Wszyscy ci nieszczęśnicy
Bezmyślnie liczą dziury i plamy
na ścianach pod celą,
myśląc,
że to gwiazdy albo wymarzone
numery
w lotka.
Wszyscy ci nieszczęśnicy
cierpią jednakowo.
I nawet jak pojawia się
raz na pół roku
objazdowy cyrk rumianych
poetów,
żeby ich wyrwać z letargu,
słuchają wierszy
o kwiatach paproci,
niczego nie rozumiejąc.
Zamykają wtedy oczy i
marzą
o swoich kobietach,
których
być może już nigdy więcej
nie ujrzą na jawie.
Marquez
Ssak zdechnie z zimna
albo usmaży go słońce
– próbuję subtelnie
nawiązać kontakt.
Czyli kochasz własne
książki bardziej ode mnie?
– pytasz, nie dając się
zbić z tropu.
Nigdy tego
nie powiedziałem
– usiłuję być
romantyczny.
I właśnie w tym tkwi nasz
problem – podsumowujesz,
a ja znowu zaczynam czytać
Szarańczę Marqueza.
Sytuacja
People who complain about the absurdity
of death, have never found the meaning
of their lives. To understand hell, you must
first understand the absence of heaven.
Każdy to powinien wytatuować sobie na czole
albo
w miejscu, gdzie się kończy i tajemniczo
zaczyna, albo choćby przy drzwiach
wejściowych do sypialni/spiżarki…
Jestem genialnym twórcą aforyzmów na każdą
okazję. Piszę z okazji urodzin, śmierci
na gruźlicę & starość, z powodu lawiny
lub przejedzenia się padliną/grzybami.
Umysłowe kalectwo także wchodzi do repertuaru
(w rachubę), niech więc będzie pochwalon!
I niech wiecznie żyją nam jednorożce…
Wszystkim należy życzyć długich & bogatych
w erotyczne podpowiedzi wędrówek z koniecznym
zabezpieczeniem o smaku arbuza (ostatecznie
wiśni/lemonki albo lawendy z przewagą dzikiego
bzu).
Mógłbym być księdzem lub prezydentem, ale mam
długi u rzeźnika Madsena, tego największego
skąpca na Amagerbrogade.
Zrobiono ze mnie geniusza, żebym żył
w nędzy i potępieniu.
Na wieki wieków, ponieważ jestem
genialnym twórcą
aforyzmów na każdą możliwą okazję,
nawet z powodu przejedzenia się
muchomorem, et cetera…