Na piasku

Drżenie liści na wietrze nie było złudzeniem.

Przybył tu.

Szum fal, jakiś ciepły lecz zdecydowany głos, pies bawiący się plażową piłką.

Świat barw.

Dziecko. Mały człowiek. Dziewczynka ubrana w różową sukienkę z białymi falbankami stoi przed matką i gryzie czekoladowe ciastko. Umorusana koncentruje się wyłącznie na słodyczy trzymanej mocno w drobnej, pulchnej dłoni.

Młoda kobieta uśmiecha się patrząc jeszcze na dziecko.

Mężczyzna o ciepłym lecz zdecydowanym głosie obejmuje ją, jego słowa wypowiedziane z czułością wpadają do jej kształtnego ucha ozdobionego trzema perłowymi kolczykami.

Pies porzuca kulistą zabawkę, która uporczywie wymyka się jego kłom, siada na rozgrzanym piasku i zdaje się patrzeć rozumnie w stronę sinego horyzontu gdzie nad bielejącymi w słońcu trójkącikami żagli zbierają się już ciemne chmury.

Beztroska jednak trwa.

Młoda kobieta nie zwraca już uwagi na dziecko, które sięga po kolejne ciastko i brudzi czekoladą różową sukienkę.

Mężczyzna mówi o nowym samochodzie, o zagranicznych wojażach.

Potępieni na szerokiej drodze.

Odrzuceni przez wolną wolę.

Kto zwycięży w tym wyścigu?

Czy można w ogóle pytać?

Pies podrywa się nagle, jakby chciał jeszcze zdążyć przed nadciągającą zmianą, podbiega do dziewczynki i zaczyna lizać jej dłonie zabarwione mieszaniną czekolady i jasnego kremu.

Młoda kobieta rozkłada gazetę. Lekki wiatr rozwiewa jej piękne włosy gdy uśmiecha się zalotnie do mężczyzny.

Bezkres cierpień trwa gdzieś dalej.

To straszne. Fizyka i duchowość to tak bardzo odległe od siebie bieguny!

– Raut wieczorem? – głos mężczyzny rozmawiającego teraz przez telefon znów wpada do kształtnego ucha kobiety.  – Oczywiście będziemy! 

Po chwili mężczyzna wstaje i odchodzi do stojącego nieopodal sportowego samochodu pokrytego modnym, czarnym lakierem.

Są ich miliony, myśli przybysz stojący za niedalekimi drzewami. Idą wstęgą drogi niczym uśpieni.

Dziewczynka zaczyna tarmosić psa.

Ostrzegawcze warczenie.

Dziecko nie przerywa swojej czynności.

Ciężkie łapy uderzają w drobną pierś.

Dziewczynka upada uderzając głową w poręcz fotela matki. Nad szeroką równiną plaży unosi się jej płacz. Miesza się z szumem fal.

– Ami, siad! – krzyczy kobieta odrzucając w końcu gazetę.

Pochyla się nad dzieckiem, tuli je i uspokaja. Wprawnym ruchem składa barwny leżak, bierze płaczące wciąż dziecko za rękę i szybko odchodzi w stronę mężczyzny stojącego obok sportowego samochodu.

Wkrótce sylwetki ludzi, ich psa i maszyny znikają za grzbietem wydmy.

Przybysz wychodzi zza drzew i niespiesznie rozgląda się dookoła: pustka.

Nieskończony Ocean jednak trwa a szum fal przybiera na sile. 

Ponad Oceanem zbiera się coraz więcej burzowych chmur.

Przybysz odchodzi z plaży i rozpływa się w ciepłym powietrzu.

Duch pociesza.  

Piła, wrzesień 2001 – kwiecień 2021                                     


Na piasku II

Już tutaj był. Widział. Teraz jednak osłaniają go skały. Przybysza z bliska i z daleka jednocześnie.

Jasnożółte, ciepłe powietrze. Promienie dziennej gwiazdy ogrzewają blady błękit i muskają brązowe ciała ułożone na piasku. Leniwy szum Oceanu działa nasennie. To jeszcze trwa.

Ciemniejsza, pionowa i wydłużona jakby ludzka sylwetka, wypchnięta spod czerwonego parasola, podnosi się po chwili i mozolnie przesuwa się dalej. Porusza się coraz szybciej. Sunie wzdłuż nieruchomych ciał badając ich reakcję. Poziomy bezruch jednak trwa. W suchym przełyku – rośnie gruda rozpaczy.

Łazarz zatrzymuje się i rozgląda: wśród półnagich dostrzega młodą, zgrabną kobietę siedzącą teraz pod złotym parasolem obok leżącego wciąż, posypanego już siwizną mężczyzny o mocnym lecz zdecydowanym głosie. Parias rusza tam.

– A ty tu czego?.. Że też nikt nie może zrobić z nimi porządku! 

Słowa noszącego złoty sygnet tną jak pański bat. Łazarz waha się. W końcu cofa dłoń poznaczoną bliznami – świadectwem silnej awersji tych z wyższego świata. Umysł pariasa widzi jeszcze inną młodą kobietę, która wybrała kiedyś kogoś znaczniejszego. W przyszłości ów zabiera ją w dalekie podróże i prowadzi do białych pałaców.

Umysł łazarza widzi jeszcze wykrzywioną pogardą twarz bogatego szefa, który pewnego dnia znalazł lepszego architekta. Tamten emanuje większą pewnością siebie, sypie wielkimi pomysłami. Szybciej pomnaża majątek bossa.

Umysł pariasa widzi wreszcie innych łazarzy – ludzi zbyt słabych aby rywalizować w rat race. Oni to często wyciągają do niego brudne dłonie dzieląc się  resztkami z pańskich stołów albo wszystkim tym, co w nie wpada. Oni również wyciągnęli go z dna dużej butelki…

– Daj spokój, kochanie !

Głos młodej, zgrabnej kobiety jest jak pojednanie chociaż czai się w nim lisi ton. Partnerka posypanego siwizną, zdenerwowanego mężczyzny podnosi się jakby od niechcenia, sięga do kolorowej portmonetki leżącej obok ręcznika kąpielowego i rzuca łazarzowi niewielką monetę. Spojrzenie kobiety spotyka się ze wzrokiem mężczyzny. Z jej jasnych oczu tryska iskra pańskiej łaski. Mężczyzna uśmiecha się pobłażliwie, a potem obejmuje młodą partnerkę.

– No, poszedł se już!..

Szydercze słowa zmuszają łazarza do odejścia. Podnosi monetę i jeszcze przez chwilę obserwuje jak ziarenka piasku uciekają między palcami. Rodzi się w nim silne zwątpienie w istnienie uderzające w podstawy godności. Gdzieś w głębi duszy nie chce już walczyć w tak małej i nędznej roli. Zmęczenie zatrzymuje go już poza plażą, za niewielkim sklepem położonym między barwnymi domostwami, z których dobiega głośna muzyka i słychać stamtąd głosy przyćmione alkoholem.

Przybysz wychodzi zza pobliskich skał upodobniony do ludzi i rusza za pariasem. Ten jednak znika mu z oczu za żółtą ścianą wysokiego domu chociaż obcy odbiera jeszcze jego myśli i uczucia. I rozumie go. I żal mu nie tylko jego. Żal mu również brązowych plażowiczów, całego ich świata pełnego pogardy, pychy i zagubienia, bo on, Przybysz musi wrócić do Siódmej Struny i zdać raport. Musi powiedzieć tam całą prawdę…

Czy fizyka i duchowość tego życia na pewno mają wspólny pień?

Czy świat barw i nędzy był zamysłem jednego stwórcy?

Czy łazarz ów zwycięży w innym wyścigu?..

To pytanie długo jeszcze dręczy Przybysza, który stoi i rozgląda się wokół, a potem po szerokiej plaży. Ponad Oceanem zbierają się ciemne burzowe chmury. Umysły żyjące w leniwych, brązowych ciałach nie widzą ich.

Przybysz ze smutkiem pochyla jasną głowę, zamyka oczy i rozpływa się w jasnożółtym, ciepłym powietrzu.

Duch czeka.   

październik 2021


Na piasku III 

Przybył tu kolejny raz aby sprawdzić reakcję ciał. Stoi na plaży, za skałą. Znowu ożywa nadzieja. To przecież ludzki mózg żyjący w ciele stworzył tak wiele dobra, chociaż stal zawsze była jego sztandarem. Od jakiegoś czasu ów mózg nie wznosi się jednak ponad poziom piasku.

Czerwonawe, ciepłe powietrze. Gwiazda dzienna słabiej już je ogrzewa. Jej promienie muskają jeszcze brązowe ciała pozostające na plaży. Tymczasem leniwy szum Oceanu przechodzi w głuchy ryk. Poziomy bezruch jednak trwa.

Ten letarg to raj obłożony walutą.

Bezkres cierpień niech rozkłada się gdzie indziej.

Gdy słońce staje się krwistoczerwone, ze wzburzonego Oceanu wyłaniają się mgliste wciąż, rozmyte jakby sylwetki zgarbionych ludzi. Suną powoli na falach – okryte łachmanami zjawy. Na ich wychudzonych twarzach rysują się liczne blizny, w bladych oczach żyje jednak nadzieja.  

Barwne, plażowe parasole górują wciąż nad brązowymi ciałami. Ich leniwy czas niczego jeszcze nie dostrzega. Banknoty wypychają skórzane portfele, złote pierścienie pysznią się na smukłych palcach.

Szare sylwetki na falach gęstnieją. Stają się ciemniejsze, wyrazistsze. W końcu dobijają do piaszczystego brzegu. Pierwszy łazarz rusza w kierunku brązowych plażowiczów.

Poziomy bezruch jednak trwa. Parias traktowany jest jak powietrze. Żaden plażowicz nie widzi również wielu innych łazarzy wyciągających drżące dłonie. Łazarzy głodnych i spragnionych.

Szare sylwetki łachmaniarzy powoli rozpływają się w czerwonawej atmosferze. Ostatni parias ze smutkiem spogląda na posypanego siwizną, noszącego złoty pierścień mężczyznę. Człowiek ów z błogim uśmiechem poddaje się plażowemu lenistwu, a smukłe palce jego dłoni zaciskają się na grubym portfelu.

Kiedy znika ostatni łazarz, ryk Oceanu przybiera na sile. Białe grzywy fal zaczynają unosić się nad stworzonymi już głowami spienionych rumaków formowanych ze wzburzonej wody. Każdego z nich dosiada rosły, brodaty jeździec ubrany w srebrzysty płaszcz i trzymający barwną kulę – symbol swego świata. Bronią jeźdźców są ich szkarłatne oczy wysyłające śmiercionośne promienie. Dwudziestu czterech konnych dobija do plaży.

Mózgi brązowych ciał obracają je ospale na plecy. Spod przymkniętych powiek widzą jednak błękitne promienie uderzające precyzyjnie, w serca rozleniwionych plażowiczów. Rodzi się strach, a potem poczucie winy. Ale minął już czas na poprawę, na uzdrowienie stosunków z nędzarzami. Brodaczy nie można już odwołać. Wezwał ich przybysz, który otrzymał rozkaz z Siódmej Struny. Rozkaz poprzedzony właściwym raportem z plaży.

Fizyka i duchowość mają jednego stwórcę.

Wolna wola może zrzucić okowy piekła.

Każdy łazarz może ujrzeć prawdziwy błękit. 

Z plaży znika życie. Dwudziestu czterech jeźdźców wraca do Oceanu, który stopniowo uspokaja się. Powraca jednostajny szum.

Przybysz ociera łzę. Niespiesznie rozgląda się : połamane, tęczowe parasole przykrywa niesiony wiatrem rudawy piasek. Oczy martwych, brązowych  ciał pozbawione są wyrazu.

Przybysz zaciska szczęki, ale godzi się z nową rzeczywistością. Pochyla jasną głowę, zamyka oczy i rozpływa się w czerwonawym powietrzu.

Duch stwarza Nowy Świat.  

Piła, grudzień 2021

Waldemar Jagliński – Proza
QR kod: Waldemar Jagliński – Proza