Prachowskie skały

z początku
miasto skał wydaje się niepozorne
– częste purchawki i muchomory
turlają się na łagodnych stokach jak okazy do rumcajsowego koszyka

pierwsze ożywia się trio
bliźniacze wieże na horyzoncie dwóch szczytów z jeziorem
zdają się patrzyć ku sobie z odwzajemnioną miłością
za lasem drewniane wioskowe zagrody
święte kolumny i krzyże, walensteinowy renesans
dalej w linii wąwozu wobec znikomej postury drepczących człowieczków
w jedności wiatru i ciszy
w szarościach kamieni i nieba
krystalizują się potęgi – kontury bytu
głazy, organy, iglice
i my – ludziki wkraczamy na cesarskie schody

nieznany zryw melancholii
nieubłaganie każe coś zamykać
tylko jesienne akcenty utrzymują gasnący płomień

na końcu szlaku – gdzie padły regimenty
żegna nas antyczny hełm bohatera
to memento na pruskim postumencie z piaskowca
– moja jesienna wojna nie zabiega już o barwy zwycięstwa
krzyż żelazny szczyci się tylko swą własną chwałą


W Budvie

na głębokim południu
przylgnęły do horyzontu zawiesiny barw jakby wyciśnięte w pracowni Turnera
po wcześniejszych lazurach płócien renesansu na północy
czy te dzikie palmy i opary mają coś z weneckich pasteli jak głosi dumne nazewnictwo?
wszystko bardziej przeniknięte morzem
niewielka starówka Budvy tonie w hałaśliwych promenadach z chińszczyzną
oddech hotelowych molochów na plecach z przepastnych pawilonów Nowej Ukrainy
miesza się z drżącym głosem pełnych namiętności ballad

kobiecy duet w restauracji Balkan wzburza nocą Czarnogórców
– tu wiecznie żyje duch utraconej wspólnoty
gorąca, liryczna i pijana nostalgia
strzępy chmur snują się blade nawet w mroku nocy

pożegnalny poranek na plaży
w szarościach i zieleniach ożywionych małym punktem czerwonej łódeczki
pozwala zabrać w źrenicy oka cały żywioł gór i morza
jak wytworny galeon zamknięty w butelce po rumie
– miotany na falach życia

Szymon Broda – Dwa wiersze
QR kod: Szymon Broda – Dwa wiersze