Na zgodę

Teraz posłuchaj. Teraz idę na spacer z psami.
Kochają mnie bezgranicznie, nawet taką: pustą i milczącą.
Już czują, że nie wrócimy. Ani do rozmów, ani do domu.

Wieje mi w środku, jakby lekarz przez
przypadek wyciął zdrową macicę.
Myśleliśmy, że była nie taka, wycięliśmy,
pani wyraziła zgodę na piśmie.

Rozbijemy z psami namiot na łące. Albo rozbijemy się. Obojętnie.


Musisz też uwierzyć

Zachłysnęłam się wodą.
Wpłynęła gwałtem do gardła, do płuc,
pod paznokcie. Została. Kazali z nią żyć.

Uwierzyłam – i teraz dziesiątek różańca
jak wódka przed snem.
W nocy krzyżem, bo i tak nie sypiam.
W ciemności, wtulona w psy, wzywam nadaremno.
Całuję stópki, ktoś ściera po mnie ślady mokrą ścierką.

Czuję sól na języku, piecze. Trochę krwawię
z niewidocznych gołym okiem ranek.

A przecież kocham wodę tak mocno jak własne dziecko.
Nie myślałam, że zrobi mi krzywdę.


Pełnia

Tyle śniegu napadało, że więcej nie zmieszczę.
Ledwo drzwi od domu otwieram, a jeszcze
trzeba się wydostać i żyć pełnią życia.

Saperką robię korytarze, na razie na tyle mnie stać.
Trochę jak mrówka w mrowisku, a może
kornik bardziej – dopytam o to później.
Cieszę się z tego śniegu jak dziecko, wyjdę
na sanki, dojadę pod twój dom rumiana.

Nie zapomnij czapki, bo zimno i tyle
śniegu napadało – nie, nikt tego nie mówi.


Zmieniam się w psa

Obecnie prowadzę życie na kanapie.
Wyprowadziłam się z poprzedniego.
Czytam książki, które mają osiemset stron,
przyjmuję gości w postaci dwóch suk
oraz syna rekonwalescenta.
Wsłuchuję się w ich oddechy, kiedy wpadają do mnie.
Koją gorąco, które pojawia się między gardłem a mostkiem.

Jak tylko wstanę z kanapy,
muszę natychmiast znów się położyć.
Kładę się więc na macie albo w wannie.
Zmieniam się w swojego psa lub
syrenę – taką, która nie musi już nikogo zwodzić śpiewem.

W poziomie przychodzą mroźne myśli.
Jedna z nich jest wyjątkowo uporczywa:
tylko tak zbuduję swoją siłę.
Jeszcze nie do końca jej wierzę.
Mówią, żeby nie ufać myślom,
bo to tylko myśli.


Teraz nie może

Odpoczywałam na wodzie.
Wtulona w chłodne jezioro czekałam aż przyjdzie.
Przez osiemnaście lat czekałam
aż położy się obok na wodzie.
Wiedziałam, że się boi.
Nie umiał pływać, a z wodą nigdy nie wiadomo.

Karina Caban-Rusinek – Pięć wierszy
QR kod: Karina Caban-Rusinek – Pięć wierszy