Kiedy zaczęłam
włóczyć się po świecie
tata nazwał mnie cyganką.
Gładząc moje włosy,
mówił: zupełnie jak babcia,
(włosy od Kushnerów),
a całując w czoło,
(namaszczone przez księdza popiołem),
jakby mnie naznaczał:
nigdy nie zaznasz ani strachu
ani upokorzenia;
jakby błogosławił każde miejsce,
gdzie byłam, gdzie będę,
gdziekolwiek będziesz:
nie padniesz na kolana.
Warszawa.
Dziewczynki zlatują się
na Rynku Starego Miasta.
Stado czarnych ptaków,
trąba powietrzna ciemnych
oczu i włosów.
Błyszczące spódniczki
biorą mnie w krąg.
Śmiejąc się,
żebrzącymi rękoma
pokazują słodycze.
Dobrze wiedzą,
którego wybrać turystę,
(skąd to wiedzą?).
Wybrały mnie,
szczęściarę w każdym języku,
tak – znaczy yes.
Pozwalam im wybierać
spośród ociekających lukrem ciastek.
Zza szyby stara sprzedawczyni
patrzy na mnie z pogardą,
pewnie myśli: Amerykanka, idiotka,
ale nie może odmówić
pieniędzy,
(jaką moc ma dolar w złotówkach !).
Więc każdej dziewczynce kupuję po ciastku.
Potem patrzę jak odfruwają
z rączkami błyszczącymi od lukru,
jakbym podarowała im
klejnoty,
od których niebo nad szarym miastem
rozbłyska diamentami.
A gdybyś mieszkał w pudełku, pod drzewem, albo w samochodzie na poboczu drogi? A gdybyś miał zabłocone i mokre buty, a sam śmierdział jak pies, którego tak kochałaś? A gdybyś co noc, trzęsąc się z zimna, spał w innym rowie? A gdybyś nie miał płaszcza, oprócz tego skradzionego, cuchnącej szmaty. A gdybyś musiał się ruszać aby nie marznąć i aby nie marznąć spalić wszystko co masz? A gdybyś się mył w brudnej rzece, pił z niej wodę, jadł z niej ryby? A gdybyś został złapany kiedy o zmierzchu przekraczasz granicę? A gdybyś słyszał o sobie: Cygan, koczownik, co znaczy: takich tutaj nie chcemy? A gdybyś niczym kleks na mapie został wymazany? A gdybyś mieszkał pod drzewem, w pudełku albo w samochodzie ? A gdybyś tak musiał żyć?
przełożyła Grażyna Wojcieszko