Wszystko to

dla Davida Magena

Jestem ukraińską prostytutką,
komuś nie oddałem pieniędzy,
widziano mnie z uprowadzoną siedmiolatką,
dzięki znajomości z przewodniczącym rady
ominąłem kolejkę po upragniony węgiel,
zalegam z ratami za gaz, prąd i powietrze,
prowadziłem wieczorek poetycki geja z Bydgoszczy,
okradłem świetlicę wiejską z prezentów
dla milusińskich (choinki w tym roku nie będzie),
ale głównie jestem ukraińską prostytutką,
niedrogo robię laskę za kotłownią
z dużym opustem dla emerytów i rencistów,

jeżdżą po mnie równo w lokalnej prasie,
wszystko to waży jako piórko ptasie.


Ta noc

Ta noc coś znaczy i w jakimś porządku
słania się na ostatnich nogach
w waszej klinice; moje pozostaje
niezmienne, wiecznie stare,
błyśnie nieraz jak spłaszczony kapsel
w rzucanym do piwnicy węglu;

ta noc jest zgrubieniem na łodydze
czasu, przyszłą gałązką
podgryzaną przez dziesiątki istot,
z których nie przedstawiono mnie żadnej
z przyzwyczajenia, wyższości
i pychy;

tak się gubią nawzajem
wszystkie dobre intencje,
zamierają w pół słowa,
nikną w języku ciała,
a nawet wcześniej w limfie
i ciśnieniu, cichym chlupocie krwi;

ta noc mogłaby to naprawić,
zbliżyć na moment, spoufalić
aż do zaufania,
podać sobie nibynóżki,
kopytkami bić rytm
na styczniowej grudzie.


Schron

Wciąż nic nie wiem,
nie dochodzą wieści,

mam tylko zapałki
i na pewno gdzieś jest świeca,

uprościło się,
nie muszę niczego wiedzieć,

pozostaję obok spraw,
które zawsze były ważniejsze
od słów ciułanych na kartkach,

a te wreszcie przydają się wszystkim
w drodze do kibla.


Walka o uśmiech

Normalni ludzie rozwierają usta,
by to wszystko złożyć w uśmiech
w selfie na insta,

twarz nie wydaje im się niestosowna,
mogą ją nosić i wozić wszędzie
bez skrępowania,

układ rąk i ruch palców
pasuje do wszystkiego,

pieski są głaskane,
a kotki przytulane,

wszystko gra
i tę orkiestrę nawet widać
w ich ogródkach:

gipsowe krasnale
rozdęte od ucha do ucha.


Więcej nie pamiętam

Niszczenie zaczęło się wczesnym rankiem
tuż po przemówieniu dyktatora,

najpierw odjęto mi głowę,
żebym nie czuł całej reszty zniszczenia,

mimo to przeszył mnie prąd,
gdy odcięli ręce i nogi,

nie wiedzieli co zrobić z kadłubem,
chyba nadziali go na pal
i ponieśli pod trybunę,

gdzie szeregi zgrabnie zniszczonych
pozdrawiał wolną ręką
uśmiechnięty dyktator,

druga była zajęta
czułym głaskaniem kota.


Nekrolog

Pani Pulitowa żyje,
wciąż słyszę jej głos,

nieustannie przyjmuje gości,
trzaskają drzwi,
szumią silniki,

potem zostaje sama,
grzebiąc w ziemi swój smutek,

wyrastają z niego wysokie,
drżące kwiaty.

Zeszłego roku były żółte,
lecz w tym same białe,
tańczą za płotem jak cienie.

Pani Pulitowa żyje.


[Ciągną za sobą]

Ciągną za sobą cmentarze
na drewnianych kołach,
stalowe opaski
pełne imion własnych,

suną bezgłośnie aż po ostry
krzyk – ptak się przebudził
z pierwszą krwią, między świtem
a deszczem,

ciągną kościoły na wzgórzach,
rzeki pełne ryb,
wiatr szeleszczący w kukurydzy,
ikony głęboko ukryte w tobołach,

kare konie jak duchy
w parkach i zaułkach,
to, co nam się śni,
dla nich rzeczywiste,

i choć przejdą, zostaną,
choć zabiorą, zostawią
niepokój, pogubione buty,
które po lasach będziemy zbierać

na prośbę lokalnych muzeów,
bo nie starczy pamięci,
żeby móc utrwalić,
żeby mocniej zapomnieć.

Karol Maliszewski – Siedem wierszy
QR kod: Karol Maliszewski – Siedem wierszy