Paterson
(From Book One)
Preface
Rygor piękna to wezwanie. Ale jak znaleźć piękno
kiedy jest zamknięte w umyśle przeszłości wszystkich protestów?
Aby zacząć,
złóż szczegóły
i spraw aby stały się ogólne, tocząc sie
sumą, poprzez wadliwe znaczenia –
Wąchaj drzewa,
jak kolejny pies
wśród wielu psów. Co
tam jeszcze jest? Zrobi to?
reszta – pobiegła –
za królikami.
Tylko kulawi zostali – na
trzech nogach. Drapią przód i tył.
Oszukują i jedzą. Kopią
stęchłą kość
Od początku jest pewnością
konica – skoro nic nie wiemy, jasne
i proste, poza tym
nasze własne zawiłości.
Ale nie ma
bez powrotu: wynurzany się z chaosu,
dziewięciomiesięczny cud, miasto
człowiek, tożsamość – nie może być
inaczej –
wzajemne przenikanie się, w obie strony.
Skręt
w górę! awers, rewers;
pijany trzeźwy; znakomicie
brutto; jeden. W niewiedzy
pewna wiedza i wiedza,
niezdyscyplinowany, jego własna zguba.
(Wiele nasion,
zapakowane ciasno z szczegółami, zepsute,
jest stracone w strumieniu i umyśle,
rozproszony, odpływa w te same
szumowiny)
Zwijanie, zwijanie trudne z
liczbami
To jest prostackie słońce
wschodzące w gnieździe
wydrążone wschodzące słońca, więc za nic w tym
świecie człowiek będzie dobrze żył w swoim ciele
oprócz umierania – nie zna siebie
umierający; ale tak jest
zaprojektowany. Odnawia siebie
w ten sposób, w dodawaniu i odejmowaniu,
chodzić w górę i w dół.
Zwijanie, zwijanie trudne z
liczbami
To jest prostackie słońce
wschodzące w gnieździe
wydrążone wschodzące słońca, więc za nic w tym
świat człowiek będzie dobrze żył w swoim ciele
oprócz umierania – nie zna siebie
umierający; ale tak jest
zaprojektowany. Odnawia siebie
w ten sposób, w dodawaniu i odejmowaniu,
chodzić w górę i w dół.
Z tomu From Al QueQuiere!
(To him Who Want sit), 1917
Sielanka
Kiedy byłem młodszy,
stało się jasne,
że muszę zostać kimś.
Zestarzałem się,
spaceruję bocznymi ulicami,
podziwiam domy
bardzo biednych:
krzywe dachy,
zagracone podwórka,
druciane klatki na kurczaki, popioły,
uszkodzone meble,
płoty i przybudówki
sklecone z desek
i skrzynek, wszystko,
jeśli będę miał szczęście,
pomazane niebieskozielonym kolorem,
który nie spłowiał na wietrze,
on podoba mi się najbardziej
ze wszystkich kolorów.
Nikt nie widzi w tym niczego ważnego dla kraju.
Przeprosiny
Dlaczego dzisiaj piszę?
Piękno
strasznych twarzy
naszego nie-istnienia
wzrusza mnie:
kolorowe kobiety
harujące od rana do wieczora –
stare i styrane –
wracają o zmierzchu do domu
nędznie ubrane
o twarzach podobnych do
starego florenckiego dębu.
Także
stateczność
waszych twarzy wzrusza mnie –
szanowni obywatele –
ale nie
tak samo.
Rozprawa
Nauczę was moi współmieszkańcy,
jak odprawić pogrzeb,
macie przewagę nad
artystami,
ktoś powinien posprzątać ten świat,
macie zdrowy rozsądek.
Widzicie! Karawan.
Rozpocznę od wzoru karawanu.
Na miłość boską nie czarny –
nie biały także – i nie wypolerowany!
Niech będzie podniszczony – jak wóz rolnika –
ze złoconymi kołami (to może być
najnowszy mały wydatek)
albo bez kół:
prymitywna platforma ciągnięta po ziemi.
Wybijcie szyby!
Mój Boże – szyby, moi współmieszkańcy
w jakim celu? Czy umarły przez nie
wygląda albo my jego podglądamy,
jak się zadomowił, patrzy na kwiaty,
czy one są, czy nie –
po co?
Czy ukryjemy go przed deszczem i śniegiem?
Wkrótce będzie miał lawinę:
kamienie i ziemia, dlaczego bynie.
Niech nie będzie tam szkła –
ani tapicerki, uff!
ani małych kółek z brązu,
ani innych rolek –
moi współobywatele, co o tym myślicie?
Zwykły, prosty karawan
ze złoconymi kołami, bez dachu.
Na nim leży trumna
utrzymywana własnym ciężarem.
Żadnych wieńców proszę, w szczególności żadnych pięknych kwiatów. Zwykle pamięć jest najlepsza, coś, co umarły sobie cenił i był z tego znany: stare ubranie, być może kilka książek, Bóg raczy wiedzieć co! Wiecie, co mam na myśli moi współmieszkańcy, coś zawsze się znajdzie – cokolwiek – nawet kwiaty, jeśli na tym mu zależy, to wszystko w tym karawanie.
Jeśli chodzi o woźnicę – na miłość boską! –
zabierzcie mu jedwabny kapelusz! Prawdę
mówiąc, jest mu niepotrzebny.
Bezceremonialnie zaciągnijcie naszego przyjaciela
do jego miejsca!
Połóżcie go w dół – połóżcie go w dół!
Nisko i skromnie! Nie chcę, aby jechał
na wozie – do diabła z nim! –
grabarza draba.
Pozwólcie mu trzymać lejce
i iść obok
również skromnie!
Wtedy przez chwilę
idźcie za nim – tak jak to robią we Francji,
siódma klasa, jeśli jedziesz.
Piekło weźmie firanki! Zgódźcie się z tym kłopotliwym
przedstawieniem, usiądźcie wygodnie –
pogoda jak żałoba.
Czy myślicie, że można wykrzyczeć żal? Jaki – od nas? My, którzy być może nic nie mamy do stracenia? Podzielcie się z nami, podzielcie się z nami – to będą pieniądze w waszej kieszeni. Idźcie teraz. Myślę, że jesteście gotowi.
Do samotnego ucznia
Racz zauważyć mon cher,
że księżyc jest
zawieszony nad
iglicą wieży,
a jego kolor
różowej muszli.
Racz zauważyć,
że jest wczesny poranek,
a niebo
błękitne
jak turkus.
Racz zrozumieć
jak ciemność
zbiega się z liniami
iglicy,
spotykają się na czubku wieży,
zauważ jak
małe upiększenie
próbują je zatrzymać.
Zobacz, jak to się nie udaje!!!
Zobacz jak zbiegające się linie
sześciokątnej iglicy
uciekają w górę,
cofają się, dzielą!
– kwiat kielicha,
chronią i osłaniają
kwiat!
Zauważ
jak nieruchomy
nadgryziony księżyc
leży zabezpieczony na liniach.
To jest oczywiste:
w jasnych kolorach
poranka
brązowe-kamienie i łupek
błyszczą pomarańczowo i ciemnoniebiesko.
Ale zauważ
przygniatający ciężar
przysadzistej budowli!
Zauważ
jaśminową jasność
księżyca.
Z tomu Sour Grapes, 1921
Przebudzona Starsza Pani
Starość jest
stadem małych
piskliwych ptaków
skubiących
korę drzewa
nad zamarzniętym śniegiem.
Zyskując i tracąc,
miotane są podmuchem
złowrogiego wiatru.
Ale co tam?
Na badylach chwastów
stado odpoczywa,
śnieg
pokryty rozłupanymi
łuskami,
a wiatr utemperowany
natarczywym
popiskiwaniem stada.
Irysy
Zatrzymałem auto
aby dzieci przeszły
gdzie ulice się kończą
w słońcu
na krawędzi bagien
gdzie sitowie się zaczyna
stoją małe domki
skierowane ku trzcinie
niebieska mgła
w oddali
na drutach
winorośl się wije
na wino
kiście winogron
małe jak poziomki
rowami
płynie czysta woda
wpada do kanałów
z wierzbami ponad nimi.
Sitowie jak woda
rozpoczyna się od brzegu
falują ostre trawy
ciemno i jasno zielone.
W sitowiu
kwitną irysy
ponad głowami dzieci
rozgarniają je
zrywają je irysy
gołymi rękami, pojawiają się
z naręczem kwiatów,
aż w powietrzu unosi się zapach
tataraku
mokrych, lepkich łodyg.
Wiosenne ubolewanie wdowy
Smutek na moim podwórku,
gdzie młoda trawa
płonie tak samo jak
płonęła kiedyś, ale nie
tym zimnym ogniem
który zamknął rok ubiegły.
Trzydzieści pięć lat
żyłam z moim mężem.
Śliwa obsypała się dzisiaj
kwieciem.
Mnóstwo kwiatów
obciąża gałęzie czereśni,
krzewy mienią się
żółtą i czerwoną barwą,
ale smutek w moim sercu
jest silniejszy od nich,
choć niedawno były moją radością,
dziś zauważam je,
ale zapominam o nich,
gdy tylko odwrócę głowę.
Dzisiaj mój syn powiedział mi,
że na łąkach,
na skraju ciemnego lasu,
hen daleko widział
drzewa kwitnące na biało.
Myślę, że powinnam
tam pójść,
zapaść się w te kwiaty,
utonąć w bagnach pod nimi.
Wielka cyfra
Wśród deszczu
i świateł
widziałem złotą
cyfrę 5
na czerwonym
wozie strażackim
pędzącym
po wariacku
z dzwoniącymi gongami
wyjącą syreną
i kołami dudniącymi
przez miasto po zmroku.
Z tomu Spring and All, 1923
Wiosna i wszystko
Na drodze do szpitala zakaźnego
pod pierzastymi, niebieskimi,
poplamionymi chmurami goni
z północnego wschodu – zimny wiatr. Niżej
nieużytki, podmokłe pola,
brązowe uschłe badyle sterczące i połamane.
Oczka stojącej wody,
gdzieniegdzie wysokie drzewa.
Wzdłuż drogi czerwonawe,
purpurowe, rosochate, rozłożyste, rozgałęzione
krzaki i małe drzewa
z obumarłymi, brązowymi liśćmi, pod którymi
bezlistny powój –
Na pierwszy rzut oka nieżywa, ociężała
oszołomiona wiosna nadchodzi –
Wchodzą w nowe życie nadzy,
zziębnięci, niepewni tego wszystkiego,
ale wchodzą. Wokół nich
zimny, znajomy wiatr –
Dzisiaj trawa, jutro
kędzierzawy liść dzikiej marchwi.
Jedna po drugiej wyrastają rośliny –
która szybciej odkryje kształt liścia.
Teraz nabierają dostojeństwa,
wychodzą, chociaż całkowita przemiana
nie nastąpiła: budzą się głęboko
korzeniami.
Rolnik
Głęboko zamyślony rolnik
z rękami w kieszeniach
idzie w czasie deszczu
pośród nie obsianych pól,
ale w głowie ma już żniwa.
Zimny wiatr marszczy wodę
pośród zgniłych wodorostów.
We wszystkich stronach świata zimno:
ponure sady
ciemnieją pod zachmurzonym marcowym niebem –
pozostawiając miejsce na zadumę.
Poniżej zarośla
sterczą przy
deszczowej śluzie
wyłania się wóz
z postacią
rolnika – stworzonego
– rywala artysty.
Śmierć fryzjera
śmierć
fryzjera
fryzjera
przemówiła do mnie
wycinając moje
życie ze
snu podcinając
włosy
To tylko
moment
powiedział, umieramy
każdej nocy –
A oto
i
najnowszy
sposób na zapuszczanie
włosów
łysa śmierć –
powiedziała mu
o kwarcowej
lampie
i starszym mężczyźnie
z trzecim
garniturem zębów
dał znak
staremu mężczyźnie
a ten powiedział
w drzwiach –
Piękna pogoda dzisiaj!
dlatego
śmierć goli
go dwa razy
w tygodniu
Czerwona taczka
tak wiele zależy
od
czerwonej
taczki
wypolerowanej
deszczem
obok białych
kur
Z tomu Collected Poems, 1921–1931
Młody Jawor
Muszę ci to powiedzieć
ten młody jawor
z okrągłym mocnym pniem
pomiędzy mokrym
chodnikiem a kanałem ściekowym
(gdzie woda
spływa) rośnie
pięknie
prosto do nieba
jego przechylony
pień
w połowie wysokości
dzieli się i maleje
rozsyłając gałęzie
na wszystkie strony –
obwieszony cienkimi
kokonami –
aż nic nie pozostaje
tylko dwa
ekscentryczne węzły
odgałęzień
wygiętych do góry
podobnych do rogów na koronie
Drzewa Botticellego
Alfabet
drzew
jest chwilą
pieśni liści
nakładają się
cieniutkie ogonki
liter pisząc
zima
i zimno jest
rozświetlone
nakłuwającą
zielenią
deszczem i słońcem –
Bezwzględnie prosta
zasada
wyprostowane gałęzie
są modyfikowane
przez podcinanie
jeśli kolor, szczery
warunek
uśmiechy miłości –
……
aż rozebrane
zdania
porusza się jak kobiety
nogi pod bielizną
wychwalając tajemniczą
szybkość pragnienia
podporządkowania miłości
latem –
Latem pieśń
wyśpiewuje siebie
ponad cichymi słowami
To tylko chcę powiedzieć
Zjadłem
śliwki
które były w
lodówce
prawdopodobnie
odłożone
przez ciebie
na śniadanie
Wybacz mi
ale były pyszne
takie słodkie
i takie zimne
Z tomu An Early Martyr, 1935
Rzecz
To, z twarzą
pokiereszowaną jak pomarańcza
tak nagle
przyciąga wzrok
spogląda i krzyczy
Wojna! Wojna!
Ona chwyta
gruby, podarty płaszcz
podniszczony kapelusza
dziurawe buty
Wojna! Wojna!
potyka się na lęku
młodych mężczyznach
którzy kolbami
popychają ją
rozciągnięta –
notka
na samym dole kartki
Kwitnący biały grochodrzew
(druga wersja)
Wśród
Zielo
nych
gęstych
jasnych
starych
połamanych
gałęzi
nadchodzi
biały
słodki
maj
znowu
Do biednej staruszki
Je śliwki na
ulicy, wyjmuje je
z papierowej
torebki
Śliwki bardzo jej smakują
one bardzo jej
smakują. One jej
smakują. Bardzo
Widać to
jak wkłada je do ust
wprost ze palców
wysysa pestki
Zadowolona
zapach soczystych śliwek
wypełnia powietrze
Tak bardzo jej smakują
Portret proletariuszki
Duża młoda kobieta
w fartuchu z odkrytą głową
Z ulizanymi do tyłu włosami
stoi na ulicy
Palcami jednej nogi w pończosze
dotyka chodnika
But trzyma w ręce. Zagląda
do niego uważnie
Odrywa papierową wkładkę
w poszukiwaniu gwoździa
który ją ranił
Z tomu The complete collected Poems, 1906–1938
Klasyczna scena
Elektrownia
90 stóp wysoka
w kształcie
krzesła z czerwonych cegieł
na nim
usadowiły się figury
dwóch metalowych
kominów – aluminiowych –
górują nad rejonem
nędznych chałupy
dach przy dachu
z jednego z nich
unosi się pod szarym
niebem żółtobrązowy
kłęb dymu
ten drugi
dzisiaj pauzuje –
Lato
Ludzie stoją
nad otwartą
dziurą poniżej
dużo liści
wychwalają
wykopaną ziemię
na nową drogę
obok
starszy mężczyzna
na kolanach
narwał pełen
kosz
ugniecionej trawy
swoim kozom
Warunek
Pomiętym arkuszem
szarego papieru
kształtem
przypominającym
człowieka
obracał
wiatr powoli na ulicy
w te i we te
we wszystkie strony gdy
przejechało
go auto
przygniotło
do ziemi. Inaczej niż
człowiek wstał
wiatr zakręcił
nim w te
i we te tak
jak wcześniej.
Bieda
Anarchia biedy
mnie zachwyca, stary,
drewniany, żółty dom wciśnięty
pomiędzy nowe kamienice z cegieł
balkon z dębowych
gałęzi z pięknymi liśćmi
odlany w żelazie. Podobny do
ubranek dzieci
oddających każdy etap ich
dzieciństwa –
kominy, dachy, płoty
drewniane, metalowe w tym
przestrzeni wieku niczym
nie ograniczonej: staruszek
w swetrze i miękkim czarnym
kapeluszu zamiata swoje własne
dziesięć stop chodnika
na wietrze, który niespokojnie
skręcił za rogiem,
zniewalając całe miasto.
przełożył Adam Lizakowski
Dzierżoniów, 10.12.2018
Źródło:
Selected Poems (William Carlos Williams) Paperback – September 17, 1985 by William Carlos Williams (Author), Charles Tomlinson (Editor). Published by, A New Direction Book. New York,l[q 1985.