Mieć głowę na karku i zarządzać ryzykiem
jak zając z obrazu Turnera lub inne postacie
z planisfery, na które coś mamy, bo naród
pije wódkę, żeby zabić smak zagrychy,
która ma zabić smak wódki i czasu przy okazji –
wiem, to ważne sprawy, lecz selekcjoner
wprowadza mnie do gry na ostatni kwadrans
więc błąd sędziego jest jak niemoc niesmaku,
nie wybija się na plan pierwszy jak Orion
na innych obrazach lub sprawy do załatwienia
tylko w dniu koniunkcji Neptuna z Marsem,
wyczekiwanej przez ambitnych samobójców.
W taki dzień zrobią swoje i cześć,
aeroplanie en quatre couleurs:
rozdzierasz koszulę i każda odpowiedź
jest trafna jak porzekadła ze Wschodu
(choć nasze niebo pochodzi z Arles,
bo każde niebo musi skądś pochodzić,
inaczej cała para w gwizdek)
lub aromaterapia, obietnica seansu
po kronice życia ponad plan i tuż
przed zejściem do tunelu pod Marszałkowską
odprawiasz kolegę, stajesz mi na drodze
i pytasz: „Pójdziemy na kawę?”