Urbex

Są ludzie, co lubią opuszczone miejsca,
a mnie tam wystarczy lustro.
Piotrek to nawet był w Czarnobylu,
lecz to jest, panie, oszustwo.
Za drutem, daleko, na pół godziny,
tak to ja też mogę.
Na slajdach fajno, miasto puściutkie,
parkingi zarosłe głogiem.
A potem fajrant i do hotelu,
można coś wrzucić na fejsa.
Śmierć dookoła, śmierć w pustych przedszkolach,
łagodna, bo nietutejsza.
A jest u nas we wsi taka babina,
śpiewała na trzystu pogrzebach.
Mówiła mi latem, jagem do niej zaszedł
,,ni bedzie mi miał kto zaśpiewać”.
Ze szpitala wezmą, umyją, ubiorą,
usługa fachowa, bez ściemy.
Rodzina zajrzy, jak da radę śrubom.
Jak nie, no to szlus i do ziemi.
Są tacy ludzie, co w internetach
lubią filmiki z wypadków.
A mnie tam, panie, wystarczy lustro
czy, ładniej mówiąc, zwierciadło.


Ośrodek

Wieś składa się z domków na sprzedaż,
sklepu z lodami i piwem. W ośrodku cmentarzysko:
martwe gry video, piłkarzyki bez głów,
bokser zatrzymany na wieki na wyniku ,,impotent”.

Staruszek portier (na oko 50 lat plus Mamry wódki)
daje klucz i płynie łowić. Ostatnie ,,Tu byłem”
na drzwiach szafki urywają się 15 lat temu.
Dzienniki zaginionych ekspedycji, Wielkie Nieskończone Miłości.

Sąsiadujemy tylko z ostatnim dresem z rodziną.
Gdy gramy na piasku w nogę, wyglądamy jak
grupa rekonstrukcji ,,subkultury lat 90.”

Słońce nad nami zachodzi. Ograła nas jego córka
z koleżanką. ,,Tak jest, kurwa” mówi i gasi fajkę.
Pet spada za horyzont, słońce gaśnie w piasku.


Spokój

Martwiła się, gdy mąż, ratownik w kopalni siarki,
pił po pracy i długo nie wracał, aż jej powiedział,
że przecież jakby się co stało, to przyjdzie milicja
i jej powie, więc odtąd była już całkiem spokojna
aż przyszli.


W samo południe

To nie jest naprawdę. Bo ty przecież siedzisz
u ciotki na bajkach. Za ścianą sąsiedzi
tłuką kotlety, a w radiu już hejnał
przerwał nierealne posiedzenie sejmu.
Zaraz przyjdą po ciebie, każdy z pistoletem.
Pójdziecie za garaże, w ziemie wronie, krecie,
wysłane butelkami, topolowym puchem.
Tylko jeden ma przeżyć. Ale wcześniej suche
trzaski kurków, twarde bicie tętna
będą mierzyć czas. Ciała całe w cętkach,
zbryzgane światłem będą nieruchomieć
z palcami na spustach. Na półpiętrze domu
głowa nad kolbą zaczyna ci ciążyć.
Kiedy przymkniesz oczy przez to mgnienie zdążysz
dośnić życie do reszty w bardzo śmiesznym śnie,
który byłby straszny, ale przecież wiesz,
że tylko drzemiesz ze słońcem tłukącym się w żebrach.
A to – nie jest naprawdę. Możesz już się nie bać.


Łóżeczko

Kowboj przy łóżku celuje w złe sny.
Sześć komór w bębenku, a potem się śni
ten świat za ścianami tak brzydki i zły,
zrobiony z żelaza, ze śliny i mgły.
Jeszcze cię nie dotknął lecz przecież ty
już w nim się zanurzasz, gdy tak sobie śpisz
a pusty bębenek wybija ci rytm,
ten w którym niedługo ty też będziesz żyć
z kropelką ołowiu wpuszczoną do żył,
tą kulą, co kiedyś mierzyła w złe sny.


Mare Nostrum

Łucja urządza kącik. Już przyniosła lustro,
królika, poduszkę. Teraz wnosi szóstą
już pod rząd książeczkę z kotami.
Zbieram się ładować opał, zanim do reszty
zgaśnie ogień rozpalony w piecu.
Jeszcze trzeba zatańczyć. Chwilowo nie lecą wiadomości,
kręcimy się w kółko, póki jest muzyka.
Tylko przez przypadek gdy ją puszczam, znika
w swoim nowym, zmyślonym, poduszkowym domu
zamiast w czarnej wodzie, zsunąwszy się z pontonu
kupionego kiedyś, jeszcze w lepszych czasach,
gdy dmuchane kółko w rybki wokół jej pasa
nie musiało udawać, że ratuje życie.
To tylko przypadek. Łucja w zachwycie,
nie wie, że jeśli to jest czyjś świadomy gest,
to nie jest to gest łaski. To test.

Janusz Radwański – Sześć wierszy
QR kod: Janusz Radwański – Sześć wierszy