20.01.2007

Skóra odchodzi małymi płatami. Właściwie łuszczy się, zamienia w łupież.
Jeszcze kilka dni i ślad popersowego upojenia zostanie zatarty. Szkoda. Lubię te czerwone, owalne poparzenia otaczające dziurki w nosie. Tak, wołają do innych takich jak ja, pieprzyłem się jak zwierze, zamieniłem w chuja i doszedłem tępym pulsującym bólem.
Minusem jest to, że wszystkie ochronne bariery spaliłem w pierwszym pospiesznym hauście. Teraz każda, nawet najmniejsza bakteria czy inny pieprzony wirus wchodzą w mój organizm łatwo niczym szatan. Śmierdząca ropna ciecz, zalega w kanalikach łzowych, nos spuchnięty i czerwony, boli przy każdej próbie smarkania. Gorączka rozpala mnie jak nauczyciel z wąsem. Budzę się mokry i zziębnięty, jednoczenie podniecony i gotowy wytrysnąć. Śnią mi się trędowaci. Parzą i rozpadają się. Genom patrzy w oczy śmierci, próbuje po raz ostatni. Prowokuje spazmatyczne ruchy, tłoczy krew, wypuszcza endorfiny. W gorączce myślę o spermie, wielkich słonych jądrach i masywnych udach zgniatających mi głowę.
Choroba jest tylko przedłużeniem działania popersa.
Jestem tylko przedłużeniem tego stanu.

22.01.2007
Zatrzymujemy się na Jeben Sztrase. W naszych polskich pedalskich umysłach ta nazwa od razu żarzy się lepkim przyjemnym światłem. Ile upokorzenia, złamanych marzeń i snów. Podśmiewujemy się wychodząc z samochodu, otulamy płaszczami, idziemy w stronę wejścia. Dworzec ZOO, marzenie nastolatków lat osiemdziesiątych. Mocno chujowe miejsce. Już po dwóch krokach zamieniam się w polska dziwkę, głodną i łatwą. Nie jestem zachwycony. Mija nas chudy pan w wełnianej czapce, jego spojrzenia przykleja się do moich pleców, będę miał plamy na kurtce. W środku kilkanaście osób czeka na swój pociąg. Przesterowany głos obwieszcza coś w chrapliwym niemieckim. Nic nie rozumiem, głos miesza się z szumem hali, gulganiem gołębi i naszej rozmowy. Krystian też źle się tu czuje. Podobnie jak ja zamienił się w polską kurwę i nie specjalnie podoba mu się to nowe wcielenie.
Grubas patrzy na mnie podejrzliwie. Pewnie zabrałby mnie do swojego mieszkania w bloku, gdzieś tam w Berlin Ost, do tej swojej meblościanki i szafy pełnej tureckich swetrów. Spodnie pachnące potem i kebabem, zielonkawa koszula z przetartymi mankietami. Czy go na mnie stać? Zastanawia się. Odchodzi w stronę pisuarów.
Wychodzimy na zimny słoneczny dzień. Właśnie przestałem być dziwką.

28.04.2007

Od paru miesięcy w osiedlowym klubie pedała widuję pewnego kolesia.
Bródka, wojskowe koszule i generalnie misiowaty klimat.
Wpadł mi w oko, pouśmiechaliśmy się do siebie i tyle.
Jakiś czas temu będąc pod wpływem lekarstw (nazwijmy je apapem) tańczyłem przez parę godzin wpatrując się w niego.
Smutna prawda jest taka, że kochałem wtedy cały świat, i wszystko wydawało się tak piękne. Gdybyście znali klub, o którym piszę, zrozumielibyście, że musiałem być na bardzo silnym apapie. Czas zadziałać.
Cześć. Cześć, nie jestem gejem.
Kurwa mać, co za pierdolony pech. To po jakiego chuja przyłazisz tu i zawracasz wszystkim w głowie???
Gdybym tylko miał z nim chwilę w darkroomie i stwierdził, że kiepsko całuje czy coś tam… pewnie już bym o nim nie pamiętał. A tak wpierdoliłem się w eternal game pod tytułem – gonimy króliczka.
I chuj, że tym razem nie mam ochotę na bieganie… naprawdę chcę tylko mięska.
No nic, to nie pierwszy raz, gdy się zauroczyłem. A w porównaniu z moimi wcześniejszymi strzałami, to cała ta akcja jest… małym pikusiem.

18.05.2007

Kolejka do odprawy, panowie i panie siedzą w niedbałych pozach. Następny, paszport, spojrzenie w oczy, następny. Ludzie przemieszczaj się powoli, kolejka z państw z UE długo jak sam skurwysyn i dziwnie upodlona. Włosi od D&G/EmparioArmani i Polacy od szarego mydła w płynie. Stoimy, patrzę za przeszklony dach i widzę ciemną noc. Jest po północy, samolot miał opóźnienie, przylatujemy w dziwnym czasie. Odrobinę martwię się, że nie znajdę odpowiedniego autobusu, a mapa nigdzie nas nie zaprowadzi. Potem spotkałem koleżankę ze starej pracy. Uśmiechy i uściski, pogaduszka w oczekiwanie na kontrole paszportu. Rozmawiamy o emigracji, noclegu i pracy, o tym, że ma 27 lat i nic przed sobą. Boi się, to jej pierwszy dzień na nowych warunkach. Zaczynam czuć ulgę, że przyjechałem tylko na weekend. Odbieramy walizki, żegnamy się czule i startujemy na bus. Bardzo przyjemna pani sprzedaje nam bilety, pomaga w dobraniu trasy powrotnej i nie denerwuje się, że nie wszystko rozumiem (dziwny akcent…). Deszcz pada i do końca naszej wizyty padać będzie. Bardzo dobrze – przynajmniej nie mam wrażenia, że niepotrzebnie zabrałem kurtę.
W autobusie Włosi. Jeszcze przez chwilę patrzę na noc w Albionie i zasypiam. Budzę się na Liverpool Station, jest druga w nocy, a my nie mamy gdzie spać.
Stoimy na londonbridżu i patrzymy na burze. Jedne z wieżowców city ściąga ciemne masywne chmury, zbierają się nad im jak w tej scenie w „Ghoustbusters”. Wiatr burzy spokój Tamizy i każe nam mrużyć oczy, odliczam pioruny. City wygląda jak wielki świątynny kompleks, zbitka kościołów i aztecka piramida. Kris rozgląda się spokojnie – lubię to miasto – stwierdza. Idziemy w stronę XXL, potem skręcamy w lewo. Po paru krokach jesteśmy w dzikim, nieznanym mieście. Musimy otworzyć przewodnik. Spacer trwa dwie godziny, nocne miasto jest świetne. Spokój, ludzie chrapiący za oknem i deszcz, mniej zabawna strona tej wycieczki. Kółeczka walizki terkoczą na nierównym chodniku, mijają nas samochody i kolesie krzyczący: TAXI – a my brniemy pustymi ulicami nieświadomi, że źle obraliśmy cel. Tuż przed czwartą dochodzi do nas, że nie znajdziemy hotelu, na szczęście zaraz po tym odnajdujemy saunę.
A jest ona wielka jak sam skurwysyn i śliczna. Skórzane kanapy, dżakuzi i czarny labirynt, łaźnie parowe i setki szafek w szatni. Niestety większość pustych. Tego typu miejsca powinny tętnić życiem, jękami i włochatymi ciałami. Kiedy są puste, stają się tak samo nawiedzone jak dworce. Wszędzie napotykam zużyte kondomy i zaschniętą spermę, zużyte opakowania żelu na poślizg i mokre ręczniki. Jednak ktoś tu był, bawił się, pieprzył, rozmawiał, czuję się podniesiony na duchu, jest szansa, że jeszcze ich spotkamy. Tak sobie wyobrażam piekło, pusta gigantyczna sauna i garstka desperatów. Biegasz, jarasz się, a jedyny koleś, który cię chce, jest tak paskudny, że nie może ci stanąć, że przytomniejesz i wszystko staje się wyraźne. Na szczęście znalazłem mocny blur i dwie prawie romantyczne randki.
Leżymy z Krisem w kabinie. Słyszę jęki księży z pornosa “Sins of the fathers”, jęki ludzi pieprzących się gdzieś obok i ciągły metaliczny jęk pociągu przejeżdżającego nam nad głową. Zawijam się w ręcznik i próbuję usnąć, budząc się wiem, że mi się udało.
Dzięki małej pomyłce wychodzimy godzinę przed czasem. Potem tylko mały taksówkowy przekręt i jesteśmy w Comfort Inn. Witam panów serdecznie – zapraszam do pokoju o godzinie 14, uśmiecha się pani za biurkiem. O 8 rano taki żarcik nie śmieszy.

19.06.2007

Wyobraź sobie, że masz w dupie czyjś palec. Ta druga osoba też ma palec w dupie, ale to nie jest to samo.
Tym prostym przykładem ilustrujemy wykład na temat teorii względności.

17.09.2007

Przypomniałem sobie o takich zabawach z dzieciństwa. Wyobraź sobie drzewo, wyobraź sobie człowieka – drzewo to twoje życie, człowiek to ty, pies to twój strach.
Pamiętam, że wyobrażałem sobie naprawdę fajnego, przystojnego i dobrze ubranego kolesia. A na pytanie, jakie mam skojarzenia odpowiedziałem, że się go boje.
Pewnie już o tym pisałem, ale nic mnie tak nie denerwuje, jak bycie atrakcyjnym (na szczęście rzadko mi się to przydarza) – styl to coś totalnie strasznego, nie mówiąc już o byciu modnym (to dopiero jest syff, ludzie poubierani w ubranka z HM, z fryzurkami podkreślającymi ich nietuzinkowe osobowości i oczywiście dodatki, które ustawiają cały look). Preferuje nijakość, nie rzucanie się w oczy i bezpieczny rodzaj przeźroczystości. Ale niestety moje buty skupiają na sobie uwagę… Są naprawdę brzydkie więc ludzie się gapią. Już nawet brzydota przestała być bezpieczna. Jedynym schronieniem jest… moda – dobrze ubrany znikam w tłumie innych odpowiednio ubranych. Rozpuszczam się w tłumie marynarek dla anorektyków i koszulek ubranych warstwowo. Okulary w białych oprawkach (dla draki, bo wiadomo, że to już wiocha) nike warsaw – i koniecznie coś z secondhandu…
Ile zmarnowanej energii.
To może zostanę brzydki… Za leniwy jestem na niewidzialność.

28.10.2007

Pewien chuj wystawił mnie od wiatru. Czy to boli?
Nie. Ale dupa mi zmarzła.

09.11.2007

Siedzę w pracy i słucham Stereogamous, to taki pedalski kolektyw, który lata po świecie i gra muzę do orgii. Już sam pomysł wydaje mi się fajny. Niestety, jak zaczynam fantazjować, że grają specjalnie dla mnie, to widzę dużą pustą salę, udekorowaną jak na studniówkę
(baloniki, łańcuchy ze złotka od mleka i bibuła), kolorofony prują mrok, a ja siedzę na krześle i walę sobie konia. Jednoosobowa orgia. Błąd logiczny. A oni buczą powoli, leniwym lepkim bitem.

19.11.2007

Pół litrowa butelka wódki obciążała kieszeń fleka. Dodam, że kieszeń wewnętrzną, ukrytą.
Wypiliśmy ją po drodze do knajpy, spokojnie, kulturalnie, jak dzieciaki wychodzące, ukradkiem, na klasowej dyskotece, do kibla. Piliśmy ją zdaniami wielokrotnie złożonymi, pozbawionymi sensu. W Drodze do Mekki przybijał mnie smutek niedawnej rozmowy z kolegą, gdzieś na wysokości Heliosa krzyczałem – Szczęśliwego Nowego Roku – na Świdnickiej cieszyłem się chwilą, w Ortopedii rozpuściłem się w ramionach Misika. Właściwe dwóch. Z pierwszym znamy się od paru lat i cały czas coś iskrzy, ociera się i napiera. Ale dopiero wtedy pozwolił sobie na luz macania go pod dupie. Ustawiliśmy się na potem. Z drugim wylądowałem w kiblu na romantycznym waleniu konia. Dobrze się całował i nazwał mnie młodym byczkiem – co liczę zawsze jako wielki + dla osoby, z którą się spuszczam.
3:34 autobus do domu, PJ Harvey śpiewała mi cichutko w shuffleku, ludzie są spokojni i wycofani. Chyba cały autobus się pieprzył i wraca zmęczony do domu.

18.12.2007

Wolfhead (nie wiem, czy czujecie te silne konotacje z merdającym ogonem i skowytem na polance) ma nowego pana, Pana Carringtona. Pan ów profesjonalnie recenzuje polskie i zagraniczne książki, co warto podkreślić, bo to jednak większy prestiż. Prawdę pisząc, wiele się od niego uczę. On od mnie uczy się dumy pedalskiej i robienia laski w parku. Wymiana Kula.

WH: 2007
QR kod: WH: 2007