Współczesny człowiek nosi w sobie pewną skazę, którą Erich Fromm zamknął w trzech słowach – „ucieczka od wolności”. Jej początków należałoby szukać w biblijnej opowieści o wygnaniu z raju. Pierwszy akt nieposłuszeństwa człowieka, będący równocześnie pierwszą decyzją wolnej woli (zerwanie jabłka z drzewa wiadomości dobrego i złego było czymś więcej niż tylko próbą zaspokojenia głodu), dał początek ludzkiej wolności. Tak naprawdę dopiero wtedy biblijny Adam po raz pierwszy otworzył oczy i zyskał możliwość samodzielnego oddzielenia dobra od zła niczym kolejnych łupin cebuli. Jednym gestem przekreślił mityczny czas, który został wyznaczony przez harmonię Boga, człowieka i natury. Jednocześnie poczuł się nagi i zawstydzony. Tak zaczęła się historia ludzkości.

„Biblijna pępowina” łącząca człowieka z Bogiem utożsamiana była z brakiem wolności. Ale – paradoksalnie – więzy gwarantowały bezpieczeństwo, dając poczucie przynależności do świata i zakorzenienia w nim.

Średniowiecze tak naprawdę było jeszcze wolne od „przeklętej” wolności. Jednak wraz z załamaniem się średniowiecznego systemu feudalnego, zmianą stosunków ekonomicznych, a co za tym idzie i ewolucją światopoglądu, człowiek został wyrwany z dotychczasowego świata, który ofiarował mu duchowe bezpieczeństwo. Odrodzenie i reformacja „nadgryzły” opokę świata. Humanizm przesunął zdezorientowanego człowieka w centrum świata, gdzie ten poczuł się osamotniony i zagubiony. Z kolei protestantyzm obalił jego ufność w nieograniczoną miłość Boga.  Ze swoimi wątpliwościami co do ludzkiej predestynacji sprawił, że grzech nabrał przerażających rozmiarów. Nauczył pogardy człowieka do samego siebie i zaakceptował bezsilność jego natury, traktując życie jako pokutę.

Z jednej strony niezależność, zaś z drugiej izolacja. Od tego tylko mały krok do strachu. Wrogowie wolności zostali usunięci. Ale walka z zewnętrznymi ograniczeniami tylko przysłoniła na chwilę wewnętrzne lęki. Z jednej strony poczucie własnej wartości i jednostkowości, z drugiej – budząca niepokój samotność w nowym świecie.

Do tego doszedł „potwór”, który przyszedł z zewnątrz i na imię miał… Historia. Od niej nie było ucieczki. Im większą wiedzę zdobywał człowiek, tym bardziej usuwał mu się sprzed oczu obraz świata i jego samego. Milan Kundera w „Sztuce powieści” napisał: „Kiedy Bóg opuszczał z wolna miejsce, z którego niegdyś sprawował władzę nad wszechświatem i jego porządkiem wartości, oddzielając dobro od zła, i nadając sens każdej rzeczy, Don Kichot wyszedł ze swego domu i nie był już w stanie świata rozpoznać. Jakoż świat, pod nieobecność Najwyższego Sędziego, objawił się nagle w przerażającej wieloznaczności; boska prawda, prawda jedyna, rozpadła się na setki prawd względnych, którymi podzielili się ludzie”.

Choć ludzki rozum zaczął podbijać coraz rozleglejsze terytoria, w myśl hasła – myślę, więc jestem – to człowiek powoli stawał się przedmiotem w rękach polityki, techniki, dziejów, które wzięły go w swoje posiadanie.

Nic dziwnego, że zaczął sobie zadawać pytanie takie samo, jak Soeren Kierkegaaard w „Bojaźni i drżeniu”: „ Dokonawszy cudów w nauce i technice, ten „pan i władca” nagle zdaje sobie sprawę, że nie ma niczego i nie jest panem ani natury (która z wolna znika z naszej natury), ani Historii (która wymknęła mu się), ani siebie (rządzą nim irracjonalne siły jego duszy). Jeśli zaś Bóg odszedł, a człowiek nie jest już panem, kto jest panem?”

Pytanie o sens było naturalną reakcją przedstawiciela homo sapiens w tej sytuacji. Skoro wiedza, z której posiadania doskonale zdawał sobie sprawę, i z której był tak dumny, stawiała go samotnego przed murem zbudowanym przez kolejne pytania, pozostawało snuć domysły. A domysły są niczym kraina, do której trafiła Alicja. Zaludniają je nieznane postaci, przepotężne siły… Skoro ja, „pan świata”, nie rozumiem nic z niego, to sens, który przecież musi gdzieś istnieć, znany jest tym „innym”. „Inni” przybierali najróżniejsze postacie, generowane przez społeczne fobie czy głośne wydarzenia z pierwszych stron gazet. Jedno ich łączyło – byli potężni i nieodgadnieni. Tak zaczęły jak grzyby po deszczu powstawać wszelkiej maści teorie spiskowe, które dawały złudne poczucie wiedzy w sytuacji, gdy obdarzony wiedzą i umysłem człowiek, musiał tak naprawdę przyznać się do swojej bezradności. Masową świadomość zaludnili Żydzi, masoni, cykliści, agenci wywiadów i kosmici… Dan Brown „sprzedawał” nam prawdy objawione na równi z tabloidami, a teorie spiskowe zaczęły pełnić rolę terapeutyczną – odbudowywały wiarę człowieka w jego rozum, a tym samym w siebie samego.

Strach przed „innymi” zrodził się ze strachu przed wolnością. Okazało się, że –  uciekając przed „przeklętą” wolnością – równie łatwo możemy podpisać cyrograf z jakimkolwiek totalitaryzmem, jak i dać się omotać sieciom spiskowych teorii. Wszystko po to, żeby zrozumieć niezrozumiały świat, a może dlatego, że wciąż boimy się samotności.

Teorie Spiskowe: Mariusz Golak – Ucieczka w spisek
QR kod: Teorie Spiskowe: Mariusz Golak – Ucieczka w spisek