Wybuchł mi pies. Opóźniony zapłon

Wojciechowi Albińskiemu

A pamiętasz, jak pewniej nocy prosiłeś
natychmiast? I nic się nie stało. Księżyc
zboczył z kursu i zderzył się z drzewem,
żeby ludzie mieli o czym mówić, mówić.
A zima była smutna tego roku,
jadąc do Lwowa. I słyszałem tylko to: już,
tuż-tuż.


Plan Zdzisława

Wielcy politycy robią rzeczy trudne,
ale pożyteczne.
Leszek Balcerowicz

Bierz mnie na bank,
uczniu. Nie oszczędzaj
się. Zostań moim słupem
pożytku prywatnego.
Ego sum. Ergo
gnomicznie. Zbudź się,
zbudź. Zbrudź. Jak miasto,
które umarło, wzięte
brakiem siły.


Całkowite zawieszenie próżni

Zło trzeba nazwać złem.
Olgerd Dziechciarz

Nowy napis na nowym murze:
wiemy, co w księgach pozwalało nam płonąć,
dlatego gasimy się w zarodku. To nie człowiek
dał się kupić, to papier przyjął więcej
i zapłacił każdą cenę. To nie człowiek
człowiekowi gotuje wywar z pokrzyw,
to ścieżka zdrowia funduje sanatorium
przed klepsydrą. Nowy mur na nowym napisie:
żyliśmy w czasach, kiedy kontekst
miał jedną szyję i dwie głowy,
które, gdy nikt nie patrzył,
całowały się.


O wierności: zawsze dziewiętnaście wersów

Nie pisz o tym, że kochasz. Dasz się
wciągnąć w grę bez sumy zerowej,
która twoje emocje zamieni w przecier
pomidorowy, powtórzenie po kontakcie
z czerstwym redaktorem, który w tekst
wchodzi bez masła, by cię skrzywdzić.

Nie pisz o tym, że kochasz. Przecież
każdy wstyd ma dwa końce, a ty nie
radzisz sobie już z tym niewidzialnym.
Przecież tylko jeden raz w rzece
mogłeś zatrzymać czas, by potem
odciąć kupony, loterio losu w krzywym

zwierciadle brzytwy. Najlepiej nie pisz nic,
a już tym bardziej niczego nie tłumacz.
Seria praw nie działa jak prawo serii:
udało ci się przełożyć w kilku związkach,
to teraz nie oczekuj dynamiki reakcji, nawet
jeśli odnowiona energia nie nabrała cię

w pełni, w świetle i w domu literatury.


Miąższ z twoich ud

Mówię: deszcz pada pod wiatr, ale pogoda
mnie mierzi. W tle uchodzi jakiś kebab, to jest
poezja ekwiwalentów przemocy. Wtem
klakson i jakiś mundur łapie się za guzik.
Mówię: jakim cudem cię przechwycę
w tym zmierzchu gwaru, na tym żużlu
bez cech praktycznych choćby dla roz-
paczy. Mamy późny marzec, mamy stopy
najcięższych metali w uszach. Wszystko
da się wyjąć – to jest poezja substytutów
gnozy. Przerzucona, nie odpowiadasz;
wiesz, że strata znowu będzie większa,
choć rozpędzona gospodarka konsumuje
dystans długu. Mówię: ośmielmy się
wyobrazić sobie inne rozwiązania.

I zostaję sam, pod linijką, z limem
pod okiem, które wypatrzyło obraz,
pod spodem. A to był bardzo czerstwy
spód. Dociśnięty niczym.

Rafał Gawin – Pięć wierszy
QR kod: Rafał Gawin – Pięć wierszy