Ruchy Browna

Był taki czas, gdy nie wiedziałem,
Która ręka jest lewa, a która prawa,
I nie byłem ich w stanie składać do modlitwy, tak…
Bolała mnie twarz od ustawicznego śmiechu,
A lodówka świeciła pustkami.
Za dnia myśli grzechotały w głowie,
A noc nie sklejała ich w senne widziadła.
Ja sam odbijałem się od pustych ścian mieszkania,
Pływając w gęstej zawiesinie dymu, kurzu i smrodu
Jak cząstka czegoś, czegokolwiek, w probówce.
Pewnego dnia przyszedł do mnie Jezus, chyba on
I zapytał, czy chcę być uzdrowiony.
Wiem o tym od policjantów, a oni od świadków,
Bo ja nawet go nie zauważyłem,
Więc odpowiadam za nieumyślne spowodowanie śmierci.
Strzelałem na oślep.


Kwestia filozoficzna

Nie wiem skąd przychodzę
Ani dokąd zmierzam
Ale jedno wiem na pewno
Okropnie bolą mnie nogi


mikrofalowe promieniowanie tła

kiedy o tobie nie myślę
i tak bezustannie szumisz w mojej głowie
jak w radiu albo niedostrojonym
telewizorze starego typu
nie odbieram czysto fonii ani wizji
ciągle mam zakłócenia
niewyraźny głos nieostra twarz
lecz to ty a raczej pamiątka powstania
naszego wspólnego wszechświata
big bang w intymnej skali
jednak nawet jego ekspansja przyspiesza
a my się coraz bardziej oddalamy
razem z galaktykami które stworzyliśmy
nasze drogi już nigdy się nie przetną
nie widzisz mnie z okna
mieszkania w lepszej dzielnicy
nie widzę cię z okna
mieszkania w gorszej dzielnicy
ale tylko ty nie widzisz w tym problemu


rysa pęknięcie rozdarcie

istoty polskojęzyczne z obcą mentalnością
utykają wyraźnie na lewą nogę
jest ich coraz więcej
może już wytworzyły poczucie odrębności narodowej
bo szczerze nienawidzą aborygenów
od których się ewolucyjnie wywodzą
jednocześnie deklarując przywiązanie
do ich wartości i tradycji
lecz tam gdzie zdobyły przyczółki
zaczynają kulturkampf
wypalając śmiechem i drwiną
po końce korzeni miejscowe obyczaje
wiarę w Boga który wszedł w historię
zastępują czymś niejasnym
niedookreślonym i milczącym
godzącym się na wszelkie ludzkie chcenia
a może doskonale na nie obojętnym
więc same stały się bogami i wolno im wszystko
dlatego każdą własną podłość wybielą
artykułem w wydawanej przez siebie gazecie
jak męczennicy szaty we krwi Baranka
a pajęczyną z kłamstw omotają słabsze umysły
powiększając w ten prymitywny sposób
własną populację o kapo i folksdeutschy
panicznie boją się zdemaskowania więc oskarżają kraj
którego obywatelstwo formalnie posiadają
nie czując z nim żadnej wspólnoty
przed obcymi o każdy możliwy grzech
wypluwając przy tym słowa ojczyzna wolność patriotyzm
niejedno mam za uszami
wiele grzechów popełniłem
lecz się do nich nie przyłączę
nie będę szmatą do podłogi
w ich luksusowych rezydencjach


Niesamowite!

Kij w szprychy
Kij do krykieta
Kij w mrowisko
Kij bilardowy
Kij do połknięcia
Kij na psa
Kij od szczotki
Kij bejzbolowy
Kij żebraczy
Kij hokejowy
Kij do marchewki
Kij w oko
Kij narciarski
Kij deszczowy
Kij samobij
Kij wie, co jeszcze…
Kij ma wiele zastosowań.


Narodzony na nowo

Zaczynam nowe życie!
Z konieczności będzie to
Życie wieczne


To my

My bezcieleśni
Nie oddziałujemy grawitacyjnie
Bo nic nie ważymy

Nie posiadamy żadnej gęstości
Dlatego wszyscy się mieścimy
Na łebku od szpilki

Jesteśmy tylko mglistym
I być może niechcianym wspomnieniem
Jak echo powidok lub cień

To my odpowiadamy za déjà vu
Sny o lataniu
I o spadaniu w przepaść


DNA

Nie będzie więcej pielgrzymowania
Do świętych miejsc pod twoim wezwaniem
Suchego liścia stamtąd nie przywiozę
Ani wody z cudownego źródełka
Które wytrysnęło z dziury w ziemi
Zrobionej przez twój cienki obcas
I wiesz co? Omijaj moje okolice
Nie pojawiaj się nawet przypadkiem
Nie chcę cię widzieć słyszeć czuć
Ani smakować
Wolałbym cię zabić
Zobaczysz wreszcie jak to jest umierać
I tak będziesz miała szczęście
Bo twoja śmierć nadejdzie szybko
A moja ciągnie się od trzydziestu lat
I kiedy twoje prochy rozwieje wiatr
Ja nadal będę się rozpadać jak trędowaty
Wyć z bólu i tęsknić za tobą
Aż do zerwania ostatniej nici mojego DNA


Śmierć cywilna

Na razie umieram tylko wirtualnie
Usunięcie konta z serwisu społecznościowego
To jednak nie to samo
Co spalenie rękopisów w piecu
Będę musiał się tym zająć
W następnej kolejności
A już na samym końcu
Spalą i mnie


Streszczenie wykładu

Od kiedy skład atmosfery uległ zmianie
(Zabrakło w niej jednego składnika – twojego oddechu)
Niektóre okazy niedużych i lekkich roślinożerców
Musiały podjąć wzmożoną walkę o byt

Szczególnie jeden –
Najpierw zmienił nawyki żywieniowe
I przeszedł na bardziej oportunistyczną dietę
To spowodowało wzrost masy ciała
Kosztem szybkości i zwinnego poruszania się
Niedostatki zrównoważył sobie
Wzrostem poziomu agresji
A nawet wytworzył zęby jadowe
Którymi kąsa dotkliwie i wyjątkowo boleśnie

Przestał już być już konsumentem pierwszego rzędu
Zaczął przejawiać zachowania
Typowe dla właściwych drapieżników
Jednak niechęć do podejmowania wysiłku powoduje
Że nie gardzi padliną

Mimo wszystko dał się oswoić
Niestety dużo je i nie ma
Większego znaczenia gospodarczego
Ciekawostką jest to
Że w jego genach zachowała się pamięć
O tym kim był przed zmianami klimatycznymi

Czytała Krystyna Czubówna

Michał Piechutowski – Wiersze (vol.1)
QR kod: Michał Piechutowski – Wiersze (vol.1)