sukienki z dzieciństwa
najbardziej ta czerwona z białym karczkiem
i winda, która zatrzymuje się od piętra do piętra
przycisk bez pamięci, działa na postoju (zawiódł do ósmego)
strych wieżowca i ten pan co rozpina rozporek (dotknij)
szybkie poręcze i schody zgubione w pośpiechu do piątego piętra
najulubieńsza była fioletowa w serca na szelkach
i brązowa w burzy, drewniaki przy krawężniku
stopy wilgotne od wspomnień
w kałuży było im najcieplej
nie jestem inna
(wtedy mama plotła jeszcze do rzeczy)
było czysto i często niepoukładane
długie wilgotne włosy na dobranoc
parowały rozczesywane rano
schludnie wiązane warkocze
szarpie wplątana w pokręcone myśli
zwijam się czasem pod dywanem z dzieciństwa
wytrzepując z kurzu głupią Maryśkę z podwórka
najbardziej bałam się pogubienia myśli
(wtedy mama plotła jeszcze do rzeczy)
wypłynęły
trzymam się roześmianych dźwięków
i przytulam lalkę pełną od loków w głowie
***
Nie wiem jaka broń będzie użyta
w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie.
Albert Einstein
mój dziadek miał wiele orderów
wieszały się po każdej wojnie
zadziornie i uszczypliwie szeptał:
co ty wiesz o życiu
babcia po cichu wciskała pieniądze
za porzeczki zbierane w ich ogrodzie
zrzędliwy gorzki jak tułaczka chłopa po gnoju
chyba mnie nie lubił przez niecne wojny
pierdział na progu za pamięć
na dobre czasy moje
moja szósta trzydzieści
wstaję o piątej, mijamy się, ktoś
na drodze początek dnia i dni
jakby nie miały końca, korek
nie sypiam z nim, czasem
wystarczą słowa, żeby się zamknąć
wstałam z każdym z moich dzieci
sparaliżowana pośrodku, pożerają
mnie w nocy w snach, jak ćmy
przylegają i spijają należne ciepło
ludzie, ludzie, tabuny ludzi, najczęściej kobiety
w różnym wieku z różnymi problemami
czuję się jak pediatra, klikam i rozwiązuję
tragedię i rzesze drobnoustrojów
w systemie tylko rano, wiem
dlaczego uwielbiam jogę
wtedy celebruję