Ta osoba, to możliwe,

zmierza do kresu.

Zapewne, załadowany ciężar
trzeba kiedyś rozładować.
Zgodnie z naturą, skoro byłaby obciążona.

Nadchodzi znak, że trzeba kończyć.
Zamknąć wszystkie przedsięwzięcia.

Czas wycofać się, wyjść cichaczem.

To co wyprostowane chce właśnie przełamania.
Chciałoby teraz zostać złamane.

Jej prawda już więcej nie wystarczy.
Dosyć, ona nie wystarczy.

Kamień albo kurz.

Zmęczona jest skóra twarzy
mimo otwartych balkonowych drzwi.

Za dziesięć minut północ.

Pomiędzy łopatkami delikatnie, lecz wyraźnie
boli – ach, prawie jakby żarzył się! – kręgosłup.

24.10.04


Ona jeszcze tu jest

W tych dniach ujrzałam, poczułam i zrozumiałam,
że w moim Ja-piszę Ja-dziecko
wypowiada góry Eifeler Ja-osoby.

Ona jeszcze tu jest, ujrzałam ją:
wyraźnie widoczną w oczach i na czole.

28.06.05


Dotyczy dam

Kiedy tutaj (na poddaszu)
na żółtym dywanie leżę i czytam,
jak młody van Dyck malował serię Apostołów,

trwa obok mnie pustka w oczekiwaniu
i wspomina podobną do siebie
obok mnie wówczas w Edenkoben

lub potem także w Feldafing i gdziekolwiek;
te pustki, te próżnie, są damami:
wytrwałe nieśmiertelne i pozdrawiają się

z rewerencją; a ta toczy się harmonijnie
od jednej do drugiej poprzez czasy,
w których ich nie ma.

28.07.06


W podróży

Jak oni tutaj, on i ona,
rysunek na szybie,

siedzą, naprzeciw siebie, przy kawiarnianym stoliku,
pochyleni do przodu, wysocy i szczupli,

w ich głowach dryfy, lód.
Mnóstwo kosmicznej ciemności,

dla nich także grota. To napina
czas, och, Węgry.

W moim dzieciństwie w lesie
topory jasne.

Urodzone zostanie
dziecko w powijakach.

Gdzież jest Monika?
Przez morze,

jej figura na galionie,
spojrzenie w krąg.

02.10.08

przełożył Marek Śnieciński

Elke Erb – Wiersze
QR kod: Elke Erb – Wiersze