Żona Lota

– Choć mam dopiero siedem lat, mój koniec jest już bliski.
Króliki żyją tylko dziewięć i nic tego nie zmieni.
Królik zaczyna swoje opowieści takim, albo innym,
równie przygnębiającym wstępem zawsze,
kiedy jest w podłym nastroju.
Może to kwestia zmian klimatu,
braku światła słonecznego
i podwyższonej wilgotności powietrza?
– Rzecz działa się wtedy,
gdy Bóg miał jeszcze czas
i osobiście gadał z ludźmi.
Złych karał okrutnie – sam, albo przez anioły.
Trafił, może przypadkiem, do Sodomy i Gomory.
Jednego znalazł tam sprawiedliwego
wśród tysięcy grzeszników,
a chciał znaleźć dziesięciu.
Ten uszedł z życiem, zabrał trzy kobiety.
Żona, roztargniona, czegoś zapomniała
i spojrzała za siebie, może chciała wrócić?
Patrząc w stronę miasta do dzisiaj tam stoi,
zamieniona przez Boga w słup kamiennej soli.
Królik, dostrzegł zielony listek sałaty,
odwrócił się plecami i na krawędzi swojego kosmosu
rozpoczął z apetytem zajadać śniadanie.
– Królik, zdaje mi się, nie jest taki głupi.
Znowu opowieść nie całkiem skończona.
Nie chciał, być może, powiedzieć co działo się potem:
ten jeden sprawiedliwy, choć bez żony,
spłodził kazirodczych synów,
prawda – wbrew swej woli,
z których wyrosły wojownicze narody.
Walczyli, godzili się, czasem zabijali
i nawzajem sobie przynosili dary:
owce, woły, kozy, oliwę i młode niewolnice.
A żona? Jak stała, tak stoi.
Zapatrzona w przeszłość.
Zwrócona plecami.


Sen

– Długo spałeś –
powiedział z wyczuwalnym wyrzutem Królik.
– Ty sobie śpisz, a ja zgłodniałem.
– Spałem długo, bo miałem sen –
odpowiedziałem i przywołałem obrazy
wyśnione ostatniej nocy.
– Urodziłem się,
choć było to zakazane.
Moją kołyską był koszyk;
kołysały mnie fale.
Rzeka płynęła leniwie;
cień dawało sitowie.
Była też dziewczyna;
obmywała ciało
w przezroczystej wodzie…
Tu przerwałem opowieść,
bo Królik stracił zainteresowanie,
pochłonięty chrupaniem soczystej marchewki.
– Głupi poeta – pomyślał Królik.
– Śniło mu się, że jest Mojżeszem.
Pewnie naczytał się przed spaniem Starego Testamentu.
Dobrze, że zamilkł, bo musiałbym słuchać,
jak suchą nogą przeszedł przez morze.
Lepiej, żeby dzisiaj nie czytał Nowej Biblii,
bo jutro opowie, jak go w nocy ukrzyżowali.
A wcale nie wygląda na Żyda.


Waszti

– Sądzę, że znasz tę opowieść?
Spytał Królik i nie czekając na odpowiedź
(widać uznał, że to nieważne, czy znam czy nie),
zaczął mówić:
– Babilon nie śpi,
imperium powoli znika,
zacierają się granice.
Sypie się kamień z kamienia
i most budowany z papirusu i lnu.
Nikt nie będzie pamiętał króla,
co trzysta batów wymierzył morzu.
Królik przerwał na chwilę,
popatrzył na mnie, jakby sprawdzając,
czy ten pompatyczny nieco opis
przyciągnął moją uwagę.
Widać uznał, że tak,
bo pociągnął opowieść dalej:
– Po cóż katować wodę żelazem rozpalonym
i ścinać głowy wymierzając karę,
przecież to tylko zamulona struga,
którą Król Narodów
przeszedł jednym krokiem.
Niezwyciężony,
choć wielokroć pokonany,
powrócił do domu w blasku płonących miast.
Każdy z satrapów składał mu hołd,
Królowi Królów,
władcy połowy świata.
Wszyscy pili wino
na jego chwałę,
każdy wedle swojej miary
wznosił złote puchary.
Tu Królik zamilkł
i zaczął chrupać jabłko,
– Głupi Królik – pomyślałem
– zapomniał, że w tym samym czasie,
kiedy wszyscy oddając cześć,
pili wino z Królem,
Królowa poszła na imprezę z koleżankami
i dzięki temu, to ona właśnie,
przeszła do historii jako nieusłuchana żona.

HH, grudzień 2018

Wiesław Fałkowski – Trzy wiersze
QR kod: Wiesław Fałkowski – Trzy wiersze