Dlaczego śnieg jest dobry

Dobrze, dobrze Sutra serca

No i jest! Jest zawieja. Jesienne wiersze
pod niedzielny dywan. Domy rosną wzdłuż
a pogoda wszerz, więc można sobie poleżeć,
mój niedoszły książę, i pomarzyć o wiatrakach.

Ktoś musi napędzać ten banał gdy wrony się zmyły
i zaczyna być naprawdę biało. Przewijam
do następnego spotkania. (Na innej kanapie,
ale wciąż przed śniadaniem). Śnieg zamyka usta
kiedy chcesz usłyszeć „dość” i dlatego śnieg jest
dobry. Wyrównuje funkcje – stąd biorą się pagórki
na miarę: ekg jak ckm, chociaż trochę mniej strzeliste.

Rytm jest wciąż najważniejszy. Co rano
powrót z Góry Sępów – lek-so, lek-so brzmi
tak lekko, jak prztyczek w bambusową pałkę.
Dźwięk odbiega tylko na kilka kroków,
lecz, stłumiony przez śnieg, zostaje na zawsze.

Dlatego śnieg jest dobry.


Jednolita teoria dub’u

All uncertainty
Leads to infinity
Thievery Corporation:
All That We Perceive

Śnieg pada teraz i na zawsze i każde uśpione miejsce
jest dotknięte płatkiem. Rytm pod powiekami, w uchu
i zastawce serca. Rozsypany nad głową, żebyś mógł
bujać w obłokach. Gra z nami bierki. A my

nie tracimy na symetrii. Nieruchomi, jak wzór funkcji,
ale pełni wiary w ostateczne piękno zmiennej.
Dokąd nas to zaprowadzi? Zasady dynamiki i teoria pola.
Echo, które się wylęga w każdym drgnieniu bębnów.

Słuchamy całkiem nowej płyty i pokój jest pełen
dubowych kawałków. Pełen okruchów, pyknięć i
terkotań. Bas ociąga się do ostatniej chwili. Faluje
i zostawia nas w spokoju. W środku nieskończonej liczby

koncentrycznych kręgów.


Niquitin

Niquitin, niquitin, kochanie, przezroczysty plaster,
z którego sączy się noc – prosto w twoją źrenicę.
Za cienką błoną jest widnokrąg i pomarańczowe koło
księżyca. Rzeczywistość, która się toczy. Naprawdę
z niczym nie musimy kończyć. Możemy wciąż zaczynać.

Można się poczuć jak w niebie, kiedy noc odnajduje pełnię,
albo być pełnym siebie tak bardzo, by wykąpać się znowu
w tym samym strumieniu. Uczepić się czegokolwiek: gitarowego riffu,
teorii strun, pozwolić dźwiękom rządzić. Ale bez przerwy pamiętać,
że królestwem jest cisza. Niquitin, niquitin – pod plastikiem
nasza tajemna skóra.


Fosfor

W wyschniętej trawie słychać szelest,
widać drżące źdźbło, ale jaszczurka zniknęła.
Wysoko słychać furkot skrzydeł – ptak ukrył się
w koronie drzewa. Życie opuściło ten las
i teraz susza jest twoim przyjacielem. Mech,
który tu rośnie nazywa się płonnik.

Wakacje mego dzieciństwa były inne.
Dęby przy tej ścieżce nie zakrywały nieba –
dlatego chłopcy wskakiwali tam na bosaka.
Dziewczęta tymczasem wiły gniazda
z ich porzuconych sznurówek. I pętelka
każdego dnia była inna od poprzedniej.

Noc stawała się krótką przerwą w dostawie słodyczy.
Pełnia nie kończyła się nigdy. A kiedy wbiegaliśmy
do lasu i gasł księżyc, natychmiast zapalały się świetliki:
zielonkawe owadzie oczy – nigdy odwłoki. Nikt
nie zastanawiał się, czy fosfor z naszych kości
zaświeci kiedyś takim samym światłem.


Tso pema

Nad jeziorem Tso Pema wzgórza gurują
nad nami, tak jak złocista statua Guru Rinpocze.
Sanskryt dotyka języka polskiego. Język
mamrocze mantry i mrok w tych słowach
dobrze oddaje wszystkie zaciemnienia umysłu,
które próbujemy zgubić po drodze, choć
są bezcenne i zamiast zostawiać ślady,
wleczemy je za sobą. Żaden krok nie zbliża nas
do celu. Żaden nas też nie oddala i to jest dobra wiadomość.
Tylko jak przyjąć ją dobrze?

Nastaje rano i krew w tym słowie sprawia,
że małpy ukryte w gajach zaczynają wrzeszczeć.
Wrzeszczymy głośniej i głośniej.


Varanasi – decydujące starcie

Zdechła święta krowa, wyzwolona, będzie żeglować
Gangesem, aż stanie się rzeką-matką. Lub rzeką.

Zwłoki spalą się doszczętnie, jeśli stać cię na drewno.
Góra popiołów przy brzegu urośnie do samego nieba.

Będą ci proponować gandzię, bardzo dobry towar,
na którym nigdzie nie odlecisz. Raczej odpłyniesz.

Woda przyjmie kwiaty i szczyny. Nie tylko przyjmie,
ale obmyje i uświęci. Pomoże osiągnąć zupełnie inny stan

zamętu.


Święto zmarłych

Najdrożsi umarli, moje cienie, twarze w sepii
na wystygłych płytkach, dzisiaj jak nigdy
chciałbym spocząć po waszej stronie. Leżeć
w chłodzie wiecznego niezainteresowania,
poza wiedzą, w ostatecznej jodze ustania. Tathagata
to ten, które odszedł, wypalił samskary, nic
go już nie trzyma po tej stronie. Śmierć mu
niczego nie odbiera a cisza jest jedyną ścieżką
której zresztą nigdy nie szukał. Kochani odeszli, nieruchome ciała
w ziemi, nie tylko ludzie, ale psy, ptaki i zabite lisy
na poboczu drogi, którą jadę i wspominam twarze i pyski,
których już nigdy nie zobaczę. Chciałbym być dziś z wami. Tęsknię.
Otulcie mnie bezdechem, zimnymi łapami, ramionami.
Chcę zasnąć dla życia, chcę nie mieć, rozpuścić wszystkie
niepotrzebne resztki w ziemi.


Lounge

Twój czas na lounge, na leniwe beaty.
Ocean drży na horyzoncie,
gdy niebo staje się płaską granicą.

Gdybyś tylko mógł ją przekroczyć,
gdyby to wszystko było prawdziwe.
Wystarczyłoby ruszyć w drogę.

Ale twój lounge nie wyznacza kierunków.
Zanim się spostrzeżesz, jedna piosenka
przeszła w drugą. Ocean wymywa sam
siebie na brzeg. Każda fala powtarza jedno,
to samo uderzenie.

Dariusz Adamowski – Osiem wierszy
QR kod: Dariusz Adamowski – Osiem wierszy