matka obdarza ciałem, obleka w mięso,
jak drobna maszynka wystukuje genom,
niesiesz go, delikatną fiolkę,
terrarium

rodzisz się zwierzchnicą trupią główką,
jedną z pięciu rzek Hadesu, w zamkniętej
szczelnie skrzynce Warda zlizujesz ze ścian
własny gorzki oddech


(do pokoju nie wpada naturalne
światło, może ktoś zasunął story)

przy migoczącym płomieniu świecy
Wanda tka na klawesynie Bachy i Händle,

Denise przewraca kartki, zgrabnymi
palcami wyłuskuje z niej miłość


czy to było w Meridzie? czarne
niebo i jak na rave’ie,
burza z piorunami, gdy
na scenie zarzuela
genero grande, czy to la Dolorosa
wracająca do wzgardzonego kochanka?

opowiedział mi tę historię lub
podobną znajomy z pracy


różo stulistna, różo piżmowa, nie
należymy tutaj
makrele, okonie, witlinki
basso continuo i brudne stopy
od trzymania się mocno ziemi,
należymy tutaj.

Cy Twombly uratował Roberta Rauschenberga
przed utonięciem w jeziorze

(próba samobójcza)

Cy rzucił się na ratunek bez wahania
witlinek połaskotał jego łydkę


silnik mechaniczny kusi niskim dronem,
soundtrack ataków paniki i dworców autobusowych
gdy ktoś zostawia cię rozjebaną na chodniku jak frytki

(w drodze na grób Sylvii Plath
pachniało słodkimi śliwkami
gdy pięliśmy się, klnąc pod nosem
nie wystarczysz mi, nie wystarczysz
życie ze ściśniętym gardłem)


matka niosła cię jak pieczeń, przybraną
na okazje w skóry po babkach, ich matki
niosły na językach sól i wodę,
skrzepy spadały na podłogę, zbierały je
i połykały jak chleb


jestem rozdwojonymi końcówkami
i urywam się jak słaby stream
blizna długa od narodzin do zgonu


w Santo Stefano Rotondo odcinają kończyny i języki,
w pokoju Rothko
w Tate Modern negocjuję z bogami,
spływają mi po nogach jak ciepłe lato

gdy zwijałam się z bólu po tabletkach
i płakałam ze szczęścia,
wykrwawiałam wtedy ciebie i swojego ojca

(jestem, kurwa, szczytem. Bazyliką
zajebistości. Wystrugałam wiersz
z niczego. Z pustki.)

usuwaliśmy razem ciążę, ja leżąc na brzuchu,
który pielęgniarka ugniatała rano ciepłymi palcami
jak miękką kromkę.
wypuszczałam z siebie nasze niedoszłe córki


przychodzi do mnie we śnie
umiarkowanie popularny australijski
aktor
w uniformie robotnika i w brudnej wełnianej czapce na opalonej głowie,
miękko przedstawia, siebie
i sytuację, umieszcza nas w kontekście
i czy mogę wpuścić na sekundkę, żeby wyłączył gaz?

wylęgnie się z tego albo wiersz, albo
diagnoza


czy mógłbyś się tak przejmować
jak Samarytanie? Tak ładnie, okrągłymi literami, bez wykrzykników?


“Smutna poezja nieafirmacyjna”

nie nagrywam już pornoli telefonem
ustawionym pod odpowiednim kątem,
bo nie ma już odpowiednich kątów

kocham się z nim w dekoracjach
z poprzedniej sztuki

Agnieszka Garbutt – Wiersze
QR kod: Agnieszka Garbutt – Wiersze