Ręka rękę

Mogę cię wyręczyć na własną rękę,
skoro mam wolną rękę, a ty masz ręce
związane. Pójdę ci na rękę, więc oddaj się
w dobre ręce i umywaj ręce. Jeśli masz
dwie lewe ręce, mogę być twoją prawą ręką,
gdyż mam złote ręce. Z pocałowaniem ręki
podam ci przyjazną rękę, więc nie załamuj rąk,
nie siedź z założonymi rękami, gdy jestem
na wyciągnięcie ręki. Po prostu wpadnij mi w ręce.
A gdy już będę miał cię w rękach, z rąk
mi nie wypadniesz, nie machnę na ciebie ręką,
nie będę ci patrzeć na ręce i ręczę,
że nie obudzisz się z ręką w nocniku. Nie
przyłożyłbym do tego ręki, dam sobie rękę uciąć,
z ręką na sercu. Choćbym miał pełne ręce roboty
i nie wiedział, w co ręce włożyć, przyjmę cię
z otwartymi rękami, więc proszę cię o rękę,
pójdziemy ręka w rękę. Tak bardzo się staram
o twoją rękę, że jestem gotów zginąć
z twojej ręki, byle nie wrócić z pustymi rękami.
Choćbyś się broniła rękami, będę cię nosić
na rękach i będziesz jeść mi z ręki.
Zacieram ręce.


Nie ma mowy

Życie to błysk błota, więc płyń, płyń,
dryfuj bez głowy, byle z uśmiechem
od ucha do kłębka. Są strawy z trawy,
wytrawne tratwy, syreny i fatamorgany,
więc taplaj się, tytłaj, nie dobijaj się
do brzegu. Bo nawet głosu nie zabierzesz.
O mowie ciała nie ma mowy.


Łosoś

Byłem urwisem nad urwiskiem.
Miałem dla siebie przepaść
w mgnieniu oka, wypaść z okna
prosto w drzwi, lecz lata leciały.
Obijałem się o framugi, zbierałem sińce
na progach, aż zamieszkałem w bliźnie
i mieliźnie. Przespałem życie
na lewym boku, więc mam lewe ucho
wymięte jak t-shirt w kolorze łososia.
Łososia lub łosia.


Szkółka leśna

Miłość bliźniego i miłość do blizn
poznałem na religii, w domu też
był krzyż i dupa z pręgami.
W liceum zostałem uchodźcą,
rzuciłem starą wiarę i zgubiłem się
wśród ateistów z naszywkami peace and love.
Już wtedy umiałem przemienić
wodę w wino (wystarczy trochę malin
i cukru). Słuchałem szatańskiej muzyki
i nie miałem przyszłości. Nic
się nie zmieniło. Nadal jestem w lesie,
możecie do mnie strzelać.


Zima obiecana i wiosna

Może chodnik nie wita cię chlebem i solą,
za to zaprasza do tańca, całuje rączki
lub ryj, gdy padasz na ryj
(najczęściej całuje cię w dupę).
Łeb w łeb walimy łbem w mur,
jakbyśmy szklanką ze szklanką walczyli.
Może lód lud zwala z nóg,
lecz przyjdzie wiosna, roztopi gówno
i też zwali z nóg.


Z „Dnia świra”

sobie (siedem razy siedem)

Do dupy z takim graniem!
Mój drogi, to jest Chopin. Kumasz pan to,
czy masz za daleko do łba?
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu...
Czy panowie muszą tak napierdalać
od bladego świtu? Cały tapczan chodzi!
Chuj ci w dupie chodzi! Tępe cipy,
raszple z drutu, nieuki jebane. Masy,
które nie widzą dalej niż kawał kiełbasy.
A jeśli Polska to właśnie ta ojszczana klapa?
Co mi pani sra tu nim pod moim oknem?
Jeszcze mi krówką ciamka nad uchem.
Ciamkający czołg! Jestem w proszku,
w rozsypce, wypalony, rozmontowany.
Wypierdalaj pan z tą harmoszką! Zupełnie
rozmontowany. Nikt i nic mnie już nie czeka.
W nocy sobie śpię, śpię, śpię,
a w dzień sobie chodzę, chodzę, chodzę.
Kto ja jestem? Polak mały,
zawistny i podły. Moja racja jest mojsza
niż twojsza, bo moja racja jest najmojsza.
Pisze do mnie Rossmann! Kumasz pan to,
czy masz za daleko do łba?
(Taki był mądry, a teraz umiera).
Mirosław Gabryś – Sześć wierszy
QR kod: Mirosław Gabryś – Sześć wierszy