***

ostatkiem sił
gargamel dopadł wreszcie smerfa
ugotował go i zjadł w pośpiechu
nie pomógł papa smerf
znajomy bocian był daleko
bo to była zima
cały świat zbaraniał ze zdumienia
wszystkie dzieci płakały
a gargamel
stary zmęczony człowiek
pierwszy raz syty
ułożył się w skrzypiącym fotelu
i umarł


***

Życzliwe gospodynie podrzynają gęsiom gardła
natchnione dniem powszednim hołdują tradycji
pokrzepione hymnem, wzruszone serialem
zaprzęgają się w codziennym rytuale

Dla nich smutek świata to siniejąca jesień
wszelka słodycz skupia się w weselnym torcie
maszerują w bój, choć ciała wiszą na nich
w ciemność z fosforyzującymi krzyżami

Pościel i obrusy silą się zapachem
w wielkich garach dudnią kości i ozory
spełni się, a resztę niech przysypią piachem
i nic już nie będzie tak jak do tej pory

Życzliwe gospodynie różańce gniotą w palcach
iskają siwe trawy, pielęgnują cmentarze
składają suche ręce do reszty wymodlone
i umierają jakby wychodziły w pole


***

Wiatr nieopierzony powłóczy kołtunem
szron się rozpanoszył, godzina jest bliska
przed ostatnim dzwonkiem na hibernowanie
wietrzą się na wylot ludne legowiska

Mały gnojek ma słonecznik z warzywniaka
wysuszone słońce odeszłej jesieni
toczy je z rumianą, szczeniacką radością
niech się jeszcze raz pośmiertnie rozpromieni

Łojem wysmarować popękane buty
szary koc wełniany starannie połatać
znaleźć starą lampę w piwnicznych rupieciach
jeszcze nam oświetli ładny skrawek świata

Klatki wychłodzone, zamarło podwórko
brzuchate sikory raczą się słoniną
załzawiony ojciec z marnotrawną córką
w cichym pojednaniu kładą chleb i wino

Łuski słonecznika rozbałaganione
kawki i gawrony stukają dziobami
mamy starą lampę, jutro zgaśnie światło
dni się otulają długimi nocami


***

Gnój się zawiązuje w strąk
pod kopytami opadów
oddech deszczem zlanych łąk
woń fermentujących sadów

Wizje snuje mętna dal
mglista linia widnokręgu
rozmazany pośród fal
brnie korowód psich zaprzęgów

W zachód wciąż się zlewa wschód
w drodze krzyżują się ludy
tędy szlak zdobywcy wiódł
po omamy i ułudy

Prężył się i trząsł do mas
nad tym co święte i wielkie
rozbisurmaniony las
zaszczekał go ptasim zgiełkiem

Gnój się rozpromienia w pąk
gdy w półmisach światło wzbiera
wilgotnieje świt od łąk
chwast się kłębi, ślad zaciera

Tomasz Juchniewicz – Cztery wiersze
QR kod: Tomasz Juchniewicz – Cztery wiersze