Pogłos

Gdzie błąkają się echa potężne
jakieś słowa rezonują
i dźwięczą
zrozpaczone, zagubione
Pełno pogłosu, za mało miejsca
Błąkamy się sami
Błąkają się echa
w niestosownym momencie
w złym miejscu
Łza czasem ciosa
szereg pogłosów w nas
zagubionych


Wspomnienie

Przemoknięte ulice
Zbłąkane uśmiechy dni grudniowych
wypatrują wspomnienia
Żyje jedno, a w dodatku śpi
Łaciate niebo
może i ono jest złudzeniem
Chybione przeczucia udają uczucia
Na dnie jakaś perła
cierpi pod stopami
Zbłąkane uśmiechy dni grudniowych
wypatrują wspomnienia
Żyje jedno, a w dodatku śpi


Przepadł sen

Umarł poeta
i nikt nie zapłakał
Modre głębiny
przestały się domyślać
W oczach
zostało coś
dalekiego i niebieskiego
Zamrożony odblask jednej duszy
Przepadł sen
w prozaicznym świcie


Patrzyłam

Jacyś ludzie
w sukniach z jedwabiu
cisnęli pod nogi
ostatnie sanktuarium
Patrzyłam
jak się śmieją
bluźniąc człowieczeństwu
A szukali współczucia


Gdy ludzie odchodzą

Przyjacielu
chłodna ta noc
Nie mogę wyrazić
jak mi ciężko
patrzeć na światło
w oknie znajomego
Spojrzenie w górę
będzie tylko bolało
Jak wiele się dzieje
gdy ludzie odchodzą


Ślad

Szukając
dni minionych
Szukając
dni które przyjdą
Chciałabym
dowiedzieć się
czy w ogóle istnieję
gdziekolwiek
Czy istnieje
spisany ślad


***

Nie wnikam w rzeczy
Eksploruję ludzi
Nie badam świata
poszukuję w sobie
Wszechświat to ja
To każdy człowiek
Sam ze sobą zawsze
nieznany do końca
przez siebie i innych


Zostawcie mi

Zostawcie mi
ciszę i wiatr
Nie trzeba mi więcej
z waszej strony
A jeśli wam powiem
cokolwiek
czego szukałam
nie zrozumiecie


Obudź mnie

Stojanowi

Obudź mnie
jeśli usnę
Obudź mnie
inaczej śnienie o czymś
zabierze mnie w pustkę
i nie da się umknąć
przed marzeniami
Obudź mnie
Kwiatów przed drzwiami
nie znajdę
I śnieg pada


Bądź tu

Stojanowi

Nie musisz mnie rozumieć
Ale bądź tu
kiedy mi kogoś trzeba
Jeśli nie możesz mówić
słów pociechy
słuchaj
ale pozostań tu


Kiedy przestanę

Czuję jak
blednie we mnie
drżąca tęcza snów
Kiedy przestanę
być poetą
będzie mniej bólu
mniej piękna
zostanie pustka


Szukam właściwych słów

Szukam na próżno
właściwych słów
Na to co teraz
we mnie
Chcę pogłos zagłuszyć
Szukam właściwych słów
na wszystko
co się dzieje
w nadchodzących wirach
ludzkich przypływów
w wichurach płaczu
miłości i ciernia
Gdzieś trzeba
postawić tamę
w imieniu życia


Człowiek z piany

Ojcu

Głos obumierał
w zgiełku miasta
Człowiek z piany
zmienił się w marmur
Dusza wtulona
w niewidzialne głębiny
źrenic
Odebrałam sercu
prawo głosu
Nie mogłam
Ostatnie pożegnanie
dawno zapodziałam
Nie miałam nic więcej
Człowiek z piany
zmienił się w marmur
Głos obumierał w zgiełku miasta


Ręce

Spotkał już gdzieś
te ręce
Pierścień odbijał słońce
Poruszały się
jak we śnie
Jakby z powietrza i piany
prawie przejrzyste
Potrafiły oszukać
zmusić do przyklęknięcia
i pozostania
bezradnym i słabym
Uwięzione słońce
drgało w pierścieniu
i piekło w oczy
Gdzieś już to widział
i czuje
że nie ma mocnych
opuściła go siła
A słońce piecze
kapiąc do oczu


Jestem tylko człowiekiem

Marinie

Jutro znów będzie to samo
Ale teraz wieczór płonie jakiś ogień
Śnieżną nocą
wiatr zatrze te pijane ślady
Jestem tylko człowiekiem
który przez moment
czuje cząstkę wieczności
Niech płynie wino
i niech zwodnicze sny
niosą mnie przez noc
zasypaną śniegiem


Rzeka

Palce zielonych wierzb
pieściły wiatry kwietniowe
Kto wie który to kwiecień
i która wiosna
Rzeka ciągle ta sama
podziwia przechodniów
uśmiechając się nudnie
do ich lotnego piękna
Zazdroszczą jej wiecznego trwania
zostawiają okruchy
swojej młodości
Kiedyś im je przypomni
Kto wie który to kwiecień
i która wiosna
a rzeka płynie tak samo


Młodemu z młodym sercem

Bratu Markowi

Jak tu ci powiedzieć
młodemu z młodym sercem
Umarł pstrokaty ptak
Więc twoją rękę
wyciągniesz na próżno
skoro upadł
Umarł pstrokaty ptak


Jako kwiat

Jako kwiat
lubiła bym deszcz
rozkładała płatki
w objęciach słońca
Jako kwiat
od świtu do zmierzchu
huśtałabym się na wietrze
zlatywałyby pszczoły
i motyle
Wszyscy by mnie kochali
gdybym nim była


Trzy białe kwiaty

Trzy białe kwiaty na stole
takie piękne
jak szczęście, o którym marzę
Jakby ktoś
coś odległego
i ładnego
namalował wprost od serca
Trzy białe kwiaty
niewinnie czyste
niczym sen dziecka


Trzeba nadać znaczenie

Żółw żyje wieki
Ptak latami
A motyl jedną dobę
I wszystkiemu pomiędzy
początkiem i końcem
na stulecia, na rok
i na dzień
trzeba nadać znaczenie


Epitafium

Wiedział, że lubi
do gołej skóry
dawać z siebie wszystko
Mój ojciec
Syn Toplicy
Człowiek Narodu


z tomu "Szukam właściwych słów" ("Pravu reč tražim", Dom kulture Prokuplje, 1999
przełożył Łukasz Komsta)
Ljiljana Obradović – Gdy ludzie odchodzą
QR kod: Ljiljana Obradović – Gdy ludzie odchodzą