys migracyjny, pomyśl,
nowy humanoid, który zginął z rąk homo sapiens,
kiedy słoneczne wybuchy grzmiały tak samo donośnie jak dziś.

Większa część Mokotowa nie kojarzy koktajlu
Mołotowa, cóż dopiero KOD, człowiek jest prosty
lub prostacki, Marek Aureliusz i jego sprostowania
na ogół nie są znane, więc cóż po ministrze,

poecie, cóż po filozofie, a takich pytań
nie stawiam ja pierwszy, nie wiemy na pewno
jak nowe pierwiastki mają się do zupy białkowej
z której wzięliśmy właściwy początek, a później,

no proszę, te wszystkie wynalazki, bóg, bogowie,
żarówka, maszyna parowa, semantyka logiczna, demokracja
liberalna, masturdating, a oni wchodzą na mównicę i dech zapiera,
że można tak mówić, stanowić, nie pamiętać.


Przypadkowo obejrzane zakończenie sobotniego filmu w TV

Nicholas Cage przeżył. Główna arteria Las Vegas,
gdzie przed chwilą cudem wylądował samolot,
jest zasypywana banknotami o wysokim nominale,
wszędzie płonie ogień, wszędzie płoną neony,
banknoty studolarowe spadają jak konfetti z nieba.
Przed chwilą prowadził rozpędzony wóz strażacki,
teraz stoi i rozmawia z gliną, podczas gdy
banknoty jak zielone motyle nie przestają fruwać.
Trudno powiedzieć, co szeregowi policjanci wpiszą
do raportu, ale chwilowo miasto świętuje wszystkie
karnawały. Pojawia się dobry, choć niezdarny
agent i przekazuje Cage’owi klucze, który przyjmuje je
lewą ręką, w prawej trzymając pluszowego króliczka,
zachowując spokój, a nawet poczucie humoru
pośród zamieszania transmitowanego przez
wszystkie telewizje świata live. Na oczach milionów
widzów Cage wypatruje swoją córeczkę,
którą spotkał właśnie teraz, zupełnie przypadkowo,
choć leciał do niej przez cały kontynent, przez całe
cudem ocalone życie – i to jest właśnie to spotkanie
wieńczące niewyszukaną fabułę, spotkanie które
prawdopodobnie zakończy ten film, ale jeszcze spojrzenie
w oczy, te zdziwione, pełne zakłopotania ale i czułości oczy
córeczki. Wszystko zostaje wyjaśnione. Nicholas Cage
ociekający krwią wręcza pluszowego króliczka
swojej córeczce, mówiąc przymilnie: troszeczkę się pobrudził…
Na twarzach zaczynają gościć uśmiechy,
samolot nie przestaje płonąć, banknoty
nie przestają spadać. Płoną światła w Las Vegas
i słychać piosenkę na zakończenie, skąd oni to wytrzasnęli,
myślę. Kleinzahler napisał kiedyś:
It’s all lie, it’s all Hollywood, a ja później
przedyskutowałem to z siostrą. Jak tylko
skończyłem oniemiały oglądać napisy końcowe.


W pracy

Zrujnował nas słoneczny dzień i jego farby
znaczące miejsca na jasno lub bardzo jasno.
Nic się nie działo, szukaliśmy kluczy.
Sprawy domykały się same, usta otwierały się same

napotykając zainteresowanie ze strony nawet tylko
przechadzających się. Zrujnował nas słoneczny dzień
czy też odsłonił okazale układ sił, układ zamknięty,
więc zgadzaliśmy się z dniem jasno, głowy

przytakiwały ponieważ nosy czuły coś z przeznaczenia,
podbrzusza nie były spięte, wszystkie mięśnie
zanurzały się w farbach przesyconych, wodnistych
prawie, nieco lepkich, miłych w dotyku.

Przechadzka do gabinetu piętro wyżej
to już awans, wyprawa po afroncie.
I każdy doznawał tego przemożnego przeczucia,
że przeznaczenie jest gdzieś indziej, nie jest wyznaczane.


Meta Cafe

Piszę, aby poznać sens materialności.
Oto długopis, oto kartka, oto ruchy mojej prawej ręki
i zmysłowość wrażeń – wszystko na miejscu.
Radio, reklama, z której wyłuskuję istnienie
jakiejś korporacji, jakąś grę potrzeb.
Szklanka piwa, za sprawą której radio przechodzi
w tło, aby noc mogła przybrać postać.
Zastanawiałem się, patrząc na chłopaków wychodzących
z siłowni, wychodzących z amerykańskiego filmu –
rzecz dzieje się na przedmieściach –
zastanawiałem się podglądając dziewczyny,
które chcą mieć to szybko, czy mówca,
poeta, powinien ulegać
wzruszeniom jakie wywołuje. Na zimno
pisanie, noc ma postać, mowa, emocja.


Restauracja Ewa w Puławach

Nikt cię nie widzi, więc skończ z tym teatrem
I usiądź wygodnie, bo komfort jest wspólną potrzebą
Wszystkich – inne wartości chwilowo bledną
Przy silnym dziś słońcu i zdążysz jeszcze być
Ochotnikiem. Zawędrowałeś na peryferie
Miasta i nie każdy mógłby powtórzyć
Tę drogę, nie każdy tu trafia.
Pewne jest to, że masz o krok do rzeki.
Wystarczy skromnie poprosić o drugą kawę,
Żeby przy zamawianiu trzeciej
Dostać darmową śmietankę. Spokój
Możesz zaczepić o wiedzę
Jak kapelusz na wieszaku przy wejściu.
Kup sobie kapelusz, takich miejsc jest więcej.
Ten pożyczony długopis – wybacz, że przypominam –
Zwróć barmance, która właśnie zaczyna mieć na ciebie oko.

Maciej Skomorowski – Dziewięć wierszy
QR kod: Maciej Skomorowski – Dziewięć wierszy