wszystkie nasze strachy

– może wolałby pan taki dla seniorów? – proponuje kasjerka w wieku
mojej młodszej córki, która także sprzedaje bilety, choć w innym kinie.
ma maseczkę, ale nawet gdyby próbowała uchodzić za starszą, widać,
że ma najwyżej dwadzieścia. nie musi niczego udawać. ani się starać.

też mam maseczkę. nieustannie ufam, że swą fizjonomią potrafiłbym
jeszcze zwieść niejedną nastolatkę. dziewczyna jest miła i uprzejma:
– są tańsze – wyjaśnia z zauważalnym przez cienki materiał uśmiechem
naturalnym jak mój kac o poranku po walce o ekologiczną bluzę lecha.

– wobec tego poproszę studencki – zachowuję przynależną mi powagę.
– jesteśmy przecież z jednego roku i czasami mijamy się na korytarzu.
– chodzę na pana wykłady? – taktownie gra zaskoczenie. według mnie

powinna za tę umiejętność otrzymać główną rolę bez castingu. na cito.
– finałowa scena zburzyła mi postrzeganie całego filmu – przyznaję, gdy
po seansie wracamy z waldkiem do auta. – jak w życiu – mówi waldek.


jutro, może nawet już dzisiaj, chyba znowu wybuchnie wojna

należy się martwić dziećmi z michałowa (kiedy słucham relacji,
wciąż w mych zatkanych uszach brzmi: z mikołowa; oczywiście
: z michałowa, to jedynie kwestia zalegającej woskowiny); drżę

o nie, wyobrażam sobie, że moje by to mogły być, spać na gołej
ziemi, w chaszczach, okryte liśćmi. maja staśko martwi się nimi,
niepozwalający sobie robić zdjęć jac po śle do nich kartki, wielu

przeżywa koszmar. ćwierć żywej polski martwieje. drugie ćwierć
pląsa w rodzinnym pochodzie. trzecie pół sklina, że żabki dzisiaj
krócej. i nie pojmuje, o co chodzi z tą basią w czwartej zwrotce.


rozmowa o końcu świata

– a ty, gdybyś mógł sobie wybrać chorobę, na którą chciałbyś umrzeć,
to na jaką? – drąży alicja. natychmiast dodaje, że ona nie chciałaby się
utopić, choć zdaje sobie sprawę, że to nie choroba, tylko jedna z wielu
możliwych okoliczności odejścia. jednocześnie udowadnia, że zostaje
po nas energia. – moją spali ogień – mówię, lecz jej to nie przekonuje:

– ciało spłonie, ale energia zostanie – uważa. – twierdzisz, że nie mam
racji? – rzuca wyzywająco. – skąd wiesz, że nie? – skąd wiesz, że masz?
– ripostuję. poza tym nie zamierzam umierać, póki co w mych planach
na najbliższy tydzień jest posprzątanie jaskini, wygranie kolejnej bluzy

w konkursie lecha, rozważenie remontu łazienki, zatankowanie jazzki
do pełna, kupno zabawek dla łucji i marianki, ponowna lektura tomu
arka, zapisanie się na trzecią szczepionkę. prawdę mówiąc, zaskoczyła
mnie nieco ta długa lista przyczynków ku temu, by nadal się tu kręcić.


magia świąt bożego narodzenia

za kwadrans trzecia, na świecie już zmierzch;
przecież to nienormalne, niemoralne, żadnej
otuchy; jak tu wyrwać się z depresji. wracam
do jaskini, trzymam w niej chłód i łaszącą się
kotę; z telewizora wylewa się faszyzm i słodki
odór szamba patriotyzmu.


wśród nocnych fajerwerków

jeden z tych upojnych momentów, kiedy ponownie dochodzisz
do wniosku, że cały świat stworzył się wyłącznie po to, by robić
ci pod górkę. stoisz przed jaskinią, rozpaczliwie naciskasz guzik
przy kluczu, ale wrota tkwią zamknięte. po czym orientujesz się

i zbiegasz na parking, bo sygnał mógł dotrzeć do zaparkowanej
przed blokiem srebrnej hondy oczekującej na kolejne odpalenie
dopiero po zwieńczeniu tego długiego sylwestro-noworocznego
weekendu, na który przytargałeś na swoje trzecie piętro karton

budweisera z biedronki (cztery piwa w butelkach bezzwrotnych
plus cztery gratis; zbrodnią byłoby nie skorzystać z takiej oferty).
o północy postukasz flaszką w monitor i odwzajemnisz płynące
z universum pełne miłości życzenia szczęśliwego nowego mroku.

Bogdan Prejs – Kilka wierszy z okresu świętowania
QR kod: Bogdan Prejs – Kilka wierszy z okresu świętowania