24/12

nie pytasz mnie
o to czy chce bym był
przy tym stole bez nóg, zębów i krzeseł
nie chcę być stelażem z kartonu mojego plemienia
gdzie przy pustym talerzu wędrownik byłby mędrcem maniery
a ciotka z ameryki jedna wielką cash machine
chuj w te bombki strzelił
jak babcię grom z jasnego nieba i nie ma
skulonej profesores eleganckiej szkoły
pod choinkowym dzyndzelkiem z topoli
miziają się geje a jezus tańczy BIG TRAP W BETLEJEM

czy mogę prosić już o piątek?


Ladacznica na bani

Cringe utkany na środku klubu, wylewa się spod sukienki.
Falisty blamaż, pokazując owoc śliwy.
Dryluj mnie i mnij w tańcu.
Wytrząsnij coś ze mnie pojebańcu!
Wygrzeb resztki rozmoczonych rzęs.
Zdejmij te zakrwawione serwety.
Umilknij na te kilka fraz.
To czas.. na – w nas.
Sęk, pęk balon pękł. A z balona później wyszła wrona, piękna mądra, w oknie życia zostawiona. O (!)


Peron 1

drętwe dydaktyczne spojrzenie w przestrzeń
nie ukoi snów z poezji hormonów rozbujałych
zajrzy z dygresją miododajnej drogi
wykolei express intercity do main station optimum

słyszysz jak stukocze podkład za podkładem?
grzmi piosenka utraconej cnoty
z pantografów lecą giętkie płomienie
następna stacja-wysiadam na żądanie
może wtedy
gdy umknę swym obrazem

poznasz co oznacza obcość


cykliczność

Urodzony w bawełnianej pieluszce
Do miękkości nauczony
Co mateńkiej dłoni zapachem
Dotykała delikatnie skroni

W duszności dorośli
Skamielin wydrążone dziury
Co rozum z ubytkami
Sprzedają w budce z piwem

Nikną nikłe epitety
Przy nagłej repetycji zdarzenia
Krzepną krwiste twoje powieki
Szepcz i zamilcz na wieki

Niech metronom zgwałci twój zegar
Zblazuje kontuar, popieści go czasem
Żadnego zmiłuj nie będzie, gdy kutas zwiędnie pod pasem

I gdy w końcu u samotności leżę boku
To jakby mydło lał mi ktoś w oczy
Wtedy okno jakieś ciemniejsze
I kieliszki lśnią od skazy
Patrzę na twoje zdjęcia najpiękniejsze
I nie widzę w nich odrazy


Śnić

Na skrzypiącej sprężynie
wśród nocnej ciszy
myśl się rozchodzi
w spekulancie teorii
lecz bez praktyki
tworzy dialog z – byłem, ALE…

czy chce mu się spać
czy bycić ma pragnienie
dziecka nęcące marzenie

krztusi się w nim niebiańska pierzynka pacierza

kasjer z prawnika powołaniem
o ludu niebiański
ameno dorime, ameno dorime


przedhahśnie

Skłaniam się ku od odbytniczym wypocinom miasta.
Ten surrealistyczny helikopter w głowie.
Cudzes przypala mi biały ortalion i resztki wdechów i wydechów.
Tam zapach lateksu na skórze wilgotnieje do rana.

PRÓŻNIA

Skłaniam się ku odbytniczym wypocinom miasta.
Będąc disco boy w środku parku Chopina udaję maratończyka.
Szukam dobrej mety. O zobacz, czy to mój dyliżans?

PRÓŻNIA

Skłaniam się pojazdem ku siedzibie smerfów podlewając dywan i zaburzając swój nieskalany charakter.
Oglądam przez okna rozpływające się high rise building z czekolady.
Topią się jak łzy dnia wczorajszego, za które przyjdzie mi zapłacić.
Dmuchnąć proszę, a nie wciągać.
Świat zza krat będzie musiał oglądać.

Mikołaj Olejniczak – Sześć wierszy
QR kod: Mikołaj Olejniczak – Sześć wierszy