Dramat w trzech aktach
Redakcja: Aleksandra Sekuła
Osoby:
JOANNA PAWEŁ jej ojciec KSIĄDZ KONRAD i MARIA ich MATKA PRZYJACIÓŁKA GŁOS
Mazury, nieodległa przyszłość.
AKT PIERWSZY
Wzgórze otoczone suchym, nisko położonym terenem – wydrenowanym z powodu skrajnych deficytów wody i wysokich temperatur – po jeziorze Dobskie. Na niewielkim, płaskim szczycie wyschnięta polana, na której zainstalowane panele słoneczne otoczone są ogrodzeniem umożliwiającym zadaszenie. Przy ogrodzeniu aleja prowadząca skośnie w dół do ukrytego wejścia pod wzgórzem. Stalowe drzwi. Za nimi krótki, niski korytarz do kolejnych drzwi od pomieszczenia. Na środku stoi stół, krzesła. Na betonowych ścianach dookoła rozmaite półki, szafki. Z boku niewielki stolik, a na nim elektroniczny pulpit z monitorem, klawiaturą i myszą, przyciski oraz przełączniki. Przy przeciwległej ścianie: dwa zniszczone fotele i kanapa z narzutami i poduszkami. Brak okien.
SCENA 1
Pomieszczenie główne. Nad stołem słabo świeci lampa. Panuje półmrok. Przy stole siedzi Matka, czyta książkę. Na kanapie leży Paweł, drzemie. Na pulpicie zaczyna migać czerwona lampka, a z małego, bezprzewodowego głośnika wydobywać się jednostajny, piskliwy ton.
PAWEŁ: Kurwa. Znowu. Ja pierdolę (podnosi się z kanapy)
MATKA: (odkłada książkę) Gdzie jest Konrad?
PAWEŁ: Sam się tym zajmę (podchodzi do pulpitu)
MATKA: Poczekaj na niego
PAWEŁ: Moment
MATKA: (po dłuższej chwili) Zostaw to
PAWEŁ: Oszaleć można. Jak to się robiło (stuka na klawiaturze, wchodzi Joanna)
JOANNA: Burza?
PAWEŁ: Niejedna
JOANNA: Gdzie jest Konrad?
MATKA: A nie jest u siebie? (wchodzi Ksiądz)
KSIĄDZ: Boże miłosierny, znowuż to?
PAWEŁ: Zaraz to wyłączę
JOANNA: Już to widzę. Tak jak ostatnio
PAWEŁ: Cicho
MATKA: Lepiej zostaw (Paweł odwraca głowę od monitora, Matka wychodzi)
KSIĄDZ: Ciekawe, co tym razem ześlą nam niebiosa
PAWEŁ: Ty i bóg nic tu nie macie do gadania
JOANNA: Od kiedy zrobiłeś się taki bezbożny? (Ksiądz wychodzi, wchodzi Konrad, podchodzi do pulpitu)
KONRAD: Mówiłem ci już, że trzeba kliknąć na tę ikonę, prawy przycisk myszy i wpisać (stuka w klawiaturę)
JOANNA: To dziaders, nigdy nie ogarnie (Paweł odwraca się)
KONRAD: Okej (lampka gaśnie, cisza)
JOANNA: Widzisz?
KONRAD: Dobra, ma nieźle wiać, pył i zimno, idę założyć osłony na panele
JOANNA: Zimno?
KONRAD: No, na chwilę może zrobić się zimno (kieruje się do drzwi)
PAWEŁ: Poczekaj. (do Joanny) Idź z nim
JOANNA: Nie będziesz mi rozkazywać
KONRAD: Spoko, dam radę
JOANNA: Czemu ty nie pójdziesz?
PAWEŁ: Bo ciebie proszę
KONRAD: Okej, naprawdę
JOANNA: Dobra Konrad i tak nie mam co robić (Joanna i Konrad wychodzą)
SCENA 2
Pomieszczenie kuchenne obok pokoju ze stołem. Matka zdejmuje naczynia z półek. Wchodzi Paweł.
PAWEŁ: Co gotujesz?
MATKA: Twoje ulubione danie
PAWEŁ: Znowu? (wyjmuje puszkę z szafki) Ostatnia
MATKA: Skończyły się puszki z pomidorami?
PAWEŁ: Szybko schodzą, ale zostały jeszcze z fasolą, (czyta) data ważności: pięć lat. (Ona uśmiecha się, on schyla i wyjmuje zakurzoną butelkę spod stołu) Wina?
MATKA: O, z przyjemnością, jaka to okazja?
PAWEŁ: (przechyla butelkę, patrzy pod światło) Masz szczęście, nie skwaśniało
MATKA: Och (siłuje się z puszką, wykrzywia twarz)
PAWEŁ: Dobrze się czujesz?
MATKA: Tak. Nie. Maria jest bezpieczna?
PAWEŁ: Na pewno
MATKA: A gdyby nie wróciła?
PAWEŁ: Powinna wrócić
MATKA: Jakoś trudno ci wierzyć. Nie wybaczyłabym tego sobie, nam
PAWEŁ: Jest cała i zdrowa
MATKA: Skąd wiesz?
PAWEŁ: Wiem
MATKA: To dobrze
PAWEŁ: Nie martw się, (przysuwa dłoń do jej twarzy, ona odwraca szybko głowę) im też się uda
MATKA: Gdzie są?
PAWEŁ: Poszli zakładać osłony
MATKA: A jak nie? To był wasz pomysł
PAWEŁ: Nie wracajmy do tego
MATKA: Jeśli Maria nie wróci, to
PAWEŁ: Wróci, a do tego czasu oni (wchodzi Ksiądz)
KSIĄDZ: Nie przeszkadzam wam?
PAWEŁ: Nie
KSIĄDZ: (trzyma w ręku słoik) Znalazłem to. Zjemy na deser
MATKA: Wspaniale
PAWEŁ: (zapala świeczki) Zaraz Konrad wyłączy zasilanie
GŁOS: To Ziemia, to słońce, to CO². Pierścień atmosfery przenika różnicowanie znaczeń w kierunku próżni kosmicznej. Świadomość dzielenia wrażeń w orbitach zdarzeń uzewnętrznia jakości powierzchniowe. W wiekach odległych przenicowań zieleni, krwi łusek, bandaży paproci wzniósł się gmach natury i czystości w powietrzu czystym jak łza wieloryba (|) Strumienie światłości ogłaszają swój prymat nad niewiarą i niewiedzą, rozkoszującą się połaciami kresów. Czas i blask w splocie gorzkich ramion kierują swoje drenaże w białych kołnierzach prosto w odmęty pary wodnej. W świecie ciemne światło niszczy ostatnie resztki pękatych sawann (|) Lawą spływa sprężony artefakt wydobyty z jądra ciemności wprost do morza głupoty. W rezultacie te pamiątki z czasów przyszłych chylą się ku spadkowi temperatur Saturna. W skład diabelskiej mikstury, rozchodzące się anielskie wojaże permanencji, wchodzą tylko te rzeczy, których wielkość określa upadek cywilizacji północy z południem.
SCENA 3
Niewielka polana otoczona kikutami drzew i krzewów pokrytymi szarą sadzą. Na środku polany platforma z panelami słonecznymi. Konrad zakłada osłony i montuje zapory. Joanna stoi obok i wpatruje się w szybko zbliżającą się szarą ścianę burzy pyłowej.
JOANNA: Szybko się zbliża
KONRAD: (podnosi głowę) Już kończę. Nie wiem, jak długo to jeszcze wytrzyma. O czym myślisz? Możesz potrzymać to na sekundkę. Dzięki
JOANNA: Nic. Skończyłeś?
KONRAD: Jeszcze moment. Chciałbym z tobą porozmawiać
JOANNA: O czym?
KONRAD: O nas
JOANNA: To nie ma o czym
KONRAD: A wczoraj? (zbliża się do niej)
JOANNA: To nic, kompletnie nieistotne
KONRAD: Nic więcej? (dotyka jej ramienia)
JOANNA: Co robisz? Czułam się wczoraj podle i potrzebowałam kogoś, nic więcej
KONRAD: Na pewno?
JOANNA: Na sto procent
KONRAD: Moglibyśmy ułożyć sobie to wszystko jakoś tutaj, życie
JOANNA: Życie? Przecież żyjemy. Jakimś cudem
KONRAD: Tak, ale
JOANNA: O co ci chodzi? Jakie życie? To wszystko zaraz się rozpadnie, a my razem z tym, jak inni. Może zostaliśmy tylko my?
KONRAD: No właśnie. Trzeba odbudować świat, ludzi
JOANNA: Chyba żartujesz? Jaki świat? Jakich ludzi? Mówisz jak oni. Nie rozumiesz, że będzie jeszcze gorzej. Jesteś taki naiwny
KONRAD: Potrafiłbym zadbać o nas
JOANNA: Tutaj?
KONRAD: No tutaj, damy sobie radę
JOANNA: Wiem, że bez ciebie już dawno byłoby bardzo źle, że znasz się na tym wszystkim, ale
KONRAD: Nie o to mi chodzi (dotyka jej dłoni)
JOANNA: Przestań. To nie ma sensu. Musimy już iść, zobacz (pokazuje w kierunku burzy)
KONRAD: Wczoraj mówiłaś co innego
JOANNA: Co mówiłam? Coś sobie tylko wyobraziłeś
KONRAD: Ale przecież
JOANNA: To złudzenia, Konrad
KONRAD: Czasem trudno ciebie zrozumieć
JOANNA: Nie przejmuj się mną. Szczerze? Czuję, że to byłoby na rękę wszystkim, czytam to jak z nut. Żałosne
KONRAD: Może właśnie o to chodzi
JOANNA: Dziwię się, że dałeś się wciągnąć w ten cały ich patriarchat. Rzygać się chce. Nie, Konrad, przepraszam, nie
KONRAD: Co ci jest? (obejmuje ją dłuższą chwilę, chce pocałować)
JOANNA: Nie
KONRAD: Dlaczego?
JOANNA: Myślisz, że Maria wróci?
KONRAD: Szczerze? Nie sądzę. Za długo ich nie ma. Gdyby dotarła na wybrzeże, to pewnie już by wróciła
JOANNA: Nie! To niemożliwe! Przecież wyszli w trójkę. Jak możesz tak mówić?
KONRAD: Przepraszam. To moja siostra, wiem, jednak trzeba myśleć racjonalnie
JOANNA: Nie! (wychodzi)
KONRAD: Asia
GŁOS: On, Ona i Próżnia. Kiedy tak stoję, leżąc w poprzek swoich marzeń, rozchylają się możliwości czynów zbieżnych. W ślad za nimi dostarczam sobie pozory wielkości, semantykę tworzenia. Utrzymanie wartości na wadze ogólnodostępnych rozmaitości rąk jest nie do zmierzenia. Wokół pochylone posągi gapią się złymi refleksami biedoty i spuścizny akumulacji kapitału (|) Czego ode mnie chcą ci wszyscy potrzebujący wcieleń bogiń i rówieśniczek afrykańskich antylop? Dokąd chce mnie zawieść ich buńczuczna zazdrość, ich pościg za rozmiarami i posiadaniem? Kiedy tylko mogłabym zobaczyć kolor światła i stalowe konspiracje naszych zbliżeń w obiektywie siostrzeństw (|) Pusty kawałek sznurka czeka na węzeł, aby połączyć dwie różne barwy, skonstruowane z tych samych próbek pyłu kwiatowego. We wnętrzu lustrzanych odbić piękna, sytuują się na puchatych fotelach okruchy wspomnień. Palą mnie pod stopami tak, że trudno mi oderwać się od wspomnień kolaboracji.
SCENA 4
Paweł i Ksiądz siedzą przy świecach na stole.
KSIĄDZ: Pamiętam, jak siedzieliśmy we trzech z wójtem i dyskutowaliśmy o tym, czy najpierw naprawić dach szkoły czy chodnik przy kościele, co lepsze będzie dla ludzi. To były czasy (uśmiecha się) byliśmy tacy młodzi. To była parafia. Wspaniali ludzie. A teraz? Boże miej nas w swojej opiece
PAWEŁ: Daj już spokój z tą opatrznością. Gdzie ona była, gdy świat się zaczął walić? Gdzie jest teraz?
KSIĄDZ: Musimy patrzeć w przyszłość. On nas nie zostawi
PAWEŁ: Weź przestań już. Zajmij się lepiej czymś pożytecznym. Może wymodlisz coś do jedzenia
KSIĄDZ: Co ci jest?
PAWEŁ: Głodny jestem. Zjadłbym jakiegoś kotleta, może być nawet z królika
KSIĄDZ: O czym rozmawialiście?
PAWEŁ: O niczym. Od tamtego czasu nie mogę się z nią porozumieć. Jest czasem miło, ale. Oszaleć można
KSIĄDZ: Dobrze się stało. Do tego czasu Konrad
PAWEŁ: Co Konrad? Co Konrad? Tu o Joannę chodzi. Chłopak na szczęście się stara, widzę to. Ale ona? Jezu
KSIĄDZ: Wszystko się ułoży, zobaczysz. Naturalnej kolei rzeczy nie oszukasz
PAWEŁ: Ta
KSIĄDZ: Najważniejsze, żeby Joanna nie dowiedziała się. Szkoda dziewczyny. Jest taka wrażliwa. To nie było w porządku. Grzech
PAWEŁ: Grzech? I kto to mówi? Sam wziąłeś w tym udział
KSIĄDZ: Ja?
PAWEŁ: A kto wymyślił historię o lekach?
KSIĄDZ: Matka ma przecież astmę, potrzebne są jej lekarstwa
PAWEŁ: Ta! Astma!
KSIĄDZ: Przecież mówiła, że zachorowała jeszcze przed wszystkim
PAWEŁ: Chorowała? Chyba na głowę
KSIĄDZ: Paweł, nie rozumiem. Co chcesz przez to powiedzieć?
PAWEŁ: Musimy zacząć wszystko od nowa, na ile się da (wchodzi Matka)
MATKA: Pomożesz mi?
PAWEŁ: Tak, już idę
SCENA 5
Przy stole siedzą Ksiądz i Paweł. Wchodzi Matka z garnkiem jedzenia. Paweł podnosi się, otwiera butelkę wina i nalewa do kubków. Wchodzi Konrad
PAWEŁ: Wszystko okej?
KONRAD: Tak, choć nie wiem, ile jeszcze to wytrzyma. Za każdym razem jest coraz gorzej. Brakuje blachy, płótna, drutu, lin i tak dalej
PAWEŁ: A panele?
KONRAD: Zobaczymy po burzy
KSIĄDZ: (bierze kubek) Pięknie pachnie (wchodzi Joanna, siada przy stole)
KONRAD: Wino? Super
PAWEŁ: Są też konfitury na deser. (bierze kubek) Pachnie jeżynami, szkoda, że nie mamy mięsa
JOANNA: Jesteś beznadziejny
KSIĄDZ: I poziomkami, aromaty lasu i jeziora (podnosi kieliszek do góry)
(cisza, Matka rozkłada jedzenie na talerze. Joanna bierze jeden i zamiast przed sobą, stawia talerz na puste miejsce przy stole. Wszyscy patrzą, co robi, ona patrzy na nich)
JOANNA: Będzie głodna. Będzie głodna, gdy wróci
PAWEŁ: Zaczyna się
MATKA: Daj spokój, Paweł
PAWEŁ: Marii nie ma tu już ponad miesiąc. Jeśli nadal żyje, w co wątpię
MATKA: Przestań
JOANNA: Jak możesz tak mówić? Co z ciebie za człowiek?
PAWEŁ: Co? No co? Wszyscy wiemy, że to prawda. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej. Nikt nie ocalał. Jesteśmy tylko my. Maria i oni wiedzieli, jak może się to skończyć
MATKA: To moja córka! Znajdzie sposób, żeby wrócić. Znam ją dobrze. A ty (odwraca się)
JOANNA: On ma to we krwi. Najpierw pozbył się mamy, a teraz
PAWEŁ: Zamknij się
KONRAD: (do Pawła) Przesadzasz. (w tle zaczyna się ciche, potem narastające, coraz głośniejsze wycie wiatru. Z wywietrzników na ścianach sypie się pył) Klapy, szybko
(Ksiądz i Paweł podnoszą się od stołu, podbiegają do klap i zaciągają je, hałas wiatru nie ustaje, Joanna w jednostajnym tempie zapala i gasi zapalniczkę)
GŁOS: Czas uranu. Grafitowa powłoka zatrzymuje strumień cząstek, które uwięzione w twardych prętach realizmu, chcą uwolnić się spod jarzma kalkulacji. W wielkich silosach śmierci czają się maniakalne szczury, które przegryzają łańcuch pradawnych molekuł życia. Wdychając bawełniane sploty rewolucji, kształtują potem zbitki śmierci. Czujemy się więźniami stalaktytów jaźni. Ulga przychodzi w najmniej oczekiwanej chwili, żeby zbudzić śpiące demony charakteru purytańskich banicji. Lęk i radość idą pod rękę w pejzażu pofałdowanych retrospekcji
AKT DRUGI
SCENA 1
Nadal słychać wycie wiatru. Płomienie świec migoczą nerwowo w rytm lekkich podmuchów w pomieszczeniu. Joanna bawi się zapalniczką, Paweł, Matka i Ksiądz siedzą cicho przy stole.
KSIĄDZ: Powinno się zaraz skończyć
PAWEŁ: Masz szklaną kulę?
KSIĄDZ: Ostatnio są jakieś krótsze
MATKA: Ale silniejsze
KSIĄDZ: Pójdę się pomodlić, za was też
JOANNA: Ja dziękuję
PAWEŁ: Aśka
JOANNA: (do Księdza) Poproś ją o jedzenie
PAWEŁ: Co?
JOANNA: Jest kobietą
PAWEŁ: Uspokój się
JOANNA: Bo co?
KSIĄDZ: Pójdę do siebie (wychodzi)
MATKA: Niedługo skończy się też makaron
PAWEŁ: Coś wymyślimy
JOANNA: Ciekawe co
PAWEŁ: Trzeba będzie wyjść coś upolować
JOANNA: Przypominam, że niektórzy nie jedzą tu mięsa
PAWEŁ: Zjesz
JOANNA: Chyba sobie ze mnie kpisz
PAWEŁ: Przestań, bo zwariować można
JOANNA: Nie jedząc mięsa, nie zwariujesz. Nie bardziej niż teraz (wstaje)
PAWEŁ: Przestań z tą zapalniczką. (Joanna podchodzi do ojca, przystawia zapalniczkę do jego ucha, wychodzi) Mogłabyś z nią porozmawiać
MATKA: O czym?
PAWEŁ: Jak kobieta z kobietą
MATKA: Matki jej potrzeba, nie mnie (powoli słabnie hałas wiatru) mam dość tych waszych kłótni. Zresztą, czemu jego nie zapytasz, może będzie miał wpływ na nią?
PAWEŁ: On? Wątpię, ostatnio coś wspominał o powrocie zbawiciela i takie tam
MATKA: A ty?
PAWEŁ: Co ja? Lepiej wierzyć niż nie, oczywiście nie mówię o mesjaszach. (podchodzi do niej) Przepraszam, wyprowadza mnie czasem z równowagi i wszystkim się dostaje. Jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać, chodzi o Marię
MATKA: Co się stało?
PAWEŁ: Nic. Najpierw jednak chciałbym (siada tuż obok)
MATKA: Co z Marią? Co chcesz mi powiedzieć?
PAWEŁ: Teraz nic. To nic ważnego. Może poczekać. Słuchaj, przecież było nam tak dobrze, co się zmieniło? Wiesz, że to wszystko, co robię, to dla ciebie? Wiem, że czasem jestem…, że trudno ze mną. Jednak musimy się pilnować, myśleć o przyszłości, przeżyć. Potrzebuję wsparcia, rozumiesz?
MATKA: Nie poznaję cię, Paweł, i nie rozumiem. Twoje nagłe zmiany nastroju, wydaje mi się, że tracisz kontrolę nad sobą
PAWEŁ: Wydaje mi się, że moje nastroje są niczym w porównaniu z tym, co się z tobą kiedyś działo
MATKA: Pierdol się
PAWEŁ: No właśnie o tym mówię. (Matka wstaje od stołu i kieruje się do drzwi, otwiera je i staje w progu) Czekaj, co robisz? Przepraszam. Słuchaj, powiedz mi proszę, co się dzieje? Dlaczego nie możemy rozmawiać jak dawniej? Dlaczego jesteś tak daleko?
MATKA: Wiesz dobrze (cofa się, zostawia uchylone drzwi, podchodzi do stołu)
PAWEŁ: Ale co? Czy chodzi o Marię? (Matka odwraca głowę) Przecież ustaliliśmy to wspólnie. Zgodziłaś się
MATKA: Zmusiłeś mnie do tego. Nie miałam wyjścia
PAWEŁ: Do niczego cię nie zmuszałem. Zresztą to była przecież jej decyzja
MATKA: Jej, ale pod wpływem ciebie i Księdza. Nigdy sobie tego nie wybaczę
PAWEŁ: Nie martw się. Maria wróci. To kwestia czasu
MATKA: Mam tego dość. Zakłamania, twojej dwulicowości. Mówisz tak (niepostrzeżenie w drzwiach staje Joanna, nie rusza się)
PAWEŁ: Posłuchaj mnie
MATKA: Nie
PAWEŁ: Daj mi wyjaśnić
MATKA: Nie chcę z tobą rozmawiać. Odejdź
PAWEŁ: Kocham cię
GŁOS: Piętno uniesień w kolorowanych kliszach płonie w bezbarwnych liściach starego drzewa rozpaczy. Pośród łąk zielonych przyprószonych śniegiem świadectw snów, słania się z braku oddechu czarny płaszcz, cały w gwiazdach i płomieniach. Stoję przed ołtarzem niewiary i absolutu, patrząc w dal rozgniewanego nieba.
MATKA: Przestań
PAWEŁ: Tak
MATKA: Zostaw mnie
PAWEŁ: Kocham cię, odkąd ciebie pierwszy raz zobaczyłem, pamiętasz? Mieliśmy tyle wspólnych planów. Zobacz, nawet to piekło, które rozwaliło ten świat, niczego nie zmieniło. Kocham cię jeszcze bardziej. Teraz może być tak samo, wszystko się jeszcze ułoży
MATKA: Nie chcę tego słuchać. Co było wtedy, już nie wróci. Nie łudź się. Jak ja tęsknię za Marią, gdybym tylko mogła cofnąć czas
PAWEŁ: Posłuchaj (kładzie rękę na jej dłoni)
MATKA: Już ci mówiłam
PAWEŁ: Poczekaj
MATKA: Nie. Duszno mi (Joanna staje bliżej)
JOANNA: Zostaw ją, słyszysz (Matka wychodzi)
PAWEŁ: (do Matki) Czekaj
JOANNA: Jutro idę szukać Marii
PAWEŁ: Nigdzie nie pójdziesz
JOANNA: Zrobię, co będę chciała. Mam dość. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Czy zostawiłeś mamę dla niej? Czy mama… Słyszysz? Odpowiadaj
PAWEŁ: To nie takie proste, jak ci się wydaje
JOANNA: Czyli tak. Nienawidzę cię. Nienawidzę was wszystkich, hipokryci i egocentrycy
PAWEŁ: Aśka
JOANNA: Morderca
(ustaje huk wiatru, robi się cisza, zapala się na chwilę światło lampy, ale gaśnie po chwili, wchodzi Konrad)
KONRAD: Zasilanie padło
PAWEŁ: Co?
KONRAD: Pompa wody przestała działać. Trzeba sprawdzić elektrykę. Pójdę na górę
JOANNA: Konrad, poczekaj (wychodzą razem)
SCENA 2
Konrad i Joanna są na zewnątrz. Konrad otwiera dużą, blaszaną skrzynię, z której wychodzą kable. Obok stoi Joanna.
KONRAD: Cieszę się, że tu jesteś
JOANNA: Chcę odnaleźć Marię, pomożesz mi?
KONRAD: Co? (odkłada narzędzia)
JOANNA: Wiem, że ona żyje
KONRAD: To nie ma sensu, uwierz mi
JOANNA: Jesteś jak mój ojciec. Przecież to twoja siostra. Skąd się to u was bierze? Jakaś choroba genetyczna?
KONRAD: Nie rozumiem. Bardzo mi jej brak. Widzę, jak matka cierpi. Jednak nie wiem, czy jesteśmy w stanie cokolwiek z tym zrobić. Ruszać się stąd nie ma sensu. Nie mamy sprzętu, zapasów
JOANNA: Pójdę po nią, w końcu też trzeba coś zrobić, bo jedzenie nam się kończy
KONRAD: Nie sądzę, żeby twojemu ojcu spodobał się ten pomysł
JOANNA: Mam go w dupie. Czy ty wiedziałeś, że oni kiedyś byli razem?
KONRAD: Kto?
JOANNA: No twoja matka i mój ojciec
KONRAD: Żartujesz?
JOANNA: Nie wiem, o co poszło, ale twoja matka rzuciła go, czy jakoś tak. Dobrze zrobiła, bo to psychol
KONRAD: Matka dobrze to ukrywała
JOANNA: Nic się nie zmieniało i nie zmienia, ta sama klisza
KONRAD: Co?
JOANNA: Nic. Pomożesz mi?
KONRAD: Asia
JOANNA: Wal się. Sama sobie dam radę. A wiesz dlaczego? Bo to, co tutaj się dzieje, to jakieś pieprzone więzienie, klasztor normalnie. Ciągle powtarzana rzeczywistość, nic się nie zmienia w ludziach i to od wieków. Nawet ta pojebana wojna i klimat, w czym siedzimy teraz, nie było w stanie zmienić tego, co w człowieku jest najgłębiej. Te pojebane rytuały przejścia z życia w rodzinę, z bycia pozornym dzieckiem w świat dorosłych, wszelkiego rodzaju wykluczenia, ten świat mojego ojca i tego klechy, i pewnie twojej matki jeszcze. Teraz dowiaduję się, że on i ona… i co? Ale pomijając, że to akurat oni. Czy taka jest kolej jakiejś wyimaginowanej, urojonej rzeczy, że mamy to powtarzać? O nie. I to nie tylko o to chodzi, przede wszystkim nie o to
KONRAD: O czym ty mówisz?
JOANNA: Nic, nie zostanę tutaj ani dnia dłużej
KONRAD: A my?
JOANNA: Przecież już ci mówiłam. Zajmij się czymś lepiej, tak będzie dla ciebie najlepiej, o mnie zapomnij. Rozumiesz?
KONRAD: Nie
JOANNA: Wiesz, ile znamy się z Marią?
KONRAD: Raczej długo
JOANNA: Nic o nas nie wiesz
KONRAD: Trochę was znam
JOANNA: Za mało
KONRAD: Lubicie się
JOANNA: Mało
KONRAD: Co mało?
JOANNA: Ja ją kocham. Kocham twoją siostrę, rozumiesz, debilu?
GŁOS: Na środku skostniałej od braku słońca pustyni lęków i konformy płynie oaza. Bujna, kolorowa, krystalicznie przeźroczysta z palmami zachwytów i transgresji. W niej to mam szałas z kwiatu jaśminu, bzu i harmonii. Poprzez trójbarwną krotkę wydobywa się aromat słodyczy, ciepłego powietrza, natlenionego i kojącego
KONRAD: Uspokój się (zamyka skrzynkę) nic nie zrobię
JOANNA: Ona też mnie kocha
KONRAD: Wracamy
JOANNA: Czy ty głuchy jesteś?
KONRAD: Nie naprawię tego, potrzebny jest zasilacz
JOANNA: Wszyscy nie dość, że głusi, to jeszcze ślepi (wychodzą)
SCENA 3
To samo pomieszczenie ze stołem. Matka siedzi przy świecach. Wchodzi Ksiądz
KSIĄDZ: Gdzie są wszyscy?
MATKA: Konrad i Joanna są na zewnątrz
KSIĄDZ: Nadal nie ma wody?
MATKA: Nie
KSIĄDZ: A Paweł?
MATKA: Nie wiem, nie interesuje mnie to
KSIĄDZ: Co się stało?
MATKA: Nic. Zmęczona jestem. Głowa mnie boli
KSIĄDZ: Dobrze się czujesz?
MATKA: Tak, muszę się tylko położyć. Kiedy oni wrócą?
KSIĄDZ: Wygląda na to, że dobrze im się układa, pomijając oczywiście czasy, w jakich przyszło im żyć
MATKA: Poradzą sobie, są jeszcze młodzi
KSIĄDZ: Ty też jesteś jeszcze młoda i piękna
MATKA: Daj spokój
KSIĄDZ: Mówię, co widzę
MATKA: Ach, gdyby jeszcze Maria wróciła
KSIĄDZ: Wróci. Najważniejsze, żeby Joanna w końcu zrozumiała, co jest w życiu najważniejsze
MATKA: Tak? A co?
KSIĄDZ: Musimy przetrwać. Człowiek w zgodzie z bogiem
MATKA: Trudno o zgodę, kiedy ludzie mordują się i trwa to od tysięcy lat
KSIĄDZ: To jest element większego planu, układanki, której zasady dopiero odkrywamy i jeszcze dużo przed nami pracy. Najważniejsza jest miłość, miłość w bogu i w ludziach. Tych dwoje to szansa dla nas wszystkich, odbudowa wartości, wiary w człowieczeństwo, bo tylko ona przywróci porządek i da nam wszystkim zbawienie
MATKA: Jeśli chodzi o nich, to nie widziałabym w tym żadnej przyszłości
KSIĄDZ: Dlaczego?
MATKA: Bo znam Joannę i wiem, jak było to silne. Nie wiem, co myśleć teraz. To nie powinno się wydarzyć. To wszystko przez nas, przez twoje bezsensowne gadanie razem z Pawłem. Po co to było? Jeszcze te kłamstwa, to wszystko jest
KSIĄDZ: Masz na myśli jej wyjście? To była nasza wspólna decyzja. Zgodziłaś się, żeby ją przekonać do tego. Zresztą dla ciebie, dla twojego zdrowia
MATKA: To był pomysł Pawła, wiesz przecież. Poza tym ona zawsze była waleczna. Widziała, co tu się dzieje i ile to jeszcze może potrwać. Myślę, że nie zrobiła tego dla mnie. Powód był inny i chyba rozumiesz to równie dobrze, jak ja. To silna dziewczyna i ma to po ojcu. On ją uczył wszystkiego, czego chciała i co było niepospolite dla jej rówieśniczek. Ma ten zmysł, którego brakuje większości
KSIĄDZ: A twoja choroba?
MATKA: Pytasz o przeszłość?
KSIĄDZ: O wtedy i teraz
MATKA: Dlaczego mam ci o tym opowiadać
KSIĄDZ: Bo ciebie znam i już wiele razy rozmawialiśmy
MATKA: No tak
KSIĄDZ: I wiesz, że mogę pomóc
MATKA: To raczej nie o ciebie chodzi
KSIĄDZ: A o co?
MATKA: Żeby wyrzucić to z siebie, komuś
KSIĄDZ: Dobrze sypiasz?
MATKA: Nie. To chyba przez tę huśtawkę myśli
KSIĄDZ: O czym?
MATKA: Nie mogę uspokoić się, ciągle o niej myślę, martwię się. Mam tak zawsze, kiedy kładę się spać, te analizy, wyobrażenia, że coś się jej stało, nie mogę tego powstrzymać. Czasem myślę, jak to jest możliwe: żyjemy, jest nas garstka, jednak przetrwaliśmy, dzięki szczęściu, ciężkiej pracy i wytrwałości. Potem, że przecież to nie ma sensu, jaka jest nasza przyszłość? Nie wiadomo, co się dzieje na świecie, czy przeżyjemy kolejne dni, czy ma to jakikolwiek sens? Po co to ciągnąć? Ile jeszcze wytrwamy, zanim sami siebie pozabijamy? Nie wiesz tego, ja mam takie dni, że w ogóle nic nie jem. Nie, nie chodzi o to, po prostu mi się nie chce, czasem na myśl o jedzeniu zbiera mi się na wymioty. Nie mogę się skupić, mieszają mi się myśli, zapominam, co przed chwilą powiedziałam, co działo się wczoraj. Wkracza jakaś szczególna niechęć do życia, wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Jedyna radość, że Konrad jest taki odpowiedzialny i tak ze wszystkim sobie wspaniale radzi. Gdyby nie on
KSIĄDZ: Tak. To cudowny chłopak. Maria też na swój sposób jest wspaniałą kobietą
MATKA: Masz skrzywione pojęcie na temat miłości, już ci to mówiłam wielokrotnie
KSIĄDZ: Myślimy podobnie
MATKA: Ja nie
KSIĄDZ: Wiem, co głęboko siedzi ci w sercu
MATKA: Czyżby?
KSIĄDZ: Są pewne rzeczy na tym świecie… Właściwie cały świat jest stworzony na jego obraz, obraz, jaki stworzył i mając od niego wolną wolę, czynimy tak, że wygląda, jak wygląda. Gdyby ludzie, wszyscy ludzie, rodzili się, dorastali ugruntowani przez system edukacji, gdyby trwali od początku w wierze, nic strasznego by się nie zdarzyło. To prawda, to cud zesłany z niebios, że tu jesteśmy i jestem przekonany, że otrzymaliśmy do wypełnienia misję, aby odbudować wszystko od nowa
MATKA: Nie przesadzaj, przyznaj, że sam w to nie wierzysz
KSIĄDZ: Tak jest w biblii
MATKA: Jest tam też o nas?
KSIĄDZ: Musisz zrozumieć, że
MATKA: A nie wydaje ci się, że to już było? Że taki sposób myślenia już był, że były takie rozwiązania, takie gadania, że tylko tak ludziom może żyć się lepiej? To już było i zobacz
KSIĄDZ: Od rajskiego ogrodu nic się nie zmieniło
MATKA: Tobie jakoś się nie dziwię, że nie potrafisz się zmienić, ale Paweł
KSIĄDZ: No właśnie, powiedz, co się między wami stało? Przecież byliście ze sobą szczęśliwi. Tak się cieszyłem, że mogłem widzieć tyle radości w waszych oczach. Po tym wszystkim, co on przeżył, naprawdę. Potem przyszła ta katastrofa, zapowiadana w piśmie apokalipsa
MATKA: Nie mogę tego już słuchać. Joanna dowiedziała się o nas
KSIĄDZ: Jak to?
MATKA: O mnie i o Pawle
KSIĄDZ: A
MATKA: Tak
KSIĄDZ: Mówiłem ci, że prędzej czy później dowie się o tym, że nie ma sensu, żeby to ukrywać przed nią. Obiecałaś, że z nią porozmawiasz, rozmawiałaś?
MATKA: Trochę
KSIĄDZ: Co powiedziała?
MATKA: Znasz ją. Reaguje nadprogowo. Powiedziała, że idzie szukać Marii
KSIĄDZ: Słucham?
MATKA: Stwierdziła, że rusza po nią
KSIĄDZ: A Paweł?
MATKA: Nic, wściekł się
KSIĄDZ: Rozmawiałaś o tym z Konradem?
MATKA: Jeszcze nie. Choć wątpię, czy to cokolwiek zmieni. To było bez sensu. Tak się boję
KSIĄDZ: Maria miała zdobyć dla ciebie lekarstwa, na pewno wróci
MATKA: To? Że też dałam się w to wciągnąć
KSIĄDZ: Rozumiem, że czujesz się dobrze i nie masz problemów z oddychaniem?
MATKA: Tak, dobrze, nie wiem, tak
KSIĄDZ: Czyli?
MATKA: Myślałam, że Paweł mnie naprawdę kocha. Wszystko było takie inne. Była okazja, żeby nie skończyć życia w samotności, jako samotna matka. I poszłam w to. Kiedy go poznałam, nie wiedziałam, że ma rodzinę. Nic o tym nie mówił, a ja nie pytałam, żałuję teraz. Wybuchła wojna w Ukrainie i to nas bardzo jakoś złączyło. Czułam strach, a on dawał mi namiastkę bezpieczeństwa i spokoju. Potem przyszła bomba, potem następne i świat runął. Czasem wydaje mi się, że gdyby nie on. Jest dla mnie ważny, dużo mu zawdzięczam, jednak to, co się stało, najpierw historia z jego żoną, teraz Maria. To mnie przerosło. Takie rzeczy normalnie się nie dzieją. Nie widziałam, że tak mną manipuluje. Nie wiem, dlaczego tobie to wszystko opowiadam, jesteście tacy sami
KSIĄDZ: Czasy są niezwykłe. Człowiek dostosowuje się. Musi się zmienić. Cały system wartości zaczyna mu wirować. Bez głębokich fundamentów, osadzenia swojej świadomości w modlitwie, miłości i wierze każdy może skręcić w ścieżkę ciemności. Sprawa jego żony i matki Joanny jest przykładem na to, w jak zawiłych czasach żyjemy. Podejmujemy decyzje szybko, zawsze pod wpływem emocji
MATKA: Nie broń go
KSIĄDZ: Nie, chciałem tylko powiedzieć, że to straszne, co się wtedy stało i myślę, że dokonał wyboru, który podyktowało mu serce, miłość. Zaryzykował życie żony, żeby ratować córkę, ciebie i twoje dzieci. Ona zgodziła się i to jest wielka tragedia
MATKA: Zgodziła się na śmierć? Nie wierzę. Mogli siebie uratować. Wszystkich. Ona tutaj powinna być zamiast niego. Myślę, że zrobił to, żeby ratować przede wszystkim własną skórę
KSIĄDZ: Tego nie wiemy. Nikt nie przypuszczał, że Rosjanie okażą się tacy bezwzględni
MATKA: Wszyscy wiedzieliśmy, do czego oni są zdolni. Po tym, co robili w Ukrainie. Tylko Zachód mógł być tak naiwny. Ty wiesz, co się stało naprawdę. Wiesz?
KSIĄDZ: Nikt tego nie wie, poza Pawłem i Joanną, a właściwie tylko on, bo Joanny przy tym nie było. Wiem tyle, że gdy Rosjanie weszli, Paweł ukrył wszystkich poza matką Joanny, która miała tylko zabrać rzeczy od swojej rodziny. Nie wróciła
MATKA: Paweł na to pozwolił, nie chciał się narażać, jak tchórz
KSIĄDZ: To była kwestia ich wyboru
MATKA: Joanna jest przekonana, że to wina jej ojca
KSIĄDZ: Joanna potrzebuje przede wszystkim stabilizacji, przewidywalności. Gdy zginęła jej matka, próbowała popełnić samobójstwo
MATKA: Wiem o tym
KSIĄDZ: No właśnie. Wtedy Paweł poprosił mnie, żebym spróbował jakoś wpłynąć na nią. Zgodziłem się. Do spowiedzi nie chciała przyjść, ale rozmawiałem z nią wielokrotnie. To nie była jej pierwsza próba. Wcześniej, przed tym wszystkim, to było w szkole średniej. Nieszczęśliwie się zakochała, miała problemy w relacjach z rówieśnikami, ale ta miłość wiele zmieniła, niestety na krótko. Kiedy z nią wtedy rozmawiałem, miałem wrażenie, że jej serce i dusza są puste. Mówiła, że w jej życiu nie ma miejsca na innych ludzi, czuła, że jest dla nich przeźroczysta. Być może stąd jej chroniczny gniew na całe otoczenie. To nie są stany depresyjne, to jest jakby ciągłe powtarzanie zachowań, często autodestrukcyjnych, tak jak wtedy narkotyki, alkohol. Tworzyły dla niej coś w rodzaju zasłony, płaszcza ochronnego. To prymitywne mechanizmy, jednak przynosiły jej chwilową ulgę. Ciągłe kłamstwa, którymi karmiła swoje otoczenie, rozumiałem jako silne poczucie lęku i strachu przed wyimaginowanym złem. Właściwie trudno mi to wszystko oceniać. Jej problemy w związkach, o których mi opowiadała, o ich liczbie, nietrwałości i ulotności, myślę, że to było spowodowane nieustannymi obawami przed odrzuceniem. W rezultacie druga próba samobójcza. Miała bardzo głęboką relację z matką. Była dla niej oazą, gdzie czuła bezpieczeństwo i zrozumienie. Tak, Paweł jest apodyktyczny, nie chcę go bronić, ale wydaje mi się, że wszyscy mamy w życiu jakieś role do wypełnienia. On jako ojciec, trudno mi o tym mówić. W każdym razie teraz wiele rzeczy się zmieniło i właśnie ta stabilizacja, porządek w codzienności, choć trudno tutaj i teraz o tym tak mówić, jednak przewidywalność w relacjach z ludźmi, z Konradem – to jest jej szansa
MATKA: Boję się o nią. Myślisz, że to zrobi?
KSIĄDZ: Co takiego?
MATKA: Pójdzie szukać Marii
KSIĄDZ: Wątpię
SCENA 4
To samo pomieszczenie. Wchodzi Paweł i zaraz po nim Konrad
PAWEŁ: I co?
KONRAD: Pył zatkał zawór i zasilacz się spalił
PAWEŁ: Mamy inny?
KONRAD: Nie
PAWEŁ: Nie możesz go naprawić?
KONRAD: Zasilacz? Sprawdzałem. Transformator padł. Nie ma szans. Potrzebny jest zamiennik. Nie mamy nic takiego, sprawdzałem. Wystarczy zwykły od dowolnego smartfona, ale skąd go wziąć?
PAWEŁ: Musimy coś wymyślić. Wody nie ma. Zostało tylko to, co w baniaku. Kilka litrów
KONRAD: Bez prądu pompa głębinowa nie ruszy
PAWEŁ: A generator? Może zostało gdzieś jeszcze trochę benzyny?
KONRAD: Skończyła się wiele tygodni temu, wiesz dobrze. Mówiłem, żeby regularnie uzupełniać zbiornik?
PAWEŁ: Trzeba zawołać wszystkich
KONRAD: Poczekaj. Rozmawiałem z Joanną. Powiedziała, że chce
PAWEŁ: Wiem. To jej kolejna fanaberia. Nigdzie nie pójdzie
KONRAD: Obawiam się
PAWEŁ: Co jej powiedziałeś?
KONRAD: A co ja mogę?
PAWEŁ: Przecież ciebie może posłuchać. Jesteś chyba najbliżej
KONRAD: To nie tak
PAWEŁ: A jak? Bierz dziewczynę, wstrząśnij nią. Mam ciebie uczyć, jak facet powinien postępować z kobietami?
KONRAD: Ona taka nie jest
PAWEŁ: Co nie jest, jak nie jest? Ma się słuchać. Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz być stanowczy i trzymać krótko. Masz moje pozwolenie
KONRAD: Powiedziała, że… Ona tego nie chce, nie chce
PAWEŁ: No nie wytrzymam. Szczeniackie dąsy. Bądź mężczyzną i zacznij działać jak mężczyzna. Szlag mnie trafi zaraz
GŁOS: Macierze, bity, procesory obliczają, kiedy zdarzy się przestrzeń, w odmętach której odnajdę sens istnienia nierzeczy, nienatury i nieświata. Kto może podołać rozpuście kontrolowanych przepływów pytań i antyodpowiedzi. Główny rozdział w katalogu świąt pozbieranych z potłuczonych rozkazów ma wartość ponadczasową i uniwersalnie zgniłą, lecz słód i kraft uleczy każdą antyduszę
KONRAD: Okej. Pójdę z nią
PAWEŁ: Dokąd? Nigdzie nie pójdziesz
KONRAD: Dlaczego?
PAWEŁ: Bo bez ciebie nikt nie obsłuży tej elektroniki
KONRAD: Bez wody nikt tego nie ogarnie (wchodzi Matka, Ksiądz i Joanna)
PAWEŁ: O dobrze, że jesteście
MATKA: Co się dzieje?
KONRAD: Nie ma wody i nie będzie
KSIĄDZ: Dobry boże
MATKA: Nie możecie tego naprawić?
PAWEŁ: Nie
MATKA: I co teraz będzie?
KONRAD: Pójdę poszukać części
MATKA: Nigdzie cię nie puszczę, nie ma mowy
KONRAD: Musimy
JOANNA: Ja pójdę
PAWEŁ: Wybij to sobie z głowy
KSIĄDZ: Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie
JOANNA: I tak miałam wyjść, więc pójdę
PAWEŁ: Nie denerwuj mnie. Musimy najpierw sprawdzić, ile zostało nam wody
KSIĄDZ: Został jeszcze słoik z przetworami
PAWEŁ: Niewiele pomoże. (Joanna staje w drzwiach) A ty dokąd się wybierasz?
JOANNA: Nie twoja sprawa
PAWEŁ: Wracaj (Joanna wychodzi)
KSIĄDZ: Pójdę do niej (wychodzi)
SCENA 5
Małe, ciasne pomieszczenie. Krzesło i gruby materac pod betonową ścianą, na nim plecak. Wchodzi Joanna. Za chwilę słychać pukanie do drzwi.
KSIĄDZ: Asiu, mogę na chwilkę?
JOANNA: (otwiera drzwi) O co chodzi?
KSIĄDZ: Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać
JOANNA: Jeśli przyszedłeś mnie przekonać, szkoda twojej fatygi (zaczyna pakować rzeczy do plecaka)
KSIĄDZ: Rozmawiałaś z Konradem?
JOANNA: Nic mu do tego
KSIĄDZ: Dlaczego?
JOANNA: Nikomu nie można już ufać
KSIĄDZ: Mnie możesz, przecież wiesz
JOANNA: Tobie już dawno temu
KSIĄDZ: Dlaczego tak mówisz?
JOANNA: Moja matka też ci zaufała i co?
KSIĄDZ: To znaczy?
JOANNA: Wiedziałeś, że ojciec miał romans? Z pewnością. I nic nie zrobiłeś. Jesteś taki sam jak on. Brzydzę się wami
KSIĄDZ: Tak. Wiedziałem, ale to było już po fakcie. Nic nie można było zrobić
JOANNA: Jak to nic? Mogłeś to zakończyć, porozmawiać z nim. Dlaczego milczałeś? Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Tyle razy rozmawialiśmy ze sobą. Ufałam ci, ty hipokryto
KSIĄDZ: Asiu, posłuchaj mnie
JOANNA: Nie podchodź do mnie, rozumiesz?
KSIĄDZ: Porozmawiaj z Konradem, proszę cię
JOANNA: Nie ma o czym (zakłada plecak na ramię i wychodzi)
KSIĄDZ: Asia
GŁOS: Blichtr, żądze i ołtarz. Nie boję się. Otaczam się złotem, jasnością i perłową tarczą, którą zesłał mi suchy deszcz. W niedzielę odprawiam stado dzikich owiec na halę, której piaszczyste plaże budują skorupę lśniącą od gwiazd. W przeddzień rozprawy stymuluję się wodą polodowcową, gdy niknie smak piżmu i kawioru, rozprawy, której rezultat jest znany od dwóch tysięcy nielat (|) Powiewają bielą chryzantemowe suknie pomieszane w rytm zachodzących świtów. Mgły i urojenia wytwarzają skroploną substancję nieczynnych podrządów. W kwestii poddania się im lub nie zachodzi niezgoda, którą dławię w swoich wnętrznościach. Jednak zawsze patrzę, gdzie tu zobaczyć, dotknąć bądź rozgrzeszyć (|) Przyciskasz mnie za każdym razem, gdy widzę zakręt lub upadek z blachy. Nie odpowiadam , bo boję się twoich gróźb i piekielnych siwizn wędrujących po wypaczonych preriach. Kłaniam się, kładę się i rozrzucam ramiona na boki jak nieczuły kombajn wszechrzeczy. Stoisz nade mną i jestem twoim sługą i zostanę nim, choćbym miał przeszyć serce czarną strzałą zła
SCENA 6
Pomieszczenie główne. Paweł, Konrad i Matka siedzą przy stole. Wchodzi Joanna i kieruje się do bocznych drzwi. Za nią wchodzi Ksiądz.
PAWEŁ: Dokąd się wybierasz? (podnosi się z krzesła) Nigdzie nie pójdziesz
JOANNA: Nie zatrzymasz mnie
PAWEŁ: Stój
MATKA: Asia
JOANNA: Puść mnie
PAWEŁ: Nie szarp się
MATKA: Asiu, nie przetrwasz tam kilku dni
JOANNA: Gówno mnie to obchodzi. Przynajmniej spróbuję
PAWEŁ: Uspokój się, słyszysz?
JOANNA: Puszczaj
KSIĄDZ: Asia
JOANNA: Zostaw mnie. Odnajdę ją. Zobaczycie. Co robisz?
PAWEŁ: Głupia smarkula
JOANNA: Pierdol się, kłamco. Nie rozumiesz, że ją kocham. Od zawsze. Odkąd się poznałyśmy. Nie rozumiesz tego, obłudniku? Ona też mnie kocha. (do Matki) Co się tak patrzysz? Przecież wiedziałaś, Maria ci to sama powiedziała
PAWEŁ: Gówniarstwo
JOANNA: Co ty wiesz, tępaku? Byłyśmy takie szczęśliwe. Mama nam pomagała, bo wiedziała, jaki jesteś. Kiedy ciebie nie było, to były najpiękniejsze chwile dla nas. Musiałyśmy się chować, bo bałyśmy się ciebie, was wszystkich, (do Księdza) ciebie przede wszystkim. Wolę umrzeć tam, niż w tej skorupie tutaj
KONRAD: Cicho
JOANNA: Weź przestań
KONRAD: Cicho (słychać słaby stukot w blachę)
MATKA: Ktoś jest przy drzwiach?
KONRAD: Nie, to chyba wiatr
MATKA: Nie, to idzie z korytarza
KONRAD: Pójdę sprawdzić (wychodzi, Joanna rusza za nim)
PAWEŁ: Ty się nie ruszasz
JOANNA: Puść mnie, nienawidzę cię
PAWEŁ: Uspokój się do diabła (wchodzi Konrad i Maria)
MATKA: Marysiu
AKT TRZECI
SCENA 1
Wszyscy w jednym pomieszczeniu. Palą się świece na stole.
MARIA: Mijaliśmy zniszczone gospodarstwa. W niektórych domach były piwnice. W nich spaliśmy. Czasem znajdowaliśmy tam jedzenie i wodę. Trzymaliśmy się starej drogi do Elbląga. Zanim dotarliśmy nad Zalew Wiślany, wpadliśmy w burzę. Straciliśmy połowę prowiantu. Woda w Zalewie była zupełnie słona. Nikogo, dosłownie nikogo nie spotkaliśmy i jeszcze ta cisza, kompletna cisza, bez ptaków, zwierząt, tylko czasem szum wiatru. Postanowiliśmy spróbować dotrzeć do Gdańska, ale nam się nie udało. Mogliśmy praktycznie iść tylko nocą, bo słońce. Na Zalewie wydawało nam się, że widzieliśmy żaglówkę, jednak nie na sto procent. Potem zaskoczyła nas kolejna burza, nie mieliśmy się gdzie skryć i jedno z nas gdzieś zaginęło. Rankiem szukaliśmy go, ale wszystko pokrywała świeża warstwa pyłu i nie było widać żadnych śladów. Znaleźliśmy tylko plecak. Postanowiliśmy we dwoje, że wracamy i że może uda nam się po drodze sprawdzić Olsztyn. Myśleliśmy, że nie dojdziemy. Słońce, zmęczenie, końcówka wody. Na rogatkach miasta spotkaliśmy dwoje starszych ludzi. Prowadzili wózek z Biedronki ze swoim dobytkiem. Byli bardzo wystraszeni i chorzy. Radzili nam, żebyśmy nie szli do miasta, bo jest tam niebezpiecznie. Potem bez słowa poszli dalej. W mieście było kilkadziesiąt osób i była woda
PAWEŁ: Skąd?
MARIA: Podobno mieli pompę, tak jak tutaj, tylko zasilaną agregatem na benzynę
PAWEŁ: Mieli paliwo?
MARIA: Mieli też samochód, którym jeździł ich szef. Przyjaciółka mi mówiła, że niedaleko studni zakopana była w ziemi cysterna po starej stacji benzynowej. Byli bardzo agresywni i niebezpieczni i stosowali przemoc fizyczną. Mieli broń. Uciekaliśmy przed nimi, jego zabili a mnie uratowała ona
JOANNA: Kto?
MARIA: Przyjaciółka. Ona
MATKA: Uciekłyście?
MARIA: Tak, ale rozdzieliłyśmy się dwa dni temu. Ona przez cały czas ukrywała się w starym bloku na osiedlu w Olsztynie. Tylko nocami wychodziła, żeby znaleźć coś do jedzenia. Znalazła nas, gdy obserwowaliśmy, co się tam dzieje. Chcieliśmy zdobyć trochę wody, jednak oni pilnowali pompy i kontrolowali, kto dostaje i co z nią robi. Gdy nas spostrzegli, zaczęliśmy uciekać. On nam pomógł, ale dopadli go i zastrzelili od razu. Ukryłyśmy się w bagażniku starego wraku, gdzieś przy drodze. Później jeszcze słyszałyśmy, jak nas szukali. Samochód jeździł w kółko
MATKA: A ona?
MARIA: Poszłyśmy w dwóch różnych kierunkach, żeby zmylić ślady. Ona poszła w stronę Mamerek, bo kiedyś tam był bunkier, w którym ukrywała się jej rodzina, a ja skierowałam się tutaj
JOANNA: Długo szłyście razem?
MARIA: Kilka dni. Głównie nocą. Przyniosłam trochę jedzenia
PAWEŁ: Dobre i tyle
MARIA: Niestety, nie znalazłam leków
MATKA: Nie są potrzebne
MARIA: Jak to?
PAWEŁ: Przyniosłaś może wodę?
MARIA: Mam tylko tyle, ile miałam dla siebie. Pół butelki. Nie macie wody? Dlaczego siedzimy przy świecach?
KONRAD: Przyszła burza i padło zasilanie baterii. Panele nie działają. Potrzeba nam trochę części, właściwie zwykła ładowarka by wystarczyła, a wody praktycznie już nie mamy. Skończyła się
KSIĄDZ: Wszystko w rękach boga
MARIA: Taaa (uśmiecha się)
JOANNA: Taaa, (uśmiecha się) nawet nie wiesz, co tu się działo
MARIA: Opowiesz mi zaraz. Mamo, czujesz się już lepiej?
MATKA: Wszystko dobrze. Tak się cieszę, że już wróciłaś
MARIA: Mam nadzieję, że jej nic nie jest, że znalazła swoich. Powiedziałam jej, jak ma tu trafić w razie czego. Myślę, że odwiedzi nas niedługo
JOANNA: Po co?
MARIA: Może przynieść wiadomości. Może jakiś prowiant, wodę. Ona miała przy sobie różne rzeczy, może Konrad będzie zainteresowany, może nam pomoże. Tak się cieszę. (Joanna wychodzi) Poczekaj
SCENA 2
Pokój Joanny. Wchodzi, nie zamyka drzwi, rzuca plecak na materac, wyjmuje z niego rzeczy. Wchodzi Maria.
MARIA: Co robisz?
JOANNA: Nic. (rzuca się w jej ramiona) Czułam się taka samotna. Tak się bałam o ciebie. Myślałam, że już nie wrócisz (pauza)
MARIA: Opowiedz mi wszystko
JOANNA: Pamiętasz nasz ostatni wieczór? Siedzieliśmy na górze, na kocu. Pamiętasz?
MARIA: Tak. W ogóle potem nie spałam, a rano musieliśmy iść. Powiedz mi
JOANNA: Wiesz, że twoja matka i mój ojciec mieli romans?
MARIA: Co ty mówisz?
JOANNA: Aha
MARIA: Skąd wiesz?
JOANNA: Słyszałam, jak się kłócili
MARIA: I co?
JOANNA: Chyba koniec, ale coś jest nie tak. Dziwne to
MARIA: Ale co?
JOANNA: No, wiesz. Ja nie zauważyłam, żeby się zmieniła. Jest taka sama, jak kiedyś. W sensie, że nie widziałam, żeby gorzej się czuła. Wtedy i teraz. I myślę, to potworne… ale najważniejsze, że wróciłaś
MARIA: No mów
JOANNA: Nienawidzę go
MARIA: Ojca?
JOANNA: Tak. Od lat to czułam i wiedziałam, wiesz przecież. Jest złym człowiekiem, ale wiesz, to w końcu ojciec. Teraz wydaje mi się, że… (pukanie do drzwi) Nie teraz
MATKA: Maria, chciałam z tobą chwilę porozmawiać
MARIA: Później (cisza)
JOANNA: Widzisz? Nie dadzą nam spokoju. Jak poprzednio
MARIA: Czyli?
JOANNA: To był pretekst, jej choroba
MARIA: Mojej matki?
JOANNA: Nagłe ozdrowienie? Założę się, że to sprawka mojego starego i tego klechy
MARIA: Po co?
JOANNA: No jak to? Żeby ciebie, żebyśmy… Potem te historie z Konradem
MARIA: Jakie historie? O czy ty mówisz?
JOANNA: Nic, nic. Uważam, że choroba twojej mamy to zmowa, żeby nas rozdzielić i to jest (przytula się do Marii)
MARIA: Poczekaj. To przecież bez sensu. Moja matka nigdy by się nie zgodziła i powiedziałaby mi o tym. To niemożliwe
JOANNA: A jednak
MARIA: Porozmawiam z Konradem. Nie chce mi się wierzyć
JOANNA: Nie musisz. Jemu to raczej było na rękę. Choć on do końca taki nie jest
MARIA: To znaczy?
JOANNA: Nic. Słuchaj, ucieknijmy stąd. Zostawmy to. Tu jest syf. Ja nikomu już nie ufam. Myślałam, że to koniec. Dlatego spakowałam się i chciałam ciebie szukać. Ja tu dłużej nie wytrzymam
MARIA: Kochanie
JOANNA: Nie możemy tu zostać. Proszę cię. To nie jest dla nas miejsce, rozumiesz. Tak mi ciebie brakowało
MARIA: Poczekajmy kilka dni, dopiero wróciłam
JOANNA: Dlaczego? I tak będziemy musieli wyjść, żeby żyć
SCENA 3
Paweł i Ksiądz w głównym pomieszczeniu.
KSIĄDZ: I co teraz?
PAWEŁ: Trzeba coś postanowić
KSIĄDZ: Ale co?
PAWEŁ: Poczekajmy na Konrada (wchodzi Matka)
MATKA: Nie chcę im przeszkadzać. Tak długo się nie widziały
PAWEŁ: Zawiodłem się na twoim synu. No, ale do tego trzeba mieć wielkie, stalowe i owłosione jaja
MATKA: I kto to mówi? Obrzydliwa metafora, w sumie nie jestem zdziwiona
KSIĄDZ: Konrad powinien porozmawiać z Joanną
PAWEŁ: Teraz mamy większe zmartwienie. Myślę o Olsztynie
MATKA: Słyszałeś przecież. To niebezpieczne
PAWEŁ: Nie bardziej od suchego kranu. Trzeba podjąć jakąś decyzję i to dziś, najlepiej teraz
KSIĄDZ: Ale jaką?
PAWEŁ: Dostać się tam i poszukać części do zasilania pompy
MATKA: Ja jej nigdzie już nie puszczę
PAWEŁ: Nie myślę o Marii
MATKA: Nie! Nie ma mowy. Oni już wystarczająco się poświęcili
PAWEŁ: Nie tobie o tym decydować
MATKA: Nie zgadzam się
PAWEŁ: Może lepiej jego samego spytać o zdanie?
MATKA: Nie! (wchodzi Konrad) Nie ruszasz się stąd, rozumiesz?
KONRAD: Co?
KSIĄDZ: Pójdę po nie (wychodzi)
KONRAD: Co się dzieje?
PAWEŁ: Znasz drogę do Olsztyna?
KONRAD: Znam
PAWEŁ: Nie mamy wyjścia, trzeba spróbować
KONRAD: Bez broni? Nie ma sensu
PAWEŁ: Jeśli Marii się udało, to może się i tobie udać
KONRAD: No, nie wiem
MATKA: Zostajesz tu, rozumiesz?
PAWEŁ: Pozwól mu mówić za siebie
KONRAD: Dlaczego sam nie pójdziesz albo on
MATKA: Fakt. Czemu obaj nie pójdziecie?
PAWEŁ: On nie nadaje się na takie wyprawy. Jest za stary, a ja sam nie pójdę. Któryś z nas musi tu zostać
MATKA: Dlaczego? Sam nie możesz iść?
PAWEŁ: Trzeba pilnować tego miejsca
MATKA: Co tu jest do pilnowania teraz? Konrad da sobie świetnie radę
PAWEŁ: Trzeba naprawić osłony, wzmocnić ogrodzenie. Nie działają mierniki meteorologiczne. Ktoś musi tu być i mieć siłę, żeby to robić
MATKA: Bez przesady
KONRAD: Bez wody i tak nam to na nic, (wchodzą Maria, Joanna i Ksiądz) nikt nie będzie mieć siły
JOANNA: Siły na co?
KONRAD: (do Marii) Gdzie najbliżej znalazłaś schronienie, wodę?
MARIA: W pobliżu? Nigdzie. Może gdzieś dalej, w ruinach. Mówiłam, że najbliższe źródło to Olsztyn
PAWEŁ: Ktoś musi tam pójść
MARIA: Po co? Jeśli zdobędzie wodę, to ile ze sobą weźmie? Na co to komu?
PAWEŁ: Potrzebne są też części
JOANNA: Ja pójdę, z Marią
PAWEŁ: Wybij to sobie z głowy
JOANNA: Gówno mnie obchodzi, co myślisz
MARIA: Poczekajmy na Przyjaciółkę
PAWEŁ: Ile mamy czekać?
JOANNA: Maria, pójdziemy razem (słychać stukot o blachę)
KSIĄDZ: Co to za hałas?
MATKA: Drzwi (Joanna i Konrad wybiegają)
GŁOS: Kaskadą spływają nasze marzenia wprost do oceanu żalów, próśb i gwatemalskich paproci. W trybie zwiększonego przydziału emocji funkcjonalności percepcji przekraczają progi żywotności w biosferze zadań. Którą drogą porusza się nowy fenomen społeczny, gdy ostrzelany zostanie neutronami uranu? Odpowiedź przeważnie pojawia się na zdjęciach cyfrowego polaroida oczekiwań
SCENA 4
Ksiądz, Matka, Paweł w tym samy pomieszczeniu (wchodzi Konrad, Joanna i Przyjaciółka)
MARIA: Jesteś! Udało ci się! (rzuca się w jej ramiona, witają się dłuższą chwilę)
PRZYJACIÓŁKA: Trudno było tu trafić
MARIA: Tak się cieszę. To jest Joanna, o której ci tyle opowiadałam. To jej tata, Konrad i nasza mama, a to stróż swojej wiary
JOANNA: Udało ci się odnaleźć bliskich?
PRZYJACIÓŁKA: Tak, ale nie udało im się. Zresztą niewiele mieli szans. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, że macie tutaj swoje miejsce, chociaż to tak niedaleko i ponoć macie prąd i wodę, niesamowite
PAWEŁ: Niestety. Nie mamy już ani jednego, ani drugiego
KONRAD: Po ostatniej burzy spaliło się zasilanie przy akumulatorach. Paradoksalnie potrzebuję zasilacza, żeby przywrócić zasilanie. Zwykłej ładowarki do telefonu
PRZYJACIÓŁKA: Mam ze sobą trochę rzeczy, które zabrałam po nich. Może tam coś znajdziesz. Tu w tej małej torbie
KONRAD: Pokaż
MARIA: Chodź, pokażę ci wszystko (bierze ją za rękę i wychodzą)
JOANNA: Może ona pójdzie do Olsztyna?
PAWEŁ: Nie znamy jej. Lepiej, żeby została z nami
JOANNA: Mało mamy kłopotów?
PAWEŁ: Nikt nie może dowiedzieć się, że tu jesteśmy. Zwłaszcza ci z Olsztyna. Nie ufam jej
JOANNA: Maria jest widocznie innego zdania (wychodzi)
KONRAD: Jest (wyciąga przewód i ładowarkę z torby)
GŁOS: Światłowodem wysyłam do ciebie bukiety młodych kasztanów, gdzie owoce lawendy przytulają do siebie liście złotej pelargonii. W odbiorze przeczuć, schematów, podmiotów antywydarzeń przechodzimy w stan podwyższonej czujności na konkrety deklaracji. Przyszłość układa się na meduzim łóżku, a na łyżeczkę otulają ją doświadczenie i galaktyczna energia
SCENA 5
Ciemno. Nic nie widać.
MARIA: Kurde, mogłam wziąć jakąś świeczkę
PRZYJACIÓŁKA: Nic nie widzę. Co to za pomieszczenie?
MARIA: Dobra, wracamy. To jest spiżarnia i zbiornik na wodę, zwykła stara wanna (słychać dudnienie dłoni) pusta
PRZYJACIÓŁKA: Gdzie jesteś?
MARIA: Tutaj. Chodź
PRZYJACIÓŁKA: Gdzie? Nie widzę
MARIA: Słuchaj mojego głosu, mam wyciągnięte ramiona w twoim kierunku
PRZYJACIÓŁKA: Mam cię
MARIA: Tęskniłam
PRZYJACIÓŁKA: Ja też (pauza)
MARIA: Co ci jest?
PRZYJACIÓŁKA: Słyszałaś?
MARIA: Co?
PRZYJACIÓŁKA: Coś jakby
MARIA: Nic tu nie ma
PRZYJACIÓŁKA: Dziwne. Rozmawiałaś z Joanną?
MARIA: Jeszcze nie
PRZYJACIÓŁKA: Powiesz jej
MARIA: Tak. Chciałabym, żebyś coś wiedziała
PRZYJACIÓŁKA: Co?
MARIA: Że jeśli się nie zgodzi to
PRZYJACIÓŁKA: To co?
MARIA: Nic. Zgodzi się na pewno
PRZYJACIÓŁKA: Będziemy musiały ustalić jakieś zasady
MARIA: Przecież już ci mówiłam, nie istnieją żadne
PRZYJACIÓŁKA: Boję się trochę
MARIA: Czego?
PRZYJACIÓŁKA: Ach nic, tak się cieszę
MARIA: Ja też. (pauza) Czy to lawenda? Skąd masz?
PRZYJACIÓŁKA: Tam znalazłam. (pauza) A jeśli się nie zgodzi?
MARIA: To będzie dla nas test
PRZYJACIÓŁKA: Wiesz, pamiętam, jak opowiadałaś o tym jej zdarzeniu z Księdzem. Obleśny staruch. To na pewno zostało w niej głęboko. Potem śmierć matki. Jej ojciec. Dziwię, że miała i ma jeszcze w sobie tyle siły
MARIA: Ona jest niesamowita. Mówiłam ci
PRZYJACIÓŁKA: I taka piękna
MARIA: Podejrzewam, że coś było pomiędzy nią a Konradem. Zawsze na nią tak patrzył i dzisiaj to widziałam
PRZYJACIÓŁKA: A nie wydaje ci się, że może być bardziej rozchwiana, niż opowiadałaś (słychać pstryk zapalniczki i widać światło na trzech twarzach)
JOANNA: Co jej opowiadałaś?
MARIA: Co tu robisz?
JOANNA: Co jej mówiłaś o mnie? Mów (płomień zapalniczki jest bliżej twarzy Marii)
MARIA: Chodźmy stąd. Porozmawiajmy przy świetle (znika jej twarz)
JOANNA: Nigdzie nie pójdziesz
PRZYJACIÓŁKA: Tak, chodźmy
JOANNA: Zostaw mnie (gasi zapalniczkę)
MARIA: Dobrze. Możemy porozmawiać tutaj. Ona wszystko wie. Przez te dni, gdy razem uciekałyśmy, bałyśmy się i dużo rozmawiałyśmy. Wiesz już teraz, że to bardzo zbliżyło nas do siebie
PRZYJACIÓŁKA: Tak. Nie wiedziałam, że tak
JOANNA: Cicho bądź
MARIA: Asiu, posłuchaj, dużo rozmawiałyśmy o tobie, o nas, jak mogłybyśmy… dlaczego nie? Planowałyśmy, gdy się zobaczymy, porozmawiać z tobą w bardziej sprzyjających okolicznościach i otoczeniu. Uwierz, nic nie ukrywamy i nie chciałyśmy
JOANNA: Chyba żartujesz?
MARIA: Zrozum. Pamiętasz nasze rozmowy. Że tylko kochankowie się liczą i jeśli istnieje prawdziwa miłość, to właśnie w tym. Teraz możemy spróbować czegoś nowego. Wbrew światu, na przekór wszystkiemu
JOANNA: Co robisz?
PRZYJACIÓŁKA: Jak wiosna
JOANNA: Przestań. (zapala zapalniczkę i przesuwa płomień do twarzy Marii) Kochasz mnie?
(zapala się światło elektryczne i słychać strumień wody napełniającej wannę, Joanna wybiega)
GŁOS: Przepalone zwoje połączeń, zgniłe gazety i nagłówki apokalipsy mieszają się w kotle podgrzewanym metanem, izotopem plutonu i dwutlenkiem węgla. Do tej bulgoczącej, cuchnącej mazi dorzucam płatki róż, na których piórem z kocich pieszczot, atramentem łez szczęścia zapisano cały świat. W konwulsjach kipiącej i wylewającej z gara na czarną podłogę bezradności odnajduję aparat tlenowy, zakładam go na usta i wdycham nicość
SCENA 6
W pomieszczeniu głównym Matka, Ksiądz, Maria i Przyjaciółka. Świeci się lampa. Wchodzi Konrad i Paweł.
PAWEŁ: Mamy wodę. Pompa ruszyła
KSIĄDZ: To cud
MATKA: Nareszcie
KONRAD: Pójdę sprawdzić zbiornik
MARIA: Już się napełnia, widziałam
PAWEŁ: Super, gdzie jest Joanna?
MARIA: Myślałyśmy, że tutaj. Pewnie jest u siebie. Pójdę do niej (wychodzi razem z Przyjaciółką)
KONRAD: Jutro idę do Olsztyna
MATKA: Co?
KONRAD: Chcę zobaczyć ludzi, jak żyją, jak sobie radzą. Może zdobędę jakieś jedzenie
MATKA: Nie
PAWEŁ: Ma rację, lepiej, gdybyś został
KONRAD: Mam już dość tego miejsca
MATKA: Pod warunkiem, że pójdziesz z nim
PAWEŁ: Trzeba to dobrze przemyśleć
MATKA: Jednak boisz się
PAWEŁ: Nie o to chodzi
KONRAD: Mogę iść sam
MATKA: (do Pawła) Idź z Księdzem, a Konrad zostanie
PAWEŁ: Drugiego plecaka nie uniosę
MATKA: Nie chcę znów stracić dziecka. A on powinien w końcu na coś się przydać
PAWEŁ: Nie mów tak
MATKA: Jak? Jesteście obaj nam wszystkim to winni (wchodzi Maria i Przyjaciółka)
MARIA: Nie ma jej (gaśnie światło)
PAWEŁ: Co znowu?
KONRAD: To coś innego (wychodzi)
MATKA: Zapalcie świece
PRZYJACIÓŁKA: Często tak się dzieje?
MARIA: To zależy. Zazwyczaj podczas i po burzy (wchodzi Konrad)
KONRAD: Panele zniszczone
PAWEŁ: Co?
KONRAD: Wszystkie rozbite, jakby ktoś je młotkiem zniszczył
PAWEŁ: Co? Jak to możliwe, ktoś tu jest?
KONRAD: Może ktoś śledził Przyjaciółkę
PRZYJACIÓŁKA: Nie. Jestem tego pewna
PAWEŁ: Gdzie jest Aśka?
KONRAD: Sprawdzę, ile wody zdążyło się nalać (wychodzi, Maria i Przyjaciółka z nim)
MATKA: (zapala świeczkę, słychać krzyk Marii) Co?
MARIA: (otwiera drzwi, wchodzi) Nie! (za nią Konrad i Przyjaciółka)
PAWEŁ: Co się stało?
MARIA: Asia
PAWEŁ: Gdzie jest?
MARIA: Znaleźliśmy ją w wannie
KONIEC