Dysonans
to z pamiętnika Mary Berg dowiedziałem się
jak naprawdę wygląda intensywność
koloru czerwieni na śniegu
i odcień twarzy bezdomnych zimą dzieci
to dzięki niej potrafię
nazwać dziś ciszę którą pozostawiła po sobie
zmarła dwa dni temu sąsiadka
jest czternasta dwadzieścia dwie
od dwudziestu dwóch minut trwa jej pogrzeb
zostałem w domu
mój mały syn bawi się na dywanie
pod zawieszonym na ścianie obrazkiem
z angielskim napisem
keep life simple and smile
Okna
W oknie pokoju paliło się światło.
Odkąd pamiętam, nie wiedzieć czemu,
nigdy go nie zasłaniała. Nawet nocą.
Padał deszcz. Nie wiedziałem,
że płynące szybą krople, to trumny,
otwarte trumny jej ostatnich oddechów.
Dowiedziałem się dwa dni później.
Okna mają to do siebie, że umierają ostatnie.
Zawsze żyją chwilę dłużej.
Właśnie wynoszą z domu ciało kobiety.
Martwe czarne okno sterczy we mnie,
jak kość przy otwartym złamaniu.
Pęknięcia
– Jackowi
Zimą wyraźniej słychać te wszystkie
pęknięcia w posadach świata.
Trzeszczące ruchy zmarzniętych drzew,
bronią się nagością przestrzeni pomiędzy gałęziami.
Szelest nieba na tafli sztywnego jeziora,
łamie białą okrągłą hostię lodu na kawałki.
Kiedyś wszystko pęknie. Świat połamie i nas.
Staniemy się głęboką bruzdą pomiędzy żywymi
twarzami na rodzinnych fotografiach.
Białe ściany domów będą pękać
od ciężaru śmierci. Robią tak od zawsze.
Translokacja niegenetyczna
– Pawłowi
przesyłasz mi zdjęcia
umarłych plaż
długie cięte rany
na ciele lustra wody
czekają w prosektorium nieba
na rozpoznanie
materia bawi się nami
wulkanicznym kolorem
translokacjami
kanaryjskich wulkanów Lanzarote
mam teraz śmierć w telefonie
materia bawi się dalej
czekam