Podręczna
Grudka koloru opada z oka – na szafot na szafot. Bo kiedy kot wchodzi do łóżka z pazurami, kiedy nad kanałem dławi się pisklęta, jaszczurka budzi się ze świeżym ogonem, który raczej na nic – robi się jasno. Cieniem się zasłoń
do powiek, okruszku, rusz w miasto i w świat – rozejrzeć się nieco. Na barkach i rzekach pija się teraz kawę, na trawach krzewi rytuały. Ty się nie załapiesz – nic się nie odstaje. Spójrz – wszystko przeszło, kilka deszczy,
książek, zegarów, kilka topnień w wannie, zacisków w przełyku. Być teraz u siebie w mieście pełnym obcych, patrzeć, jak chłopiec o za długich rzęsach chciałby wziąć za rękę, ale nie dosięga, i wcale mu nie współczuć.
Nosić z sobą studnię, najbardziej podręczną.
Korzystać wedle potrzeb.
Rzucać wedle snów.
Orbi
Taka skłonność, że nie docenia się światła i świata. Owszem, jeleń albinos drepcze przez listopad, kałamarnice bywają inteligentniejsze niż koty i z obcego opuszka do głębi potrafi
dotrzeć najszczerszy skarabeusz. Owszem, deszcz na asfalcie zmienia się w rtęć, rtęć w łzę, łza w sen, sen w historię o ptakach, które nad temperaturą ciała kręcą te wszystkie salta,
a potem dziobią cię w oczy i w usta,
we wdech i w wydech.
Prawo jazdy
Dziwne te daty i dziwny las, dziwne zimowe sarkofagi mrówek w nim. Mówisz: nikt nigdy nie umarł. Mówię: możesz sobie szafować kwitnieniem głogu do woli, nic z tego nie będzie, lepiej chodźmy do auta
i oprzyjmy głowy.
Paragraf
Ono pęka. Asfalt jak dywan. Zdjęcia jak listy. Szumy jak szepty. Pęka. Wychwyt jak zwrotnik. Pozy jak treści. Treści jak w szkle. Ono pęka.
Lustra jak maile. Cisza jak wata. Hałas jak robak. Pęka. Flaki jak gruzy. Kasa jak zmora. Tyrać jak trawić. Ono pęka. Rodzić jak pluć. Pęka.
Regulacje.
Same.
Wiersze z tomu Nice, Biblioteka Poezji Współczesnej, t. 93, Wydawnictwo WBPiCAK, Poznań 2015.