Ciotka

drzewo przed domem zamknęło gniazda
na klucz. pisklęta przerastają ziemię.
poranki wciąż odprawiają godzinki
na ścianach zapisanych w spojrzeniach
znajomych.

jakiś pies spłoszony nawoływaniem duchów
biegnie ku błędnym ogniom na dzikich
łąkach skutych betonową powłoką.
zastawione stoły dryfują w próżni.

bezkształtne postacie opisują świat który
istnieje już tylko we śnie. ciotka błogosławi
wszystkie powroty bo miłość nadal uważa
za swój obowiązek. niedługo wzejdą mgły
nad kałużą.

komar moczy w niej stopy. przyszedł w gościnę
do ludzkiego życia które tu kwitło. ciotka
moczy nogi we mgle. znajomi ciotki odprawiają
godzinki na ścianach pokrytych mchem
pleśniejących przyjaźni.


Boleś

na szyi nosił amulet z mlecznych zębów.
nocami drapał ściany. słuchał jak pękają
dachówki. zmieniał się wtedy w kota. chodził
bezszelestnie po cudzych ogrodach.

nad ranem wpuszczał światło do domu
przez niedomknięte futryny. potem mierzył
ile jasności może mu umknąć nim dojrzeje
na tyle by mieć pomarszczoną skórkę.

kto wie czy lepiej zacząć gnić od środka
czy może od zewnątrz – wszyscy będą widzieć
że nagle jesień się skończy. w tym samym czasie
ktoś stworzy legendę i nada imiona wszystkim
ziemskim sprawom.


Marta

Jak długo można patrzeć na ścianę?
z wieńcem na głowie. z połamanym
językiem.

ciotka chadzała do Marty pomilczeć.
Marto! Marto troszczysz się o wiele.
stół z ubitym blatem.

dziura w fartuchu. piasek na babki
do dziecięcych wypieków. lustra
bez twarzy.

córka klęcząca na grochu. traszka
w piwnicy zamknięta na skobel.
wymiękła dusza.

dusza która wymiękła od patrzenia
na ściany odbija się od ściany. dusza
w wieńcu na głowie.


Ziga

ubierał się w księżyc na wymiar. zasłaniał
wilcze oczy kawałkiem ciemnego szkiełka.
woził się wozem. przystawał odchylał szkło
i zaklinał ludzi do siódmego pokolenia.

dobrym znajomym uchylał zasłony choć
sam patrzył przez szybkę. w ten sposób
jego świat nabierał ciemnych barw. światło
kaleczyło mu w głowie małą lampkę która
w końcu przestała się zapalać.

gdy poznawał nową kobietę mawiał że
w rupieciarni życia odnalazł perłę choć nadal
tapla się w błocie. potem zasłaniał wilcze oczy
kawałkiem szkiełka i ubierał się w księżyc.

uciekał wozem aż po krańce wszechświata
niedaleko starej szopy gdzie przyszedł na świat
pośród kobiecych krzyków i odchodów gołębi.

Ewelina Kuśka – Cztery wiersze
QR kod: Ewelina Kuśka – Cztery wiersze