Do swoich

zwykle w niedzielę
wybieram ostatni rząd
jeszcze lepiej miejsca stojące
za filarem
gdzie dociera tylko echo
nigdy bezpośrednia mowa
zwłaszcza gdy poważna
kiedy prawią kazanie
albo zapraszają na wieczerzę
najlepiej jest za drzwiami
słucham wtedy jak brzęczą pszczoły
niosąc miód
bogu prosto do ucha
stoję sobie chwilę nie zdejmując czapki
potem wkładam palce do ust
i gwiżdżę jak potrafię
zlatują się mali i wielcy
czystej krwi i bez papierów
utuczeni i trędowaci
wędrujemy polnymi drogami
wzdłuż płotów
szukamy przygód
zwykle w niedzielę
ciągnie mnie do swoich


Czerwona Księga

podróżowałem z miasta do miasta
wypytując
gdzie mieszkają najpiękniejsze kobiety
marty marie albo dulcynee
szczęśliwe lub samotne
zaręczone albo przy nadziei
mężczyźni słabo się na tym znali
nie ufałem makijażom stylistów
zbierałem plotki skargi pogłoski
nie omijałem burdeli ani kościołów
bez skrępowania osobiście badałem sprawę
potrzebne mi były dokładne dane
o wymierającym w europie gatunku
co się trochę lepiej zachował
w zalesionych wschodnich regionach


Curriculum Vitae

urodziłem się głodny
skończyłem grę w klasy
z dyplomem melancholika
całe życie pracowałem na dniówki
najdłużej jako złodziej kieszonkowy
krótko byłem ministrantem u jednego boga
i grabarzem u drugiego
obecnie – pisarz sezonowy
mieszkam sam z żoną i synem
wydałem więcej książek niż napisałem
złożyłem dziesiątki podań
apelacji i aplikacji
kilka wyjaśnień
w tym roku dla drogówki wyróżniony
nagrodą ministerstwa kultury
zwycięzca w biegu maratońskim
proszę o posadę według specjalności
gdzieś blisko ziemi
choćby i pasterza
z dudką zamiast pensji


Prawie Koniec Świata

wysychały studnie, patrz, wiadro już się ociera o skorupę
szlamu, katolicy i luteranie, każdy w swoim języku
wypisywał skargi do boga, przewracałem kamienie, rękę
wsadzałem do lisiej nory, pod język dżdżownicy kładłem papierek
lakmusowy, żeby gdzieś coś, choćby kropla rosy na łodydze ziemniaka, tylko
chmary chrabąszczy przykrywały słońce, nie wiadomo, co się tamtego lata
stało, jeden mówił, że koniec świata, drugi, że rosjanie
przykręcili kurek, trzeci wrócił z europy twierdząc, że to tam
zebrały się wody, kościoły jak łabędzie pływają po pradze,
hydraulicy całą jesień przetrząsali podziemne szlaki,
spawali, cięli, przesiąknięci smrodem kartofli i kalafonii, powiedzieli, że teraz
powinno być dobrze, dali nawet gwarancję


Same pauzy

żyję samymi pauzami
o zmierzchu wstrzykuję sobie
dawkę zachodu słońca
i czekam
aż się poszerzą źrenice
nie jestem zabroniony
więc gram łamiąc zasady
nie mam pamięci
dlatego korzystam
z pauz jak ze słownika
tłumaczę z własnej śmierci na cudzą
odwrotnie nie mogę brak mi doświadczenia
na razie tylko dosłownie
z długimi interwałami
zostawiając miejsce dla ciebie
pewnie się mylę
co do długości interwałów
w drobniejszych kwestiach
mógłbym się całą noc spierać


Fotosesja

czarny garnitur w stylu retro i biała koszula
rozpięta pod szyją
jakby ciągle brakowało powietrza
za plecami tor kolejowy
jakby ciągle brakowało stacji
kobiet czekających z kwiatami na peronach
erotycznego rytmu pociągów
dobrego tła dla nieruchomej postaci
podkładów co się rymują z niepoukładanym życiem
ciemne okulary w pochmurny dzień
mają rację bytu przed obiektywem
fotograf unika efektu czerwonych oczu
nawet jeśli to tylko czarno-białe zdjęcie
nawet jeśli fotografuje tylko pan bóg
który czy będziesz mu pozować czy nie
i tak zaczeka na właściwy moment
zdejmie okulary
zapnie guzik pod szyją
i wtedy błyśnie flesz
lśniące czarne pantofle bez jednego pyłku
czyste jak zeszyty pierwszego września
jakbyś po wakacjach nie wiedział w jakim języku
wrócić do siebie
z udanej fotografii


Data ważności wiersza

mija data ważności
na eksport się nie nadaje
przejrzałe metafory
podczas transportu zmienią się w papkę
wda się zgnilizna
oddaje go więc za pół darmo
w dzień targowy
może spodoba się jakiejś studentce
ten owoc dojrzałej twórczości


Dziesięciu poetów

kiedy dziesięciu poetów
pisze dziesięć wierszy
w tym samym czasie w różnych miejscach
którego z nich wybierze sobie
muza

kiedy dziesięciu poetów kocha się
z dziesięcioma kobietami
w tym samym czasie w różnych miejscach
który z nich zostanie
laureatem

kiedy dziesięciu poetów zderzy się
z dziesięcioma wierszami
w tym samym czasie w jednej książce
któremu z nich nie obrzydnie
liczba mnoga


Na Zachodzie bez zmian

zajmuję przednie pozycje
miasto milczy
na długich światłach
przejeżdża rowerzysta
wydzierając z ciemności kawałki zasieków
zakochana para
trzyma się cienia
wysoko nad głową huczy
ostatni pociąg metra
leżę w błocie
w skroniach tyka zegar
miasto milczy
zwiad musiał się pomylić
tyły to moja pięta achillesowa
cofam się
pełznę do domu
księżyc wskazuje mi drogę
jestem ślimakiem mówię do siebie
ślimakiem który się spóźnił
na wojnę


Tożsamość

czciciele pieczarki
gotowi zerwać święte więzy rodzinne
już nie być dla innych być tylko dla siebie
choćby w skorupie
choćby przez sekundę wieczności
siadają do wieczerzy
panie grzybów
twe kształty są niezliczone
w tym kraju jesteś bogiem katakumb
więc bądź miłosierny dla ślepych i krótkowidzów
którzy nie znają surojadki albo rydza
czerwonogłowca lub kani
pejotlu czy sromotnika
nie zawiedź tych
co siadają do wieczerzy
i dzielą się twoim jedynym ciałem
otwórz i dla nich jeden z nieskończonej ilości
swych porów

przełożyła Izabela Korybut-Daszkiewicz

Eugenijus Ališanka – Dziesięć wierszy
QR kod: Eugenijus Ališanka – Dziesięć wierszy