Oleksandr Awerbuch
+++
całą noc gnał mnie przez pole
mej przyjemności
dopóki nie ustąpiły fale
jego smutku
niczym spity
od własnych sił
podczas boju
ale mnie nie zabijało
jak rozprutej ziemi
albo przestrzelonego drzewa
wtedy wziął nóż
zheblował moje uda i wbił
kilka gwoździków żeby naciągnąć łuki
aby lepiej grał
teraz się o mnie nie zaczepisz
jak o straszne
niemal wyczerpane wspomnienie
Fridrich Czernyszow
chłopcy jesteście gejami czy po prostu
z Moskwy
ciebie śmieszy ukraiński rosyjski
plątamy przyimki
przytulamy się w tretiakowce
розбавляємо українською
sprzeczamy się gdzie lepiej
kochany
jaka różnica w którym metrze się melinujemy
jaka różnica przed kim zwiewamy
przed kolesiem o twarzy mordercy w czapce Russia
czy też przed wygolonymi bandziorami ze swastykami na
łybiedskiej
jaka różnica jak nazwą nasz obóz koncentracyjny
przecież nawet z wybitymi zębami będę mógł ci obciągnąć
przecież złamana przez kolejnego russischführer ręka nie przeszkodzi ci
wyjebać mnie tak zajebiście
jak nigdy wcześniej
olej ich wszystkich
let’s go and fuck our queer solidarity –
w najgorętszej chwili obejmuję twój postmodernizm
niepohamowaną anarchią
i ściskam tak mocno
wszystko o czym później będziemy mogli rozmawiać
niebinarne
faminatywy
dzisiaj rozgrzany przez ciebie i zwinięty
w ciepły kłębek czułem
maleńkie szczątkowe błyski od wystrzałów
twej broni
o-o-o tysiące małych pożarów
in my tiny vagina
bezładnie wybuchających
jak migotanie przedsionków
jak uderzenia mojej szpicruty
wszystko o czym teraz mogę myśleć na 31. miejscu
pociągu moskwa-odessa z misgenderującym konduktorem to to
że żadne szumowiny w pagonach
podejrzewające że jestem agentem obcego wywiadu
żaden skurwiel odcharkujący
służbowy recytatyw ostentacyjnie niedbale
a potem
zaskakująco wyraźnie pytający przy wszystkich
w którym roku dokonałem zmiany płci
żaden gnój z fsb
szczerbate pojeby z trójzębami w moro
żadne rosyjskie zepsute powietrze
czy też ukraińskie nacjonalistyczne marzenie
żadne wąsate pluskwy celne
wskazujące brudnymi obgryzionymi paluchami na mój
korek analny co ty kurwa tam wieziesz
nie dobiorą się do tego miejsca w środku
w którym nastrajasz mnie jak wiolonczelę
uciskając mocno z precyzją
raz po raz
wsłuchując się w barwy mego charkotu
nie ustając do tej pory
póki maleńkie koraliki łezek nie spotkają się
ze śladami twoich
pocałunków
Ilia Daniszewski
***
A gdy woda podejdzie do piersi to będzie wina wody
a mogła to być winna wojny ciemne lukrecjowe światło ogrodu węży
poprzeplatane korzenie zamiast zgięcia lepkiego słowa
w mętnej szufladzie dzieciństwa pocałunki pod kątem złożą jaja pod skórą
głuchej niewinności przed wodą i przed wojną i tej
która pada na wznak zielona piana lepkie pale rytmiczne jebanie sygnałów
potem rytmiczne jebanie uderzeń potem
latarnie prześwietlają księżyc do dziur jego światło niewinnie na kraciaste uderzenia
i odblaski na wgnieceniach niewinnych
Rufija Dżenrbekowa
***
KAZANIE [censored]
Błogosławieni niewypłacalni i bez określonego miejsca zamieszkania, gdyż ich jest [censored].
Błogosławieni pogwizdujący w bok i mówiący ni, peng i neee-wom, gdyż nie potrzeba im
żadnego pocieszenia.
Błogosławione traktrysy, elipsoidy, zamknięte krzywe i wielościany nieforemne, gdyż
dziedziczą [censored], czego nie należy udowadniać.
Błogosławione obiekty biopolityki i policyjnego dozoru, odbywające kto gdzie i kto dokąd, gdyż osiągają /docierają [censored] i kontynuują wędrówkę.
Błogosławieni bluźniercy i pracownicy seksualni, pasożyty i płaczki, pańszczyźniani i garbaci,
gady i polimorficzni, anorektycy i husky, skłonni do otyłości i z dwubiegunowym, gdyż wszyscy tacy jesteśmy.
Błogosławieni czyści, w połowie czyści i nieczyści, gdyż nie da się oczyścić jednego nie zanieczyszczając drugiego.
Błogosławieni obłudnicy, gdyż nie ma takich, których można by było udawać.
Błogosławieni pozostali, poddani imperatora, biegający jak opętani, rozbijający wazony na kwiaty, podobne z oddali do much, narysowane myszką na kolanach i prosięta ssące, gdyż wszystkich nas włączono do tej klasyfikacji.
Błogosławieni wy, gdy będą was rozstrzeliwać z armatek wodnych i sądzić za przemyt [censored].
Okazujcie radość i smutek, gdyż tak już było: nie wy pierwsi, nie wy ostatni.
Jesteście solą kwasu, zasadą księżyca, dopaminą zimy, estragonem, estrogenem i liściem laurowym ziemi.
Gdy szałwia i kolendra się skończą, kto pobiegnie do warzywniaka?
Jesteście światłem ślepego deszczu. Nie może schronić się przed ulewą pride z trąbkami i flagami, idący po ulicach miasta na wzgórzach.
Po podłączeniu wieczorem nagłośnienia z laserowym światłem nie chowają go za żelazną kurtyną, ale stawiają na placu, żeby świecił wszystkim.
Niech tak świecą nasze szkarłatne liliowe lampy przed ludźmi, w oknach publicznych mieszkalnych domów i w witrynach budynków publicznych cierpliwości, żeby było widać kuchnie i salony, sypialnie i prysznice, podwórza i mansardy, gdzie rozbrzmiewa dniem i nocą bezwstydne kazanie [censored]
Jelena Gieorgijewska
***
rosyjski poeta mówi, najbardziej rosyjski poeta mówi:
lgbt nie bywa na wołdze, szeksnej* i mołodze**
podrałowali na drogie wino do holenderskiego muzeum holokaustu
ale mołoga to jest wodny holokaust
rosjanie zwyciężają, paląc wodą
rosyjska wódka — z płynnej ziemi
i więcej nie słychać zakopanych w rosyjskim powietrzu
nasze twarze już pod wodą. jeśli długo posiedzisz i poczeksz
zobaczysz lgbt-mołogę
zobaczysz jak nasze trupy wypływają, przeszkadzając ci pitolić
*Szeksna – lewy dopływ Wołgi mający swe źródła w Jeziorze Białym, w obwodzie wołogodzkim, na terenie Rosji.
**Mołoga — nieistniejące dziś miasto położone przy ujściu rzeki Mołoga do Wołgi, zatopione wraz z częścią mieszkańców podczas budowy Zbiornika Rybińskiego w 1937 r. (przypis tłumacza)
Lida Jusupowa
Luba Makarewska
Zabolało
cię
gdy
zobaczyłaś
cichy
obnażony blask
świata
Nad głowami
cierpiących
zwierząt
dzieci
kwiatów
Co
zrobiłaś
z tym bólem?
Czym go
owinęłaś?
Żeby znieść
albo wyrzucić
z siebie precz
Żeby jego biała
zasłona więcej
nie przeżerała
twego nieobecnego
wzroku
Widzisz
jak on nie potrafi
znieść
cudzego bólu
jak dzieci
nie znoszą
zastrzyków
Stanisława Mogilowa
***
tak biła że teraz siniak na dłoni
mashallah*
„w łechtaczce, w sferze fantazji”
tak biła i wyrywała się
czy jest siła
w słowach twoich
dziewczynko
w ostatnim słowie
i w pierwszym
w ostatnim jak i w pierwszym
w strefie
w strefie
fantazji
bądź pochwalony, ubogi
na wszystko jest twoja chwalebna wola
dziewczynko
dziewczynko
czy też
kim tam jesteś
podnosimy ciebie
ciało twe bez wagi
nieprzejednane
wyniesiemy
z martwego kodu
nadniesiemy
ponad prawem, ponad znakiem
naniesiemy na nie
na ciało twoje
sygnalne linie przerywane
podniesiemy je
ciało twe bez wieści
nieprzejednane
podniesiemy cię poniesiemy
odpowiedzialność
prawną
materialną
polityczną
moralną
indywidualną
kolektywną
intelektualną
dyskursywną
podniesiemy cię poniesiemy
nad czerwonym kwiatem trwożliwym
nasze dłonie, ramiona
nasze kręgosłupy, karki
staną się twymi nogami
twoim ruchem
w konturze osypującym się
osypującego się świata
dokonać sekcji, żeby zrozumieć
prawdziwe czy
żywe
*Mashallah (arab. ما شاء الله ) – arabska fraza oznaczająca „Wola Boga” lub „jak Bóg sobie życzy”. Wyraża radość, uznanie, wdzięczność lub pochwałę. (przypis tłumacza)
Ti Cho ! ( r-r.) musztatow
Ramil Nijazow
z cyklu «theater of the depressed»
Galinie Rymbu
moja ojczyzna umarła
jej ciało obróciło się w wieś
drut kolczasty wokół którego
z każdym dniem
się zawężą
krzyczę
leżę sam
w tym osiedlu
oni zapłacą dwa razy więcej za połączenie międzymiastowe żeby tu
dotrzeć i zerżnąć mnie
patrioci i ukochani przyjadą zerżnąć mnie
pierwszymi będą patrioci powiedzą
zapłaciliśmy ciut więcej niż zwykle za to regularnie i nie za dużo
pobili nas po drodze swoi gliniarze za to nie pedały
kiedy żyć jeśli wciąż boją się wychodzić na ulicę gdzie mogą cię pobić za farbowane włosy kolczyki w uszach albo niechęć do chodzenia tak jak chodzą wszyscy i śpiewać te same komsomolskie pieśni ich dzieciństwa nazajutrz po dniu pamięci ofiar inwazji na Czechosłowację
krzyczę z pewnością dobrzy z was i uczciwi ludzie kocham was ale władzy trzeba tylko władzy produkować władzę ale nie mogę w moim gardle utknął ich chuj co strzela we mnie jadowitym nasieniem jego kiełki wyrastają na przesiąkniętą cierpkim winem łodygę róży wokół mego członka staram się zetrzeć go tarciem o ścianki ukochanych ale kolce za każdym razem wbijają się coraz silniej wsysają moją krew moje dzieci przez szramy wyrastają w ukochanych ukochani przyjdą drudzy okulbaczą mnie spróbuję założyć prezerwatywę złu nie dać przejść dalej niż ja ale kolce przebiją go niczym ciało Chrystusa ukochani schwycą mnie za gardło powiedzą nie na sutki moje co stały się gwoździami albo kocham cię spójrz
na niebo spójrz
niebo nie wie że zaczęła się wojna
doprawdy jesteśmy mądrzejsi od nieba
gdy dojdę w sobie
weźmiesz kindżał
i wytniesz moje brzemienne łono
położymy się wkoło
i jakby silno
nie zawężał się drut kolczasty wokół wsi
przyrodnie
nasze dziecię
zachowa
nasze ciała
koronę cierniową
Galina Rymbu
minął sen, Lesbio, nastał czas smutku,
zrzucenia pierścieni i sukni na krwawej uczcie
w imię wiecznej pamięci sióstr naszych
będziemy rozbijać kielichy!
o, Lesbio, czas wojny nastał,
kupowania broni traumatycznej u krępych facetów,
w etui od macbooka chowania ostrza, szydła
i ruszaj, zaciskając zęby, przez rzędy naziołów ciemnych.
o, Lesbio, to czas leży, jak w trumnie przyciśnięty,
jak u ofiary jego rozrąbana czaszka
i krew zalewa twarz, spojrzenie obojętne.
czy czujesz, jak bije serce, gdy przykładasz rękę
do piersi mojej, jak ta noc nas przygniata?
nastał czas wypadania pijanymi na twerską, na aleję pokoju
i przytulania.
taki czas, że miłość i polityka — to jedno i to samo,
a policja i nienawiść — to coś zupełnie innego.
gdzie otwarte wykłady zamieniają się na lekcje walk ulicznych,
gdzie oddech na mrozie przemienia się w wyimaginowane wolne uniwersytety
i na kolanach stoi olimpijski miszka
a razem z nim na kolanach stoi dziecko,
widzę, Lesbio, w ręce twej brzytwa, włosy splątały się, wzrok szalony.
zatrzymaj się więc — przeżyje nasze serce!
patrząc w oczy rodziców, przez spoliczkowanie przecinając podwórze,
przebiegając jak migotanie przez kordony,
ostawiając graffiti i wiersze,
Lesbio, powstań! nastał czas by zaśpiewać wesołą piosenkę,
wypluwając krew i okruchy zębów,
zakrywając twarz rękoma, rozdzierając asfalt,
póki nasi bracia, nasi przyjaciele, nasi rodzice
wstają w krąg i krzyczą: „hop, hop!”
nie wiem, jakie trzeba przeczytać książki,
jaką polityczną walką tu trzeba się zająć,
gdy dokoła wszyscy ani martwi ani żywi,
będąc w zmowie, w niebycie ustanawiają jeden porządek,
gdy wodzą po ustach obszczanym członkiem
za stertą desek na szkolnym podwórku: „zara nauczymy cię normalnie”
tej nocy ani żywej i ani martwej,
gdy nie znasz języka drugiego,
wstawaj, Lesbio! dosyć, wstawaj z kolan!
wstawaj, kochana, nawet jeśli pewna śmierć pisana
i ta uczta, straszna i obciachowa, to mięsne jadło,
te robaki na głowach „czarnej junty”,
te okrzyki, uderzenia, wiece, szlochy — to zginie w otchłani.
przełożył Tomasz Pierzchała