Mdłości

Widziałem diabła za kierownicą
mknącego pojazdu. Odgrywał rolę
kierownika wydziału oświaty w mieście
podobnym do setek innych.

Setki kierowników.
Setki diabłów.
Setki świdrujących cię oczu.

Setki radnych podnoszących ręce
zgodnie z ruchami brwi burmistrza.

Taksówkarz głosujący za likwidacją dworca.
Ratownik za likwidacją basenu.
Nauczycielka za likwidacją szkoły.
Policjant za likwidacją zarazy
(czytaj: schroniska dla bezdomnych).
Lekarz głosujący za rozbudową cmentarza.

Wołałem coś do nich
w tym śnie, chciałem zwrócić
honorowe obywatelstwo, nie dało się,
dyplom był za duży,
nie mógł przejść przez gardło.

Obudziłem się w słońcu;
świat się napełniał czymś innym niż zawsze,
zawartość kloaki nie była już ważna.


Piosenka o przymierzaniu

Czarna ziemio, przymierzę twe ciuchy,
kilka fałd nie podoba mi się;
ojciec w mig uporałby się z nimi,
mrucząc do siebie, radia i ścian.

Kilka bruzd nie podoba mi się
na twarzy wsuniętej w mrok,
gadając do siebie, radia i ścian,
do rodzinnej tradycji dodałem długopis.

Na twarzy wsuniętej w mrok
czyta się w pośpiechu i tylko rękami,
do rodzinnej tradycji dodałem długopis,
stąd wiecznie poplamione palce.

Czyta się w pośpiechu i tylko rękami,
przyjdzie taka chwila, że już całym ciałem,
stąd wiecznie poplamione palce,
którymi przebieram, żeby dać świadectwo.

Przyjdzie taka chwila, że już całym ciałem
zapragnę ciebie, każdą z twoich fałd,
wśród których przebieram, żeby dać świadectwo,
ale mam wrażenie, że niczego nie dam.

Zapragnę ciebie, każdą z twoich fałd,
czarna ziemio, przymierzam twe ciuchy,
ojciec w mig uporałby się z nimi,
przenicowałby na szaro, na jesienny zmierzch.


Sestyna Piotra

„Pustka sprawiła, że pokazałem język planecie,
by z moich ust wyślizgnął się donikąd”1.
I nawet widziałem, jak mi podnosiła głowę,
bym mógł ten język wypchnąć doskonale.
Pustka tak spowiła (płakałem w internecie)
jak mgła, jak smog, nieludzka maź

wypływająca z miast, maź
uciekająca ze wszystkich wiosek na planecie,
o czym zaraz głośno i cicho w internecie,
głosy wpięte w kabel puszczony donikąd,
wpięte tak doskonale,
że mogłyby zawrócić w głowie,

a zawróciły w sercu, pozostawiając głowie
znajomy ciężar, brudną maź
w czaszce, rzeźbioną doskonale
przez rój myśli, sieć planet
pędzących donikąd,
lecz o tym ni widu w internecie,

ni słychu. Cóż po internecie,
gdy dzwoni pustka w uszach i ani jej w głowie
płacić abonament, a kanał „donikąd”
zacny, przyrodniczy, przyciąga więcej mazi
przed telewizory (podobnie jak animal planet);
doskonale.

Kto powiedział „doskonale”?
Kto miał czelność na jawie oraz w internecie?
Już wstydu nie mają na tej chorej planecie,
nie wszystko, co ci chodzi po głowie
warte świeczki i zdmuchnięcia jej z mazi
zwanej tortem, to świeczka donikąd.

Co z tego, że donikąd?
Nie wiem. Myślałem, że wasze pokolenie doskonale
radzi sobie z euforią, wydobywa z mazi
składniki odżywcze (przepisy są w internecie).
Czuję się jak Sokrates w pierdlu. Drapie się po głowie,
czeka na instrukcje, sam na tej planecie.

Głowo, było nam z sobą doskonale.
Wybacz, że donikąd zawiodły spory z mazią
w internecie, Planeto, i tak dalej2.

1 Z listu od Piotra Przybyły.
2 Np. „jeb się wytrwale”.


Domowe zwierzęta

Dlaczego ma się nie nurzać?
Zostawcie go tak, jak świnię
się zostawia na dzień przed,
wolna biega w podwórku,
trącając ryjem co popadnie;

w tym samym czasie inna grupa
odgrywa (dajmy na to) noc,
trzy srebrne księżyce czekają
za kocem (sorry, kurtyną),
i krąży opowieść –

„życie tkwiło w szczególe,
kwitło w szumie i mule,
było na swoim miejscu,
napawało się sobą”;

jeśli ktoś ma się nurzać,
niech to robi,
potrzebne są życiu wyraziste typy,
wiedzące, co czynić w tej oto minucie
i czego będą chcieli w następnym

odcinku. Dlaczego ma się ruszać,
a nie siedzieć w domu,
doświadczać przemijania na wybranym
odcinku, zostawcie go tak,
jak myszy się nie zostawia,

a zapędza we wnyki;
w tym samym czasie inna
grupa rytmicznie klaszcze w dłonie,
wpędzając wybrany egzemplarz
do osobnej klatki.


Piosenka o zachodzeniu

Zachodzę na skrętach, nie wiem,
czy wiedziałeś, więc dorzucam ważną
dla nas, jak sądzę, wieść,
co teraz poczniesz, nie wiem.

Nie wiedziałeś, więc dorzucam ważną,
zgubioną do tej pory, część,
co teraz poczniesz, nie wiem,
choć wyobrażam sobie jakąś grę

zgubioną do tej pory, część
boskiego, eheu, planu,
choć wyobrażam sobie jakąś grę
w ramach wcześniejszej licytacji.

Boskiego, eheu, planu
nie chciałabym zwieść
w ramach wcześniejszej licytacji,
kilka ruchów i pchnięć.

Nie chciałabym zwieść
i zawieść samej siebie,
kilka ruchów i pchnięć,
jako pionka w tej grze.

I zawieść samą siebie,
wybacz melodramat,
jako pionka w tej grze,
zresztą wybacz hurtem wszystko.

Wybacz melodramat:
zachodzę na skrętach, łkam
w momencie niewłaściwym
dla nas, jak sądzę, wiesz.


Sestyna Izabeli

„Jak nic nie widzą ci, którzy żyją,
jak wszystko im trzeba powiedzieć”1,
jakie to niewdzięczne, nazbyt dosłowne,
i tak przez pokolenia, z ojca na córkę,
jak nic nie widzą oślepieni słońcem,
jak trzeba laską pokazywać drogę.

Więc już przed nami rysuje się droga,
wzdłuż niej domy, a w nich ludzie żyją,
jedni zbyt lubią księżyc, inni wierzą w słońce,
o jednych i drugich trudno coś powiedzieć,
a jeszcze trudniej któremuś dać córkę,
bo wszystko dla nich tak strasznie dosłowne.

Od słowa do słowa, czyli już do-słowne,
ścieżka poety to dla innych droga,
ślepiec po niej wiedzie uśmiechniętą córkę,
oboje we śnie od dawna, tak żyją,
i nie wiem, co więcej powiedzieć
zachłyśnięty słońcem.

Co dla jednych cieniem, to dla innych słońcem,
wszystko w tym kosmosie proste i dosłowne,
powiedzieć tyle, ile trzeba powiedzieć,
być może dla mnie to jedyna droga,
a inni żyją, wciąż tak pięknie żyją,
pouczają syna, przytulają córkę.

Co z tą córką, czemu wierzę w córkę,
gdzie podziałem syna w zabawie ze słońcem,
czemu żyję, jak żyję,
gdzie podziałem przepis na życie dosłowne;
byłaś taka droga,
teraz już tego nie mógłbym powiedzieć.

Jeśli chcesz powiedzieć,
gadaj, ile wlezie, i przyprowadź córkę;
długa będzie droga
i spalona słońcem,
przygody jakich wiele, zdarzenia dosłowne
potem w pamięci własnym życiem żyją.

I tu kończy się droga: powiedzieć dosłowne,
spojrzeć prosto w słońce.
Tak żyją ludzie, córko.

1 Izabela Kawczyńska

Karol Maliszewski – Sześć wierszy
QR kod: Karol Maliszewski – Sześć wierszy